Obiecałem filmy akcji, pełne zwrotów fabularnych i wybuchów. Będą, będą nie martwcie się! Na pierwszy rzut miała trafić Cobra z Sylvester Stallone z 1986 r. Przygotowując się do tej produkcji trafiłem na Commando z Arnold Schwarzeneggerem. Jak się okazało panowie z sobą ostro konkurowali. Natomiast wspomniane filmy są tego kwintesencją. Co wy na to, aby rozstrzygnąć w ramach rozgrzewki kto wypadł lepiej?
Film Commando w reżyserii Mark L. Lestera to klasyczny przedstawiciel lat 80-tych, gdzie męscy mężczyźni, robili męskie rzeczy. Mówiąc po ludzku napakowani kulturyści latali z wielkimi giwerami i robili antagonistą jesień średniowiecza z rock and rollową muzyką w tle, a na końcu odlatywali w helikopterach w stronę zachodzącego słońca.
Tutaj nie jest inaczej, nie spodziewajcie się głębi, chyba, że w ziemi. Konstrukcja fabularna jest jak na dzisiejsze czasy dość prosta, bo i taka miała właśnie być. Commando to produkcja, przy której nie miało się mieć głębokich przemyśleń, a jedynie cieszyć oczy świetnymi efektami specjalnymi. Trzeba pamiętać, że CGI dopiero zagościło w ostatniej dekadzie lat 90-tych, a tym samym ekipa od „fajerwerków” musiała się postarać, aby wszystko było na swoim miejscu.
Jak już tak poklepałem, pora przejść krok, po kroku co ma do zaoferowania sam film. Protagonista jest byłym komandosem nazwiskiem Matrix. Ironią byłoby jakby zagrał go Keanu Reeves. Na dokładkę zdradzę nazwisko jego przełożonego… Kirby, oby się tylko nie nadymał.
Wyobraźcie sobie przylatuje sobie owy generał i ostrzega przed niebezpieczeństwem. Byli towarzysze T-800 znaczy się Matrixa giną w tajemniczych okolicznościach. Szybko wychodzi na jaw w czym rzecz. Stare demony wracają i trzeba domknąć zaległe sprawy. Głównemu bohaterowi porywają córkę i zaczyna się zabawa. Tyle słowem wstępu.
W ciągu ponad godzinnego seansu w głównej mierze podziwia się stare auta i technologie, które wtedy uchodziły za nowoczesne. To na czym przyszło mi się skupić to na patrzenie z przymrużeniem oka na wszelki realizm jaki tam budowano. A także na zachowania, które dziś są bezsensowne. W końcu po co biec do budki telefonicznej? Dziś to nie trzymałoby się kupy, ale wtedy kiedy nie było tak szybkiej komunikacji zmieniało to postać rzeczy. Miało to tak spore znaczenie, że dało się wybudować cały scenariusz.
Kolejna rzecz sceny walki, o tutaj zaczyna się dopiero najlepsza zabawa. Oglądając liczne filmy z van Dame, czy Sigalem narzekałem na brak realizmu. Chodziło o zwykłe przeładowanie broni, czy siły spluw z jakiej korzystali. W Commando nikt, ale nikt nie przejmuje się takimi drobiazgami. Wprost wszystko zostało przerysowane do granic możliwości. Absurd był tak duży, że nawet pokuszono się i pokazano jak niczym Hulk Arnold zrzuca z siebie grupę ochroniarzy.
Takich hec jest oczywiście znacznie więcej i nawet to zapisuje się na plus. Brak traktowania ich na poważnie, a bardziej luźne podejście sprzyja całemu doświadczeniu. Obstawiam się, że było to oczko w stronę fanów świeżego jak na tamte czasy Terminatora i budowanie wizerunku Arnolda Schwarzeneggera.
Warto wspomnieć o samej grze aktorskiej. Dialogów mówionych nie brakuje. Kiedy wypowiadają je bohaterowie drugoplanowi, czy antagoniści wszystko wypada całkiem znośnie. Szału nie ma, ale poziom zachowuje dobry. Sytuacja jest całkiem inna jak do głosu dochodzi naczelny duet. Matrix musiał słyszeć powiedzenie: mowa jest srebrem, a milczenie złotem.
Jego szersze wypowiedzi wypadają drętwo, nie ma co do tego wątpliwości. W główne mierze ratują go one-line teksty, w których w dość dowcipny sposób podsumowuje poszczególne wydarzenia. Podobnie wypada jego towarzyszka. Wstępnie przelatuje pod radarem, aby w późniejszym czasie zejść na ten sam poziom. Z jedną różnicą, jej nie dali nic ciekawego do powiedzenia.
Podsumowujmy, czy warto obejrzeć Commando? Z całą pewnością tak! Jest to doskonale przemyślane kino akcji zdające sobie ze swoich mocnych jaki słabych stron. Wiedzą co i kiedy wyeksponować, aby utrzymać cały czas uwagę widza. Jeśli się szuka klasyki z komediowym zabarwieniem to jest to właściwa produkcja! Ocena Końcowa 8/10.
Jak widzicie Stallone z swoją Cobrą będą mieć twardy orzech do zgryzienia. W następnym tekście okaże się, która produkcja pokazała lepiej męskich mężczyzn.