Piszę,
piszę i w końcu przyszła pora na ostatni odcinek podsumowujący zeszły rok. Tym
razem skupię się na najgłośniejszych wydarzeniach. Kolejność nie będzie
koniecznie pokrywać z czasem kiedy miały miejsce.
Na
pierwszy ogień idzie… Google Stadia!
1. Wielka usługa, która
miała być rewolucją w branży gier. Obiecano nam, że będzie można grać w 4k i 60
fps. Okazało się na szczęście, że to co zaoferowano nijak się niema do
rzeczywistości. Początkowo się wydawało, że będzie to sukces, bo nie
udostępniono nawet darmowego okresu próbnego, aby móc wyrobić opinie, czy
warto. Po negatywnych recenzjach i krytyce graczy Wielki Brat odpowiedział i to
nie raz. W pierwszej kolejności obwinił twórców, a potem graczy. Koniec końców
tak jak już pisałem, grać się nie opłacało, a do tego Google zaliczyło wtope z
abonamentem. Za jedyne 10 euro mieliśmy dostać dostęp do „wirtualnego PC”, a
gry trzeba było zapłacić osobno. Hip, hip hurra?
Panie
i panowie, chłopcy i dziewczęta przygotujecie się, bo na scenę wchodzi mistrz
gówno burz Epic Games Store.
2. Od czego tu zacząć?
A tak, już wiem! Jak głoszę główne media EGS działa dopiero od „roku”. Celem
ich jest aby branża gier była znowu wielka. Z tego też powodu rzucili rękawice
monopoliście (patrz Steam). W ramach nierównej walki zaczęli kupować gry na
wyłączność na czas określony. Bo, jak wiadomo brak wyboru jest dla nas dobry. Mimo,
że EGS istnieje te kilka lat zaniedbali bezpieczeństwo użytkowników, a do tego
nie wprowadzili żadnych opcji społecznościowych. Jedynie co odczuwalnie się zmieniło
to większe zarobki dla twórców. Oficjalnie zmniejszyli stawkę z 30% na 12%.
Fakt jest to różnica tylko jest jedno, ale Steam nie kosi, aż tyle kasy. Kwota
jaką pobiera jest nieco inna. Temat ten wymaga osobnego tekstu może kiedyś się
za to zabiorę. Jedynym plusem wejścia nowej platformy są darmowe gry, które
udostępniali, a nie rozdawali jak niektórzy piszą. Epic nie zmienił nic w
kwestii posiadania gry jako towar.
Niesiemy
wam wspaniałe gry i jeszcze lepszą rozgrywkę, dlatego mordy w kubeł.
3. Kolejne istotne
wydarzenie miało miejsce w czasie mistrzostw Hearthstone. Biorących w nich udział Chung Ng Wai znany też jako Blitzchung poparł swoich
rodaków z Hongkongu. Dostał bana i odebrano nagrodę finansową. Blizz szybko
musiał złagodzić swoje stanowisko z powodu protestu graczy, którzy zaczęli nie
tylko obrzucać ich błotem, ale też kasować konta. Ciekawostką jest, że
początkowo nie mieli zamiaru nic z tą sprawą zrobić, a zamiast tego zaczęli
utrudniać usuwanie profili. W szczęśliwym finale jakoś się sprawa rozwiązała
tak jak pisałem wyżej. Szkoda tylko, że ich przeprosiny na BlizzConie można
posłać między bajki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz