Recenzja Uncharted 4 Kres Złodzieja


Znacie to uczucie kiedy kończycie świetną grę i chcielibyście spędzić z nią jeszcze trochę czasu? Pewnie odpowie większość z was, że tak… Jak was ja dobrze rozumiem.

Uncharted 4 Kres Złodzieja to jedna z lepszych gier z 2016 r. i po przejściu jej mogę śmiało się pod tym stwierdzeniem podpisać. Fabuła przedstawiona w U4 jest wolniejsza i bardziej przemyślana. Nie mamy tony efektów specjalnych, które eksplodują co pięć minut. Złapałem się nie raz na tym, że sporo czasu antenowego poświęcono eksploracji, czy etapom platformowy, a znacznie mniej starciom z wrogami. 


Sama narracja jest też bardziej zbliżona do tej z The Last of Us. Wbrew pozorom nie był to zamiar docelowy. Tutaj pozwolę wrzucić parę faktów zakulisowych o produkcji ostatniej części Kresu Złodzieja

Naughty Dog tworzyło równolegle dwa projekty. Pierwszy to właśnie TLoU, a drugi U4. Wydawca postawił wszystko na projekt z zombie, co jak twierdziła Amy Hennig spowodowało, że nie miała dostatecznej liczby osób do pracy. Aby uratować projekt zaangażowano  „złotych chłopców”, czyli reżyserów TLoU, a panią Amy rzekomo wyrzucono za fraki. Sporo tego co zrobiono pod starym kierownictwem wyrzucono, a crunch stał się codziennością. 


Teraz jak już znacie sprawę z grubsza to możecie zrozumieć, że o inspiracji mowy być nie może. Po więcej faktów zapraszam do książki Pot, krew i piksele tam znajdziecie cały rozdział poświęcony tej sprawie. Wróćmy jednak do sedna, czyli samej kampanii.

Historia toczy się wokół powrotu starszego brata Nathana i tajemniczego skarbu pirackiego. Natomiast w tle przetaczają się zgrabnie włożone inne wątki, które doskonale urozmaicają trzon gry. Z jednej strony mamy pokazane relacje państwa Drake, a drugiej dwóch braci z czego jeden wraca po wielu latach. Elementem łączącym te rzeczy jest rozdarty Nathan, który nie chce skrzywdzić żadnej ze stron. Co jak łatwo się domyśleć mu nie wychodzi.


Relacje jakie łączą go z Eleną są naprawdę w ciekawy sposób pokazane. Najlepiej obrazuje je wspólny posiłek i gra na PS1 w Crasha Bandicota. Ciekawostką jest, że wstępnie planowano tam wstawić taniec pary.

Dzięki świetnym animacją twarzy, które w mojej subiektywnej ocenie biją te z Wiedźmina 3, można dostrzec wszystkie emocje bohaterów. Nawet ruchy są dopracowane niemalże do perfekcji. No, skoro już o nich piszę to warto przyjrzeć się scenie, gdzie braciszkowie zdejmują smokingi i to na naszych oczach! Aby tego dokonać twórcy musieli zastosować ciekawą sztuczkę.


Nie będę mówił jaką dokładnie, bo wszystko piszę we wspomnianej przez zemnie książce. Wrócę jednak do fabuły jeszcze na chwilę. Samuel to ten brat co się pojawia w tej części jest naprawdę ciekawym jegomościem. Motywację jakimi się kieruję i poglądy jakie wygłasza są dość sensowne patrząc zapewne z jego punktu widzenia. Chodzi mi jednak o to, że można go polubić, ba jest on naprawdę bardzo dobrze napisaną postacią pełną wątpliwości, sprytu i co najważniejsze troski wobec młodszego brata. Choć z tym ostatnim mam pewne wątpliwości.

Ich relację są naprawdę bardzo podobne jak Joela i Ellie. Wielokrotnie też starano się pokazać to po przez retrospekcję i „przypadkowe” umieszczenie ich na motorze.


No dobrze, a teraz rozgrywka. Największą zmianą było dla mnie brak mobków, pardon potworów strzegących skarbu. Odebrałem to pozytywnie z tego też powodu, że elementy nadprzyrodzone są całkowicie zbyteczne. Kampania jest podzielona na rozdziały, a wraz z tym poszczególne etapy rozgrywają się na różnych obszarach świata. Projekty poszczególnych poziomów są znacząco zróżnicowane od siebie. A im dalej w las tym więcej popisowych akcji można rozegrać.

Trzeba jednak pamiętać, że miłośnicy na Rambo, będę musieli zwolnić lub obniżyć poziom trudności. Wielokrotnie przekonywałem się, że eliminacja na cichacza jest bardziej opłacalna. Nie brakuję nam możliwości pozbycia się wroga, od ściągnięcia go w przepaść, aż do efektywnego zeskoku lub lotu na linie i wylądowaniem na biedaku. Daje to naprawdę sporo satysfakcji niezależnie od metody wykonania.



Naughty Dog wzięło też pod uwagę możliwość niszczenia otoczenia, a więc chowanie się za drewnianą skrzynką nie będzie dobrym pomysłem. Kolejną sprawą są zagadki. Dzięki nim szybko zauważyłem, że ktoś trzyma mnie, „na siłę” za rękę. Podpowiedzi uruchamiają się stanowczo za szybko. Co oznacza, że albo są tak łatwe, albo ktoś jest przewrażliwiony i boi się „gniewu odbiorcy”. Inną sprawą jest elastyczny poziom trudności, który rośnie lub maleje zależnie od umiejętności grającego. Finałowa walka najlepiej to pokazuję.

Na sam koniec zostawię sobie to co najlepsze, a przynajmniej w tej produkcji. Dźwięk przestrzenny jaki zaimplementowano w Uncharted 4 Kres Złodzieja jest naprawdę niezwykły! Gdy po raz pierwszy uruchomiłem grę to naprawdę miałem wrażenie bycia w „środku” akcji: warkoty, szumy, krzyki wszystko to wspaniale współgrało ze sobą dając niepowtarzalne wrażenie niczym w kinie.


Kolejną rzeczą były odbicia w lustrze, czy odblaski światła. Jakby ktoś powiedział mi, że PS4 ma Ray tracing to bym uwierzył. Naprawdę chylę czoła przed najlepszymi, oczywiście zaraz po Redach.

No i na sam koniec wnętrza. Mieszkanie Draków to pierwsze jak i drugie oglądałem z wielką starannością. Nie mogłem się nadziwić ile trudu włożyli, aby je stworzyć, ale to i tak nic w porównaniu z ostatnią lokacją, gdzie się znajduje skarb, tam dokonano wprost tytanicznej pracy. Potężne pomieszczenia w stylu barokowym. Przepych i jak to ujęli braku gustu nie brakowało i co równie ważne świat sam opowiadał co się wydarzyło w tym miejscu. Ale tylko na końcu wcześniej jest co prawda przepięknie, ale pod kątem narracji średnio.


Czy warto zagrać w  Uncharted 4 Kres Złodzieja? Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią tak. Dopracowana fabuła, liczne wyjścia naprzeciw graczowi chociażby złośliwe uwagi na nasze zachowania. Spróbujcie zdetonować wszystkie pułapki na końcu lub przejechać kilka raz na dupie po wzniesieniu, a zobaczycie. Smaczków wszelakich jest znacznie więcej dlatego gorąco zachęcam do zagrania. Pozycja obowiązkowa.   

Mamy pierwsze produkcję na grę roku! Oby tak dalej. Zobaczymy jak będzie później. :D

Jakie są wasze odczucia po zakończeniu dużej produkcji lub serii, które przypadły wam do gustu? Szukacie czegoś podobnego, czy może włączacie New game plus?

Udostępnij:

Recenzja Blood lad


Mamy piękną złotą zimę jak mawiają złośliwcy. Co w takim razie zrobić na poprawę nastroju? Obejrzeć komedie! A więc zabierzmy się do roboty.

Nie będę owijał w bawełnę Blood lad, którym będę tu pisał to przeciętniak. Co prawda zjadliwy, ale jednak produkcja z średniej półki. Studio odpowiadające za tą serie, chyba nie wiedziało w którą stronę zamierza, a także czym dokładnie ich dzieło ma być. Nie jest to ani parodia innych tytułów lub podgatunku ecchi, a z shonen to może co najwyżej stała na jednej półce.  


Wszystkie wymienione elementy charakterystyczne dla tych gatunków są zawarte w Bl. Niestety, żadna się nie wyróżnia, a szkoda bo potencjał jakiś był, lecz nie został wykorzystany. Celowanie do jak największej grupy odbiorów zawsze kończy się marnie. No ok, a co w takim razie poszło dobrze?

Hmm, to jest pytanie za 100 punktów. Bohaterowie wyszli całkiem przyzwoicie mimo faktu, że są szablonowi. Protagonista to obibok z sporym ego. Trafiająca do świata demonów Yanagi Fuyumi jak na to nie patrzeć to dama w opałach, która potrzebuje swojego rycerza w lśniącej zbroi. Mamy też wilczka, który zachowuję się jak Vegeta z Dragon Ball. Innymi słowy mamy tu czarno biały świat bez żadnych pośrednich odcieni szarości.


Jedyne co wybija się nieco ponad przeciętność są to animację i modele postaci itp. Oczy przynajmniej nie „krwawią” od patrzenia. Zapewniam jednak, że jest to seria, która idealnie się nadaję dla tych co chcą się zrelaksować i nie wysilać swoich szarych komórek.

Przejdę teraz do sedna sprawy. Fuyumi przypadkiem trafia do czegoś w rodzaju zaświatów, czy jak pisałem wcześniej świata demonów. Szybko wpada w kłopoty i potem w dużym skrócie ginie, ale nie jest to koniec. Ma szczęście, że Staz szef dzielnicy jest…. otaku, tak demon jest fanem japońskiej kultury masowej i ludzi.


Celem głównym jest odwrócenie bieżącej sytuacji i przywrócenie damy w opałach do życia. W ciągu kolejnych 9 odc, trafimy na bardziej barwne postacie epizodyczne jak bałwan, który twierdzi, że mu zimno lub postacie drugo planowe. Antagonistą w tym sezonie jest brat naszego obiboka i bliżej nieokreślony król.  

Nie uświadczymy też pamiętnych walk lub jakiś momentów, bo takich niema. Jedyne co jest warte wspomnienia to fakt przemiany Staza, do którego powoli dociera, że to jego wina i akceptuje ten fakt.

Czy warto obejrzeć Blood lad? Jeśli nie macie niczego lepszego do obejrzenia to tak. W innym przypadku odradzam. Na tyle produkcji jakie powstały ta może poczekać na sezon ogórkowy lub inną suszę. Do tego historia się urywa w połowie. Mamy początek kolejnego sezonu, ale jest to tylko jeden epizod typu ova. Ocena 6/10.   

Udostępnij:

Recenzja God of War

Skończyłem wreszcie ogrywać GoW wydanej w ramach God of War Collection na PS3. Nie ma jak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu #cebula. Było to moje pierwsze zderzenie z serią i wiecie, co? Sam pod koniec gry chciałem skoczyć z Olimpu i skończyć to szaleństwo.

Dopóki nie zagrałem w tą jakże ikoniczną produkcję darzyłem ją pozytywnymi emocjami. Swoją dobrą opinię opierałem główne na recenzjach i gameplay’ach (broń Boże lets play). Pierwsza minuty rozgrywki były naprawdę miodne, o czym napisałem na swoim Fb. Lecz im dalej w las tym więcej drzew do ścięcia (taki sucharek na dzień dobry). Nie będę dużej owijał w bawełnę, gra jest dobra takie 7/10. Na produkcję roku to się nie nadaję w żadnym wypadku. Chyba, że w kategorii muzyka, bo ta jest naprawdę epicka, (uff, oklepane określenie do odkreślania).


 Zacznę od rozgrywki, bo to jest, jak na to nie patrzeć trzon tej produkcji. Twórcy, a mowa tu o Sony Interactive Entertainment postarali się dać krwawe widowisko godne Cesarza Nerona. Krew leciała litrami delikatnie rzecz ujmując, aż dziw, że nie zalała mi biurka. Co do samej walki nie mogę się przyczepić, bo jest soczysta. Skille jakie będzie się stopniowo odblokowywać nie dają jakoś szczególnie zawiłego comba. Zazwyczaj są to proste komendy, a więc nie powinny sprawić kłopotu.

Dodatkowo wraz za poszczególnymi etapami spotykamy awatary bogów, którzy dają protagoniście  jakaś nową umiejętność bojową. Osobiście najbardziej preferowałem „gniew Posejdona” (Poseidon's Rage). Z dwóch powodów,  po pierwsze jest to sill obszarowy, a po drugie po rozwinięciu jest to op atak, a że God of War to slasher to nie trzeba dodawać nic więcej. Innym dobrym, ale już nie tak istotnym czarem był piorun Zeusa bardzo pomocny  w usuwaniu łuczników ustawionych w różnych upierdliwych miejscach.


Za spory plus warto zaznaczyć sposób zdobywania punktów doświadczenia. Zamiast otrzymywać je od lv wroga lub jako nagrodę za wykonanie zadania to liczba ich zależała od wybitych przeciwników i odnalezionych skrzynek. Przyznam, że jest to sprytny zabieg uzasadniający nieustające fale wrogów i jednoczesne zachęcanie do zajrzenie do każdej „dziury”.

Kolejną istotną rzeczą jaka wpływała na odbiór jest kamera. Widok z trzeciej osoby, niestety bez możliwości samodzielnego kierowania. Minusem tego rozwiązania jest fakt, że utrudnia to zorientowanie się co robić na etapach platformowych, ale za to ma kilka plusów. Primo widzę to co chcą mi pokazać devowie, secondly oszczędność mocy przerobowej konsoli, która nie musi renderować tego co w danym momencie nie potrzeba.


Ostatnim wątkiem jaki chciałem omówić jest są qte, czyli szybkie wydarzenia. O tym można było napisać sporo, bo mamy cały ich wachlarz w grze. Możemy użyć prostych wykończeń wymagających wciśnięcia jednego przycisku „o”, a także całą serie jak „x”, kwadrat, trójkąt itp. w najróżniejszej kolejności, aż w końcu te „najlepsze” walenie palcem wskazującym w kółko jak młotem pneumatycznym z zawrotną prędkością.

Spokojnie mogę zaakceptować wciskanie klawiszy w skazanej kolejności, bo to w sumie przyjemny sposób na podziwianie jakiejś spektakularnej sceny, ale wciskanie z zawrotną prędkością przycisk, aby boss dokonał żywota jest już naprawdę męczące. Podejrzewam, że nie takie mieli twórcy intencje, a jest to wina samego pada do PS3.


Podobną sytuację miałem w Wiedźminie 2 i wiecie co pomogło? Zmiana myszki na taką, która odczytuję więcej kliknięć na sekundę. Sytuacja się zmieniła dosłownie o 100% z koszmarnego qte zrobiło się coś całkiem przyjemnego. Mam nadzieje, że tu też, bo naprawdę okropne to było.

Fabuła przedstawiona w kampanii jest ciekawa i wyraźnie inspirowana dwunastoma pracami Heraklesa. Zachowano motyw pokuty i słynne zadania, które w ramach zadośćuczynienia miał wykonać protagonista. Skoro już o Kratosię piszę, to faktycznie jest bogiem wojny. Prawdziwy wirtuoz masakry, o ile można tak powiedzieć. Początkowy stosunek do niego był neutralny, ale jak pokazał swoją ludzką twarz nabrał większej głębi, a początkowa scena z klifu staje się bardziej przejmująca.  


Dzięki świetnej grze aktorskiej Terrence 'T.C.' Carsona który rewelacyjnie oddał emocje i to co przeżywa główny bohater mogłem jeszcze bardziej zbliżyć się do niego i nabrać mimo wszystko chęci do przejścia kolejnych odsłon serii, które pewnie pokażą się w tym roku.

A teraz przyszła pora na wszystko to co zapomniałem lub nie pasowało wyżej. Etapy platformowe są wybitnie niedopracowane, a wyzwania czasowe są, ale to są naprawdę do dupy. Dziękuję do widzenia. No, ok. coś więcej trzeba napisać. Wspominałem wyżej, że kamera jest „na szynach” i nie można nią poruszać jak się nam podoba. Na poziomach, gdzie trzeba „radośnie” skakać po platformach itp. warto było widzieć ruch przeszkód i szybkość by móc ocenić jakie akcje będą właściwe. Nie dano takich możliwości co zmuszało do wielokrotnego powtarzania danego odcinka i uczeniu się metodą prób i błędów.  


Innymi upierdliwymi sytuacjami było zrobienie czegoś na czas. Pół biedy jakbym miał maksymalną i minimalną liczbę ruchów, ale ktoś mądrze wymyślił, że trzeba mieć sprecyzowaną, „geniusz”.

Podsumowując, czy warto kupić God of War w 2020 r.?  Tak, warto bo rozgrywka jest mimo swoich wad interesująca, gdzie nigdzie trafimy na ciekawe wyzwanie. Jednakowoż to nie pokonanie wroga jest największym wyzwaniem. Prawdziwą próbą jest znalezienie czegoś dobrego w tej produkcji i chęć odpalenie kolejnej części.

A jakie wy macie spostrzeżenia z obcowaniem z słynnymi seriami? Dajecie się porwać zachwytowi publiki, czy z rezerwą podchodzicie i po przez bezpośrednie doświadczenie budujecie swoją ocenę?

Jak zwykle zachęcam do podzielenia się waszymi opiniami w komentarzach.

Udostępnij:

Recenzja Just Because!


Wiecie jakie jest najlepsze anime na początek roku? Obyczajowe w którym  też zaczyna się kolejny obrót ziemi wokół słońca. Żarciki na bok, choć nie do końca.

Tegoroczny sezon zacznę od naprawdę ciekawej produkcji Just Because!! W swoich założeniach jest to produkcja z gatunku okruchy życia, czy jak to by powiedzieli filmowcy obyczajówka. Schemat jaki tu zastosowali twórcy jest dość dobrze znany on kocha ją, a ona innego, a tamten z kolej jeszcze inną… Prawdziwy truj…, a nie czworokąt miłosny, w którym ktoś musi być samotny.


O dziwo nie przejechano przez ten motyw jak walcem po ulicy. Udało się wyciągnąć coś więcej, bez dramatyzmów. Zachowano pełne opanowanie i utrzymanie odpowiedniej atmosfery, która zachęcała do dalszego oglądanie perypetii dorastających młodych ludzi, którzy stoją na progu dorosłości.  

Nim jednak zacznę rozkładać na części pierwsze fabułę poświęcę ten i może następny akapit niezwykłej oprawie graficznej. Zacznę od tego, że otworzono lub mocno inspirowano się istniejącymi lokacjami w Japonii. Zapytacie zapewne, ale w którym odcinku i skąd takie wnioski? W ostatnim czasie zacząłem oglądać nagrania ludzi podróżujących koleją z kraju kwitnącej wiśni. Wyobraźcie sobie, że trafiłem na niemal identyczną trasę w pierwszych dwóch epizodach.


Oczywiście to nie wszystko, poszczególne tła z naciskiem na pierwszą połowę tego sezonu mają wyraźny zamysł artystyczny! Czułem się jakby ludzie odpowiadający za ten element za dużo czasu spędzili w galerii sztuki. Nie jest to jakaś nagana, a pochwała z mojej strony za interesujący styl. Pastelowe otoczenie ulic, czy boiska robi wrażenie. Warto zaznaczyć jak kontrastuje to z wnętrzami pomieszczeń szkół i mieszkań poszczególnych bohaterów. No, a skoro o tym mowa.

Bogate szczegóły dodają sporą wiarygodność i indywidualność poszczególnych postaci. Widać na każdym kroku, że starano się doszlifować pod tym kątem wszystko. Jeśli komuś było mało to całość okraszono idealnym podkładem muzycznym. Rzadko zwracam uwagę na to jaka muzyka przygrywa do poszczególnych scen, ale tu nie dało się tego pominąć i siłą rzeczy z czystą przyjemnością się słuchało tej jakże uspakajającej muzyki.


Teraz przejdę do setna czyli, czy warto poświęcić czas na zapoznanie się z fabułą Just Because? Z jednej strony mamy tu nieszczęśliwy łańcuszek miłosny, a z drugiej psychologiczną dyskusję o sensie życia i miłości. Nie będę zgrywał tu znawcy spraw życiowych, bo nie tędy droga. W całej serii nie zobaczymy ani drobiny nienawiści, czy innych zjawisk negatywnych, a jedynie zwykłe życie, które rozgrywa się na co dzień.

Nie zabraknie tu rzecz jasna pewnych oczywistych rozwiązań, a tym bardziej zakończeń. W JB nie zatriumfuję rozsądek i wybór zdecydowanej i wiedzącej czego chce dziewczyny, o co to nie. Lecz, czy to jest ważne? W moim odczuciu nie, bo i sam cel jest inny. Twórcy zapewne chcieli pokazać jakie to gafy się strzelało jak się było w klasie maturalnej. 


Z kolei drugi jegomość jaki się pojawia w anime z „nieznanych” powodów nie zauważa, że ma kochającą dziewczynę obok, ale ugania się za „mamusią” , ujmując rzecz jaśniej za laseczką, która nie tylko wygląda i zachowuję się jak rodzic, a jest jedynie najstarsza z rodzeństwa i musi się nimi zajmować. Współczuje takiego wyboru. Z jednej strony mamy cichą i ułożoną osobę, a z drugiej dostaje w pakiecie maluchy, które będzie trzeba niańczyć.

W całym tym kotle pojawia się jeszcze jedna bohaterka, która ma fisia na punkcie swojego klubu fotograficznego. Wiecie co się dzieje jak odmawia się takiej opublikowania naszego wizerunku na jej fotografii w konkursie? Lata za tobą, aż się zakocha. Czy to nie uroczę? Ciut przesadziłem z tymi pośmiech*jkami. Ale z boku to się prezentuję. Całościowo jednak tworzy wyjątkową całość, która jest przyjemna w odbiorze.

Tak się przedstawia pierwsza anime w tym roku. Tym razem postanowiłem nakreślić, czy też zarysować treść oglądanej przeze mnie produkcji mam nadzieje, że ta forma przypadnie wam do gustu :D

 Ocena końcowa 8.5/10, wynik całkiem wysoki jak na pierwszą recenzje. Parę rzeczy wpłynęło na to i o nich napisałem, aby zrozumieć resztę warto zainteresować się Personą 5 i nagraniami pociągów o których też wspomniałem wcześniej.

 


Udostępnij:

Najgłośniejsze wydarzenia z 2019 r.


Piszę, piszę i w końcu przyszła pora na ostatni odcinek podsumowujący zeszły rok. Tym razem skupię się na najgłośniejszych wydarzeniach. Kolejność nie będzie koniecznie pokrywać z czasem kiedy miały miejsce.


Na pierwszy ogień idzie… Google Stadia!

1. Wielka usługa, która miała być rewolucją w branży gier. Obiecano nam, że będzie można grać w 4k i 60 fps. Okazało się na szczęście, że to co zaoferowano nijak się niema do rzeczywistości. Początkowo się wydawało, że będzie to sukces, bo nie udostępniono nawet darmowego okresu próbnego, aby móc wyrobić opinie, czy warto. Po negatywnych recenzjach i krytyce graczy Wielki Brat odpowiedział i to nie raz. W pierwszej kolejności obwinił twórców, a potem graczy. Koniec końców tak jak już pisałem, grać się nie opłacało, a do tego Google zaliczyło wtope z abonamentem. Za jedyne 10 euro mieliśmy dostać dostęp do „wirtualnego PC”, a gry trzeba było zapłacić osobno. Hip, hip hurra?


Panie i panowie, chłopcy i dziewczęta przygotujecie się, bo na scenę wchodzi mistrz gówno burz Epic Games Store.

2. Od czego tu zacząć? A tak, już wiem! Jak głoszę główne media EGS działa dopiero od „roku”. Celem ich jest aby branża gier była znowu wielka. Z tego też powodu rzucili rękawice monopoliście (patrz Steam). W ramach nierównej walki zaczęli kupować gry na wyłączność na czas określony. Bo, jak wiadomo brak wyboru jest dla nas dobry. Mimo, że EGS istnieje te kilka lat zaniedbali bezpieczeństwo użytkowników, a do tego nie wprowadzili żadnych opcji społecznościowych. Jedynie co odczuwalnie się zmieniło to większe zarobki dla twórców. Oficjalnie zmniejszyli stawkę z 30% na 12%. Fakt jest to różnica tylko jest jedno, ale Steam nie kosi, aż tyle kasy. Kwota jaką pobiera jest nieco inna. Temat ten wymaga osobnego tekstu może kiedyś się za to zabiorę. Jedynym plusem wejścia nowej platformy są darmowe gry, które udostępniali, a nie rozdawali jak niektórzy piszą. Epic nie zmienił nic w kwestii posiadania gry jako towar.


Niesiemy wam wspaniałe gry i jeszcze lepszą rozgrywkę, dlatego mordy w kubeł.

3. Kolejne istotne wydarzenie miało miejsce w czasie mistrzostw Hearthstone. Biorących w nich udział Chung Ng Wai znany też jako Blitzchung poparł swoich rodaków z Hongkongu. Dostał bana i odebrano nagrodę finansową. Blizz szybko musiał złagodzić swoje stanowisko z powodu protestu graczy, którzy zaczęli nie tylko obrzucać ich błotem, ale też kasować konta. Ciekawostką jest, że początkowo nie mieli zamiaru nic z tą sprawą zrobić, a zamiast tego zaczęli utrudniać usuwanie profili. W szczęśliwym finale jakoś się sprawa rozwiązała tak jak pisałem wyżej. Szkoda tylko, że ich przeprosiny na BlizzConie można posłać między bajki.

 


Kto się oprze mocy dwóch konsol? PS5 i Xbox Series X

 

4. Zacznijmy ten wątek od zamieszania z nazewnictwem. Początkowo miał być taki jak w śródtytule, ale potem o dziwo stwierdzono, że jednak będzie to tylko Xbox. Czy to nie zabawne, że drugi raz z rzędu robią zamieszanie z nazewnictwem i odwołują się do nazwy pierwszej odsłony? Kolejną checheszkową nowiną był wygląd sprzętu. Xbox One był okrzyknięty „radzieckim radiem”, a tu mamy klocka. Najwyraźniej oszczędzają na dizajnie. Z przecieków wiadomo, że klocek ma mieć większą moc obliczeniową. Mam tylko nadzieję, że będzie w co grać.

 


W przypadku PS5 jest na pewno lepiej pod względem nazw. Przynajmniej nie da się pomylić modelu konsoli. Wiadomo już, że Sony zarezerwowało sobie nazwy na kolejne generacje, którym w nazwie zmienią się tylko numer. Żeby było sprawiedliwie wrzucę kamyk do ich ogródka. Gdy wyciekł obraz devkitu PS5 sporo graczy miało ubaw z kształtu obudowy, która wyglądała jak „V”.  

 

Kiedy wydaję Ci się, że Bethesda nie może upaść niżej to oni pokazują, że pod tym dnem jest jeszcze sporo miejsca.

 

5. Jeśli jakimś cudem nie miałeś / miałaś dostępu do neta w minionym roku to przypomnę, że twórcy Fallout 76 wpadli na genialny pomysł! Stworzyli abonament Fallout 1st. Kto by pomyślał, że w tej jakże „genialnej” produkcji można dołożyć jeszcze coś takiego. W ramach opłaty można stworzyć „prywatny” serwer na który każdy ma dostęp i magazynek z nieskończonym miejscem. Może ma tyle przestrzeni, bo itemy znikają? Najważniejszą jednak sprawą to walki między graczami Premium i plebsem. Jak to mawiał klasyk Betesda, Betesda nigdy się nie zmienia?

 


Kultura i rozrywka, czyli serial wypromował grę.

 

6. Wiedźmin 3 premierę swoją miał w 2015 r. i nie ulega wątpliwości, że jest to produkcją z górnej półki. Lecz kto mógł się spodziewać, że serial stworzony przez Neflix wypromuję Wieśka do tego stopnia, że w ciągu jednego dnia w tę produkcję będzie grać więcej ludzi niż 5 lat temu? Nie mogło się jednak obyć bez zamieszania. Poprawność polityczna musiała położyć łapy na serialu i interpretacja wyglądu bohaterów bardzo, ale to bardzo odbiega od tego co znamy z książek. Cóż mówi się trudno i idzie się dalej.



Drugim
kinowym wątkiem był polski fanowski film Pół WiekuPoezji Później. W moim osobistym odbiorze jest lepszy od serialu jeśli chodzi o poszanowanie materiału źródłowego.

 

Tak przestawiły się najważniejsze wydarzenia minionego roku. Oczywiście było tego więcej jak wyrok w sądzie francuskim nakazujący zmienić Steam grę usługę na towar. Sporo się też mówiło o Star Wars itp. Lecz ode mnie to wszystko. Słowa spisuję te 1.01.2020 r. Paptki ;p


Udostępnij:

Top 10 gier 2019 roku według Metacritic.


Podsumowanie zacząłem dość nietypowo. Ale spokojnie wracamy na stare tory, czyli teraz przedstawię wam najlepsze gry według Metacritica. Będzie tego sporo, będą emocje i będzie co oglądać, bo jak co roku dodam zwiastuny :P


Miejsce pierwsze.
DIVINITY: ORIGINAL SIN II - DEFINITIVE EDITION (Switch)
Kolejna rewelacyjna odsłona serii. Tym razem rolę się odwracają i już nie będziemy grać łowcami, a magami. Akcja będzie się rozgrywała w dalekiej przyszłości. (Czemu mnie to nie dziwi?) Podobnie jak w powszedniej odsłonie będziemy mieli spory nacisk na fabułę. Warto mieć to na uwadzę przy tworzeniu  naszego awatara. Zależnie od tego jaką będzie miał historie i z jakiej rasy będzie pochodził tak będą się do nas odnosili bohaterowie niezależni.


Miejsce drugie.
BEAT SABER (PC, PS4)
Aż trudno uwierzyć, ale srebro dostała gra rytmiczna VR (przeżyłem właśnie traumę ;p) A teraz na poważnie to była trauma. No ok, dość dowcipkowania. W BS wcielamy się w kogoś w rodzaju quasi jedi i gitarzystę z Rock Band. Używając kontrolerów ruchowych przecinamy nadlatujące obiekty i podobnie jak w RB będzie to rytmiczna zabawa. Nie miałem okazji jeszcze spróbować, ale nic nie można wykluczyć!


Miejsce trzecie. 
RED DEAD REDEMPTION 2 (PC)
Port tej jakże już kultowej gry nie mógł objeść się bez echa. Liczne niedoskonałości w pierwszej kolejności mogli odczuć beta testerzy z Epica. Wracając do tematu jednym z ciekawszych błędów była ciągła utrata wagi przez protagonistę, a wszystko przez większą liczbę fps. To ci dopiero heca. Nie będę dłużej znęcał się nad tym portem. Po porostu nie wypada.   


Miejsce czwarte.
RESIDENT EVIL 2 (Xbox One)
Minione dwanaście miesięcy ukazały się nam rokiem remaków i to naprawdę dobrych. Jednym  z nich jest dobrze wszystkim znany horror survival. Tym razem nie ograniczono się do podniesienia jakości samych tekstur. Dokonano częściowych modyfikacji fabuły jak i mechanik. Na szczęście zmiany nie są na tyle wielkie, aby produkcja ta zatraciła swoje walory. W aktualnej wersji można grać dwójką naszych bohaterów dlatego jest wymagane dwukrotne przejście RE 2, aby ogarnąć całą fabułę.


Miejsce piąte.
SEKIRO: SHADOWS DIE TWICE (Xbox One)
Dość często się powtarza stwierdzenie, że AC z części na część robi to samo. Odnoszę po przeczytanych recenzjach, że From Software ma podobnie. Główne założenia od czasów Dar Souls się nie zmieniły. No ciut odeszli od formuły, lecz główne załażenia się nie zmieniły i dalej będzie trzeba walczyć na „śmiesznie trudnym” poziomie. Główną nowością jaką wprowadzono jest możliwość jednorazowego powrotu do życia. Ma to „zachęcić” do śmielszych akcji. (facepalm).


Miejsce szóste.
FINAL FANTASY XIV: SHADOWBRINGERS (PC, PS4)
Poza ścisłą piątka znalazł się dodatek do FF XIV wydany w 2010 r. Wraz z rozszerzaniem dostajemy dwie nowe mapy jak i rajdy. Twórcy postarali się dodać też nową grywalną rasę. Całość została okraszona licznymi przedmiotami, które będzie można zdobyć. Wzrósł też maksymalny poziom dla naszych postaci, o całe 10 lv. Dobrze, że nie podbili o setkę lub jeszcze więcej.

 
Miejsce siódme.
DRAGON QUEST XI S: ECHOES OF AN ELUSIVE AGE - DEFINITIVE EDITION (Switch)
Podobnie jak w Zeldzie tak i tu trafiamy do krainy co prawda innej, ale z grubsza to samo. Gra ma charakter sandboksowy i ważniejsze jak inne jrpg. Możemy zebrać drużynę i walczyć turowo. Sama fabuła opierać się będzie tradycyjnie na wielkim zagrożeniu, któremu może zapobiec główny bohater. Jedną z nowości jest możliwość wspinaczki na widoczne obiekty otoczenia.


Miejsce ósme.
DISCO ELYSIUM (PC)
Kto by się spodziewał, że do tej listy dołączy tytuł niezależny? A jednak udało się DE jest izometrycznym rpg, który stawia na narracje. Główny bohater to policjant lubiący zajrzeć do kieliszka. Dostaje jednak szanse, aby wyjść na prostą lub stoczyć się do reszty. W tej produkcji nie będzie walki takiej jaką znamy z innych tytułów. Nie oznacza to, że nic nam nie będzie grozić. Oprócz rozwiązania tajemniczej sprawy będzie trzeba będzie zadbać o protagonistę i jego stan emocjonalny. Przyznacie, że jest świeże podejście do gry, prawda?


Miejsce dziewiąte.
NIER: AUTOMATA - GAME OF THE YORHA EDITION (PS4)
Pamiętam jakby to było wczoraj. Nier jest moim zdaniem wyjątkową produkcją, którą warto zagrać. Liczne zakończenie i wielokrotnie umieszczone w nietypowych momentach sprawiają, że nie wiemy czego się spodziewać. Jeśli chcecie poczytać coś więcej o tej grze zapraszam do mojej mega recenzji składającej się z aż dwóch artykułów. Klik 1 i klik 2b.


Miejsce dziesiąte.
MONSTER HUNTER: WORLD – ICEBORNE (Xbox One)
Na samym końcu wylądował (fanfary) dodatek do wydanej w zeszłym roku Monster Hunter: World. W ramach rozszerzenia będzie można rozpocząć łowy w nowej mroźnej krainie. Oznacza to tyle, że dostaniemy jeszcze więcej uwielbianego przez nas kontentu. Szczęśliwie za dodatek odpowiada ta sama firma co za podstawkę.


No i ten tego, tak się prezentuję najlepsze produkcje 2019 r. według Metacritica. Niektóre tytuły jak Resident Evil 2 się powtarzały więc nie duplikowałem ich tylko dlatego, że wypadły gorzej na innej platformie. Na sam koniec zostawiłem gwóźdź programu, a mowa tu o najgłośniejszych wydarzeniach tego roku.

Udostępnij:

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania