Parę słów ode mnie

Uszanowanie wszystkim, od dłuższego czasu nic nie publikuję, ale nie jest to oznaka porzucenia pisania nowych artykułów. Cały czas przygotowuje sobie materiały na podstawie, których napiszę nowe posty.

Chciałbym się jednak bardziej skupić na grach, bo jakoś ich mało się pokazywało się w ostatnim czasie. Nie chcę teraz rzucać jakimiś konkretnymi obietnicami. Zdradzę jednak, że będą to produkcje z elementami horroru lub dreszczowce same w sobie. (Jeśli serce wytrzyma ;p). Następnie wrzucę nieco luźniejsze tytuły na które przypadkiem trafiłem. Może dlatego, że są totalna niszą? Kto to wie.

Tak, czy inaczej materiały zaczną się pokazywać pod koniec października. Chcę też zrobić dwie recki z Sleepy HollowDrakula: Książę Ciemności








Udostępnij:

Recenzja filmu Gliniarz

Obejrzeć dziś dobry film do sztuka. Prędzej ktoś stworzy coś ciekawego, a niż w morzu paździerzy trafi się coś wartego uwagi.

Cofnę się do 2011 r., radykalna lewica jeszcze nie zagarnęła wszystkiego co się da. Wolność słowa istnieje, a dowcipy są naprawdę soczyste. Powstał wtedy naprawdę dobry film The Guard. Trafiłem na niego z polecajek.


Mały fragment, a może skłonić do zobaczenia co się tam kryje. Dla odmiany będzie to Irlandzka produkcja przepełniona sarkastycznym humorem. Nie jest to produkcja dla każdego. Jednych odtrąci język, a innych brak pościgów rodem z Zabójczej broni.

Jednak to co przyciągnie do ekranów jest poruszenie wszelkich wątków, które dziś są cenzurowane. Bo jak obrażać to tylko białych reszta jest nietykalna. W tym przypadku ani scenarzysta ani reżyser nie gryźli się w język i wszystko wyłożyli na stół.

Spokojnie, Gliniarz nie opiera się w pełni na tego typu fundamentach. Jest to jedynie początek seansu mający pokazać dwóch protagonistów. Komuś zamorzyło się stworzyć swój buddy movie. Skoro jestem przy tym pora przedstawić naszych twardzieli.


Sierżant Gerry Boyle (Brendan Gleeson) to specyficzny człowiek. Jak sam się określa zdegenerowany, ale uczciwy. Jest bardzo bezpośredni tego nie można mu odmówić. Elegancją nie grzeszy, lecz jest skuteczny i widać, że wie co robi.

Jego tymczasowym partnerem był Wendella Everetta (Don Cheadle) nadgorliwy agent FBI. Warto wspomnieć o jego afro korzeniach. Na tej płaszczyźnie będzie dochodzić do początkowych tarć między panami.

Jak to bywa produkcjach tego typu wszystko zaczyna się zmieniać wraz z rozwojem fabularnym. Glina nie oferuje jakiejś skomplikowanej treści. Nie będzie tu zagadki tak zawiłej jak Dobra Zmiana. Nikt nie traktuje tego filmu na poważnie. Przekaz jest bardzo jasny ma to być dobra rozrywka do obiadu.


Wszystko jest wykładane na tacy. W pewnych momentach nawet są subtelne uwagi jasne dla widza, a dla sierżanta nic nie mówiące. W końcu nie można wiedzieć wszystkiego. Oprócz niego samego dzieją się najróżniejsze wątki poboczne. Są one mniej lub bardziej powiązane z głównym tematem.

Bohaterzy zarówno ci pierwszo planowi, a jak epizodyczni naprawdę zostali przyzwoicie napisani. Złole czyhający w cieniu nie są jakimiś ideałami. To fakt, lecz nie ma co na nich psy wieszać. Nie będę też jakoś doszukiwać ciężkich przewinień w logice ich działań. Jest to dziś bardzo modne. Warto dać się porwać nurtowi i cieszyć się tym co podali.

Podsumowując, The Guard to dość lekki film z pewnymi momentami w których może nieco wytrącić z atmosfery wydarzeń. Koniec, końców jest naprawdę dobrze i bawiłem się świetnie. Śmiała sięgajcie po tą pozycję, bo naprawdę warto. Ocena końcowa 7.5/10.
Udostępnij:

Recenzja filmu Deadpool & Wolverine, czy to rzeczywiście mesjasz Marvela?

Kino zachodnie to bla, bla woke, poprawność polityczna. Natomiast nowy Deadpool & Wolverine powrót do korzeni, podobno.

Rany boskie, już dawno się tak nie wynudziłem przy seansie filmowym. Mimo swojej całej sympatii to Deadpoola zawiodłem się na całej linii. Nie oczekiwałem ambitnej fabuły, choć parę mocniejszych momentów dali.


Idąc na seans wiedziałem czego się spodziewać. Poprzednie części były naprawdę genialne od samego początku. Kipiały energią niepowtarzalną oryginalnością. Prawdziwy tajfun świeżości i te łamanie czwartej ściany. Nic tylko oglądać.

Z kolei tutaj jest całkiem inaczej. Formalnie rzecz biorąc jak ktoś będzie mówił w swej recenzji, że to kino akcji przepełnione charakterystycznymi elementami dobrze znanym fanom serii to nie kłamie.

Tylko zostały one zrobione jak przez jakiegoś fałszerza. Amatorzy się nie zorientują, ale nieliczna grubka będzie patrzeć i nie wierzyć temu co widzą. Już Black Adam miał więcej pomysłu na siebie niż twórcy tego deadpoolo dzieła podobnego.


Wszystkie te brutalne sceny z napisami z twórcami były jakieś ugrzecznione. No ok, grzeczne to nie było lecz nie miało to za grosz pazura. Cały czas miałem wrażenie jakby ktoś stał za placami reżysera i mówił co ma uciąć, aby nie przeholować.

Zgadzam się z opinią o niezwykle zgranym zespole w postaci Ryan Reynolds i Hugh Jackman. Tutaj nie ma się czego doczepić, bo naprawdę się świetnie uzupełniali. Śmiertelnie poważny Logan i wiecznie dowcipkujący Deadpool. Ich relacje rzeczywiście były całkiem nieźle pokazane. Jednak to trochę mało, aby nazwać ten film czymś bardzo dobrym.

Normalnie powinienem tutaj zakończyć. Napisać coś o tym jak kino w ostatnich latach nie na wysokim poziomie. Jednak przeistoczyło się w tubę propagandową. Więc zacznę od początku...


Na tle dzisiejszych gniotów, które nawet logiki nie chcą się trzymać jest to naprawdę wartościowa produkcja, która stawia na coś więcej niż kobieca siłę, różnorodność itp. gówno.

Spoiler ALERT 
Jeśli już się czegoś doczepić to kwestia walki Logana z złą bliźniaczką profesora Xavier. Będzie to spoiler, ale muszę ci co nie chcą wiedzieć co i jak niech przejdą niżej. Walka w „śmietniku”, czy też w więzieniu jakim był to wymiar nie trzymała się kupy. 

Skoro kluczem do pokonania jej było założenia wiadra na łeb to czemu mogła dostać się do umysłu Wolverina? On miał cały szkielet z metalu. Czyniło go to całkowicie odpornym na jej manipulacje. Inną parą kaloszy było zrobienie z niego mielone.


Dalej, aby ja zablokować założyli jej czapę Juggernauta. Pierwsza rzecz czemu jej nie zniszczyła z jak w przypadku Magneto? Kolejna sprawa to nie było szczelnie okrywająca całą głowę przedmiot. Twarz wciąż jest odsłonięta. Czyli, co tylko tyłem głowy wysyłała te swoje zabójcze fale? Nadajnik 5G tam miała, czy co? Na tym polu polegli w całej linii.

Koniec spoielerów
Sam finał też nie grzeszył logika, ale niech im będzie potęga jednego, potęga plemienia, tfu. Miało być przyjaźni. Jeszcze Alkocholity tutaj do szczęścia zabrakło. Skoro już przy tym jestem miło było posłuchać jak jechali po Disney. Takie samobiczowanie całkiem przyjemna rzecz tylko przydałby się, aby bili znacznie mocniej. Nie można jednak mieć wszystkiego.

Wszelkie walki okraszone były tym czego każdy widz chciał zobaczyć w takim akcyjniaku, który ma przede wszystkim być parodią. Jawie sobie ze wszystkiego żartuje i nie ma zamiaru traktować się poważnienie. Jednak to błyszczało najbardziej, niebyły liczne nawiązania, czy wspomniane relacje między protagonistami. Stawiałbym na muzykę, która miała w sobie prawdziwą magię. Stary dobry oldschool. Czego chcieć więcej.   


Podsumowując, czy Deadpool & Wolverine warto obejrzeć? Nie, nie i jeszcze raz nie. Dziękuje, napisy. Taka jest moja subiektywna opinia. Teraz pora na coś bardzie neutralnego. Poszczególne akty naprawdę trzymały się kupy. Walka to cudownie krwisty taniec okraszony miodną muzyka.   

Chemia między panami na szczecią była to szorstka męską przyjaźń nie była w żadnym wypadku wymuszona. Przez większość czasu nie było głupot w budowie świata. Więc jeśli szukacie filmu, a nie propagandy politycznej to dobrze trafiliście. Jednak najwięksi przeciwnicy poprawności znajdą parę rzeczy. Ocena końcowa 8/10. NO ok, teraz kurtyna.










Udostępnij:

Recenzja mangi Yakuza w fartuszku. Kodeks perfekcyjnego pana domu (Tom od 1 do 7)

Yakuza jedna z bardziej groźnych organizacji przestępczych na świecie. Ma wiele oblicz, a nie kiedy i specjalizacji.

Pierwszy tom zaliczony. Po raz kolejny powtórzę: Japończycy są najbardziej kreatywnym narodem. Yakuza w fartuszku już samym tytułem przyciąga. Na pierwszy rzut oka prezentuje się to jako clickbait. Jest to jak najbardziej mylne, bo protagonista jest byłym członkiem Yakuzy.


Aż się wierzyć nie chce, że ktoś od tak robi sobie z nich jaja bez konsekwencji. Najwyraźniej są bardzo otwarci na takie rzeczy. Przechodząc do samej mangi. Od samego początku dostaje się jasno do zrozumienia z kim ma się do czynienia. Z typową przesadą, jak to w ich działach protagonista nie może być jakimś szarakiem.

Wszystkie te podkreślenia wstawiono jako kontrast do dynamicznych ujęć w których pokazuje co potrafi. Po tej prezencji doskonałej gosposi można się przestraszyć, co robił jak był czynny "zawodowo".  Pierwszy tomik to głównie żarty opierające się na zachowaniu i kontraście z jego wyglądem. Jedynie dodatkowe monologi wewnętrzne dopełniają o co mu chodzi.

Jak można się spodziewać przeszłość musiała go dorwać. Póki co jest to bardziej sygnalizacja. Wątek ten jako taki stoi sobie spokojnie i czeka. Dopełnieniem, bo pełne porwanych rozdziałów z udziałem jego żony nie było. Liczę, że w późniejszych tomach dadzą jej więcej miejsca. Czuję się wyraźnie, że jak dadzą jej więcej wyjdzie to na dobre.


Aby humor nie był jednolity dołożono pomocnika, który do pewnego stopnia jest wpatrzony w Tatsu. Aż One Punchman mi się przypomniał jak Saitama przyjął ucznia, choć na dobrą sprawę sam nie wiedział czemu. Warto jeszcze się pochylić nad językiem. Choć komedia dominuje to nie zabrakło wulgaryzmów. Lecz to co bardziej rzuca się w oczy to w rozległe wyjaśnia sprzedawcy w księgarni. Wydawało się że niemieszczące się dialogi to jakiś zabieg specjalny. Jak się później okaże tak właśnie miało być.

Jak widać autor nie spoczął na laurach i jeszcze podbił poziom w kolejnym tomie. Nie mogę powiedzieć: łał. Heheszkowe momenty tym razem podzielono na subtelne komentarze, które odbijały się w ciągu całego roku.

Żeby nie było za łatwo dołożono pewne sugestywne rozwinięcie poszczególnych scen. Podobne zabiegi widywałem w seriach ecchi. Różnica jednak tkwi w szczegółach. Zamiast podtekstów seksualnych były gangsterskie. Reakcje osób postronnych, oczywiście bezcenne. Dla jasności, zamiast wprost zapytać w sklepie o mąkę, to szuka dobrego towaru. Białego proszku... Z jego facjatą skojarzenia przychodzą same.


Kropką nad i były powroty demonów z przeszłości. Tutaj też szału nie było. Generalnie synaptyczne rozwinięcie. Tyle, że wszystko opiera się na błędnym zrumienieniu co jedna strona mówi do drugiej. Nie ma tragedii, ale jakoś da się przeżyć. Zgodnie z moimi przypuszczeniami pojawiła się w końcu pani domu. Kazali czekać, aż do drugiej połowy mangi, ale się nareszcie doczekałem. Do kompletu zjawili się i teściowie.

Pełen komplet, który do reszty pociągnął zawarte elementy. Za plus warto jeszcze zaznaczyć dynamikę jaka towarzyszyła poszczególnym wydarzeniom. Naprawdę dobra kreska i dbałość o szczegóły sprawia, że wszelkie braki są do wybaczenia. Dodatkowe smaczki można wyłapać jak się dokładnie wczyta w dodatkowe teksty. Tłumacz dodał swoje 3 grosze do całości.

Dobrą mangę nie poznaje się po tym jak zaczyna, ale jakie bonusy dodaje. Musicie wiedzieć zaprawdę są jajcarskie. Następny tomik nie zatrzymuje się dalej pędzi przed siebie na złamanie karku. Pewne elementy są jak najbardziej kontynuowane dalej nadając subtelną całość.

Równolegle rozwijane są nowe wątki nie pozwalające się absolutnie nudzić. Każdy rozdział, aż za dobrze się czyta. Ujęcia zyskują cały czas na jakości i niektóre sceny przypominają Ja, Sakamoto. Podkreślenia i pozy nadają pazura, który zaostrza apetyt na więcej.

Do głównego wątku dodano więcej integracji z sąsiadami, co doskonale wykorzystano, aby jeszcze bardziej rozkręcić akcję. Jednak jednym sprytnym zabiegiem, a mowa tu o fartuszka sprawia, że cokolwiek się dzieje zawsze jest ciekawie.

Rozwinięto dalej wątek z starymi znajomymi. Jakbym miał to jakoś nazwać to jest to coś w rodzaju yakuzowe "ecchi", gdzie zamiast mieć ciągłych dwuznaczności jest element ustawek niby z kryminałów.
Rozszerzone jeszcze bardziej kulinaria, co jest jak najbardziej na plus. Tutaj jeszcze więcej jest smakowitych podtekstów odwołujących się do środków psychoaktywnych, a będących w rzeczywistości zwykłymi produktami spożywczymi.

Skupiono się też na relacjach rodzinnych, którym wyraźnie czegoś brakuje. Przez większość T. 3 są razem, ale nie był to jakiś zapalnik do długo treningowych wydarzeń. Doceniam starania i to co wydarzyło się w centrum handlowym. Lecz to za mało. Liczę na znacznie więcej.

Schemat T.4 dość podobnie się rozwija co w poprzednich częściach. Skupie się bardziej na nocnych stronach. Tatsu jako pomoc do dzieci odkrył swoje nowe talenty. Siła ich jak zwykle leży w sposobie interpretacji. Wstawki w poszczególnych kadrach wpasowywały się dobrze.


Nie były to jednak jakieś szczelnie powiewem świeżości. Umiejętnie wykorzystano znane motywy. Dzięki temu miała powstać z tego wiekopomne dzieło. Jednak coś czuję, że autor sobie daruje. Bardziej mnie zaskoczył epizod na plaży z dość klasycznym programem. 

Spokojna głowa, pozorny fan serwisowy przerywnik dał Miku możliwość zabłysnąć i przypomnieć jej mężusiowi jak być prawdziwym mężczyzną! Jak ona go kocha!!! Jednak jej pierwszy bonusowy epizod pokazuje jej potencjał jako, OTAKU. Liczne, celne uwagi o stroju magicznych dziewczynek był naprawdę bezcenny. 

Schemat dalej idzie ten sam. Tomik to wciąż zbiór luźnych historii. Łączą je ci sami bohaterowie. Odnieść można wrażenie, że całe miasto lub tą dzielnie zamieszkują byli członkowie Yakuzy. Jest to prawdziwy dom późnej starości. Brak określonego celu w tej mandze powoli daje o sobie znać. 


Jego mocne strony jak wieczne nawiązania do poprzedniego życia Tatsu już nie błyszczą z taką mocą. Wrzucanie znanych twarzy bez większego rozmachu sprawia, że zaczynają być bardziej tłem, a niż solidnym wsparciem. Spadek jest już widoczny, ale liczę na poprawę.

Tom szósty w pewnym sensie mnie zaskoczył. Autor odszedł od typowego języka jakim się posługiwał Tatsu. Również humor przeszedł na nieco bardziej ogólny styl. Wyraźnie da się to zaobserwować w rozdziale z dołączeniem do koła gospodyń miejskich.

Wszystko przebiegało w dość oczywisty sposób. Poszczególne wydarzenia bardzo przewidywalne. W sumie jak kulinaria całkowicie wyszły na pierwszy plan to miałem przed oczami Shokugeki no Souma.


Tylko, że tam poziom był o wiele wyższy niż tutaj. Próby naśladowania były mocno widoczne. Lecz król jest tylko jeden. Z rozdziału na rozdział Miku coraz bardziej jest aktywna. Lecz ciągle mi jej mało. Mogliby by wydobyć jej potencjał waifu. Jednak podchodzą do tego jak pies do jeża.

Warto wspomnieć też o Masie. Jego wątek, który miał na samym początek jakiś widoczny cel. No i znikł ten punkcik chen daleko. Z narwańca stał się bardziej dużym dzieckiem lub innym ciepłym kluchem. Za bardzo odstaje, a że jest cieniem Tatsu to jest go na tyle dużo, że nie sposób tego nie zauważyć.

Manga staje się coraz bardziej odtwórcza i zaczyna zjadać swój własny ogon. Ledwo ponarzekałem na to co się działo w poprzednim tomiku, a tu nagle zmiana. Tori - sama już na sam dzień dobry dostała rozdział dla siebie. Musicie wiedzieć jedną rzecz. Kawiarnie z kotami są w Japonii bardzo popularne. Nie ma co się dziwić, że wątek uwielbienia Tori do kotów będzie coraz bardziej rozwinięty. Dalsze perypetie to wciąż pokaz niezwykłych umiejętności Tatsu jako gosposi. Do tego coraz bardziej się angażuje w życie społecznym osiedla.


Pomimo takiej, a nie inne formy promowane są liczne pozytywne wartości. Pomoc bliskim przyjaciołom i sąsiadom. Pojawia się ponownie szef Tatsu i wszystko zgodnie z zwyczajem, o ile można tak nazwać jest naprawdę zakręcone. Seria powoli zbliża się do zakończenia. Ujmując rzecz dokładniej zostały już tylko dwa tomy, które wydano w Polsce.

Wstępne wnioski są takie. Fabułę Yakuzy w fartuszku można ciągnąć bez końca. Brak konkretnego celu nie jest problemem samym w sobie. Jednak wymyślanie wciągających wydarzeń skłaniających czytelnika do ciągłego powracania. 

Czuję wyraźną potrzeba zrobienia przerwy. Kolejny tekst omawiający ta serie zacznę od T.8, aż do ostatniego jaki będzie dostępny w sprzedaży. 

Udostępnij:

Czy Gothic 1 na Switch jest takim drewnem jak go prezentują?

Stanąłem nad urwiskiem i usłyszałem: Hej kolego nowy? Wiedziałem, co należy zrobić....

Gothic to gra z dzieciństwa wielu graczy. Jedni kochają inni nienawidzą. Jednak kto by się spodziewał tak odważnego portu. Osobiście sam byłem zaskoczony i mimo swojej wysokiej ceny 200 zł zaopatrzyłem w własny egzemplarz.


Na temat Gothic pisałem już na blogu, tym razem motorem napędowym okazała się plotka o jeszcze bardziej drewnianej zawartości. Nie dałem wiary w te oszczerstwa i sięgnąłem po pada i zacząłem kampanię. Nie będę trzymać was w jakiejś niepewności.

Sterowanie jest naprawdę wygodne, jak zresztą poruszanie się po interfejsie. Jak już przy tym jestem. Wprowadzono pewne zmiany względem oryginału. Prócz tych oczywistych zaszły też bardziej kosmetyczne. Ekwipunek został podzielony w końcu na kategorie. Dało mi to szybszy dostęp do potrzebnych itemów.

Ruchy Beziemiennego wbrew pozorom nie są bardziej toporne. Nawet przy wykorzystaniu grzybka. Dla bardziej konserwatywnych fanów polecam krzyżaka. Kocie ruchy wracają na stare tory i ma się wrażenie grania za pomocą strzałek. Z tych głównych zmian jedynie przerzucenie części ataków na przycisk akcji plus wspomniany krzyż wywołał pewne mieszane uczucia.


Jednak zmian wprowadzono więcej, ale te już nie wywołały tyle kontrowersji. Ustawienie kamery jak i kąt nachylenia podłoża stracił na znaczeniu. W wersji na PC było to bardzo istotne, aby walka miała jakieś szanse powodzenia. W większości czasu tak było, lecz udało mi się znaleźć miejsce, gdzie jednak zachowano dalej stare zasady.

Gothic znany był z tego, że im dłużej się grało tym mniej bestii się znajdowało w Górniczej Dolinie. Tutaj całość staje na głowie i zaobserwowałem ich respown. Nie było to jakaś dramatycznie duża liczba, ale zawsze to jakieś odstępstwo. Podobnie ma się sytuacja z błędami, a chodzi mi tu o jeden, który uniemożliwiał legalnie przyłączyć się do Bractwa na bagnie.

Jeśli miałbym zrobić ranking, gdzie było najtrudniej się dostać to pierwsze miejsce Stary Obóz. Z powodu walki na arenie drugie Bractwo, ale tylko dlatego, że krwiopijcę i węże są upierdliwe jak się robi ostatni q. Istotnym szczegółem było zebranie określonej liczby głosów od guru. 


Ich z kolei jest więcej i można częściowo wybrać do kogo się pójdzie. Jednak, aby się tak stało trzeba wiedzieć co wybrać za nagrodę po wykonaniu zlecenia z rozdawaniem prezentów w Nowym Obozie. Najłatwiej idzie z Nowym Obozem, gdzie jakoś samoczynnie wszystko się załatwia.

Sądziłem, że swoje już zobaczyłem. Jednak gra ponownie mnie zaskoczyła. Tylko nie była to pozytywna niespodzianka. Jeden z górników w Starej Kopalni zaliczył problem wysławianiem się. Trochę się audio rozjechało, ale wspominam tylko o tym, bo nie było takiego problemu w oryginale. Następnie w jednej z bocznych jaskiń pełzacz postanowił lewitować. Zyskał dzięki temu nieśmiertelność.

Inną sprawą był problem z doczytywaniem obiektów w czasie rzeczywistym. Jeszcze na otwartej przestrzeni jest to do pewnego stopnia zrozumiałe. Tak tutaj w typowo korytarzowej lokacji już nie.


\Teraz mała ciekawostka o Bractwie. Jak już zostałem strażnikiem chciałem dostać lepszy pancerz, a wtedy.... Dowiedziałem się o datku na obóz. Jak chciałem od razu zapłacić okazało się, że trzeba zrobić kolejne zadania fabularne, aby reputacja się poprawiła. Śmiech przez łzy. Naprawdę mocna szpila wbitą wyzwaniom wszelkiej maści.

Czy to dobra znajomość Gothic, czy chuj raczy wiedzieć co, ale gra jest za łatwa. Nie chodzi o to, że jakoś to przeszkadza. Jednak w porównaniu z pierwszym podejściem wszystko pada na strzał. Dla ścisłości chodzi o kretoszczury i ścierowajady.

Nie trzeba się bawić w wyciąganie tylko huzia na juzia. Dobrze, że takie jaszczury czy npc typu szkodnik ma jakąś siłę rażenia, bo bym już zwątpił. Robiąc jakże "fascynującą" misje z bagienny zielem dobitnie przypomniałem jak mało jest modeli twarzy i aktorów podstawiających głos. Wszystko to miałby drugorzędny wpływ jakby te klika tekstów jakie się powtarzały zamieniono częściej zamiast wałkować jeden i ten sam.


Z innych bolączek poprawiłbym kamerę, która lubi się dzwonie ustawić przy rozmowie z npc. To co w sumie najistotniejsze w grze już zobaczyłem. Błędy te najczęściej występujące dalej istnieją. Mimo tych zmian i pozostawionych niedociągnięć ponownie poczułem magię Gothica. Zaprawdę jest to najbardziej polska gra z niepolskich gier. 

Dla początkujących, którzy nie grali mam jedną, ale ważna radę. Nie idzie zadaniami. Przybyszewskim skupiajcie się na expieniu. Jak już nie będziecie mieli co wybijać idzie do nauczycieli i rozwijajcie Bezimiennego. Następnie dopiero misja fabularne. Jest jeszcze parę innych rzeczy, które dadzą szybka kasę, ale nie ładnie było wszystko podsuwać na tacy.

Podsumowując, Gothic na Switch to najlepsze drewno jakie grałem w tym roku. Fundamenty dalej solidne jak te 20 lat temu. Wreszcie dano dostęp do wszystkich frakcji. Jednak przy okazji dołożono pewne inne zmiany, które mogą wywołać niesmak u części fanów. Pewne bolączki jak błąd w odczycie zadawanych obrażeń mogli naprawić, a tak jest jak jest. 

P.S. Jeśli jednak pokochasz ta grę to warto zapatrzyć się w wersje na PC, gdzie mody przedłużą zabawe na kolejne dziesiątki godzin.







Udostępnij:

Recenzja anime Ore dake Level Up na Ken

Są takie momenty kiedy warto dać drugą szansę. Początkowo wydaje się, że się wie czego można się spodziewać. Bywają jednak momenty kiedy ponownie się po coś sięgnie, aby wtedy zobaczyć co tak naprawdę ma do zaoferowania.

Jak oglądacie anime to w tagach można zobaczyć Op bohater. Pod tym dość szerokim terminie znajdują się, aż trzy typy protagonisty. Pierwszy to taki Ains z Overlord zagarnia na hita wszystkich jak leci. Następnie mamy już dość zbliżone do siebie postacie. Praktycznie niczym się różnią z malutkim wyjątkiem.


Różnica leży sposobie prowadzenia protagonisty. To tak jakby postawić naprzeciw siebie Naruto i Saitame. Zamiast robić kilka sezonów, gdzie będzie stopniowo się zmieniać wraz z kolejnymi sezonami, a walki będą coraz większe wszystko pokazano od razu. Nie mówiłem, że to czysta kosmetyka?

Mimo, że studio odpowiadające za to anime zrobiło Atak Tytanów nie jest jakoś ekstremalnie brutalnie. Sceny, które już sugerują gore kończą się w połowie, bo protagonisty nie mogą przecież zabić

Początkowo kiedy wprowadzają cały ten młyn w ruch jest klasycznie. Słaby milusińki, a potem zaczyna się cała przemiana. Nie tylko pod kątem fizycznym. Ciekawiej się prezentuje jego sposób zachowania, co w szczególności można było zobaczyć w rozmowie z rekruterem gildyjnym.


Cała fabuła toczy się wokół robieniu rajdów. Tradycyjny element w fantazy i oczywiście isekai. Jakiś zwiększający się trend, aby zmieszać czasy współczesne z wspomnianym gatunkiem. Przyjrzyjmy się im nieco bliżej.

Można je porównać do dzikich terenów ameryki północnej z czasów gorączki złota. Wielki zysk, a co się stanie z ludźmi zostanie w samym lochu. Dziki zachód jak się patrzy. Do tego położono nacisk na wszelkie fatałaszki rodem z gier mmo.

Jednak w przypadki Mc jest zastosowano druga szkoła, czyli broń mi starczy, a pancerz może leżeć w ekwipunku. Równocześnie już na samym początku protagonista mówi, że coś tam wydropił tylko dziwnym trafem nie raczył założyć itema. Taki stan rzeczy utrzymuje się aż do 11 odcinka.


Anime jako takie utrzymuje dość spójną całość i jedynie na początku w jednym odcinku wali logikę po łbie. Zaczynając od tego, że główny bohater ma szósty zmysł na moby, ale na wszelki wypadek ktoś go zaprowadza do nagle pojawiających potworów. Dalej, pokazuje co to nie potrafi rzucając mieszaczem w bossa. 

Wszystko już niby cacy, ale ktoś mądrze wymyślił żeby wstawić tam stado gapiów mających za nic niebezpieczeństwo i nagrywają filmiki. Równie dobrze mógł tam dostać się bez przewodnika, bo w końcu ma radar we głowie i ostatniej chwili załatwić sprawę. O wiele lepiej i tajniej by wyszło zrobienie takiej sceny.

W kolejnych odcinkach jest już stopniowe przeskakiwanie, po drabince i staje się coraz to mocniejszy. W tym momencie widać najlepiej, że nie jest on taki op. Regularnie pojawia się ktoś kto bije go na głowę.


Sami bohaterowie są naprawdę dobrze napisani jasno przekazują swoje motywacje i wszelkie bolączki z jakimi się zderzyli. Równolegle nie ma tu jakiejś skomplikowanej intrygi, a wszystko jest dość prostolinijne prowadząc jasno widza przez całe to przedstawienie.

Kolejnym pęknięciem jest brak jakichkolwiek informacji o podwójnym lochu ani systemie. Cisza jak makiem zasiał Sama ewolucja jaką pokazano w tym quazi systemie jest dość okrojona i wyraźnie deklaruje: to tylko tło mające uwierzytelnić zmiany w sklillu Mc. Brakowało mi licznych przebitek, gdzie pokazano szerzej aktywne i pasywne umiejętności czy dane typu krytyk fizyczny lub zwinność

Można jakoś to przeżyć lecz dla graczy będzie to dość widoczne i koli, że nie dali ciut więcej. Rekompensuje to naprawdę świetnie rozpisane sceny akcji, które są naprawdę wciągające i popisowe. Im dalej w las tym więcej drzew. A mówiąc bardziej po ludzku potyczki były bardziej rozbudowane i nie miało się wrażenie, że się ogląda pierwszą walkę poważną walkę z tasiemczyca na 500 odcinków.


Wszystko ładnie wyważono i podbijano tak, aby oczekiwania mogły rosnąć stopniowo. Idealnie poczucie tempa i samego natężenia. Mogę mieć tylko nadzieje, że dalej utrzymają to tempo i poprawią błędy z pierwszego sezonu.

Finał w 99.9% jest naprawdę dobry tylko pewien szczegół nie będę zdradzał jaki tracił na kilometr. Podsumowując całościowo produkcja jest naradę warta swojego czasu. Jeśli nie będzie się sugerować protagonistą jako prokoksem, a czymś bliższym do Songo z dużo szybszym rozwojem będziecie się naprawdę dobrze bawić. Nawet wtrącenia wątku pobocznego, który za jakiś czas przejmie prowadzenie nie przeszkodzi w cieszeniu się tą produkcją. 
Udostępnij:

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania