Recenzja Perseverance Part 1

Wiecie co wyniknie z miksu Resident Evil i The Walking Dead? Niezależna przygotówka Perseverance Part 1. Po przejściu pierwszego odcinka miałem takie nieodparte wrażenie.

Cofnijmy się do samego początku, no prawie… Dostaję po raz pierwszy od powstania blogu ofertę współpracy. Krakowskie studio niezależne Titanite Games dało dostęp do Perseverance Part 1. Na samej stronie twórcy napisali, że inspiracja do tej produkcji znaleźli między innymi w TWD.


Widać to gołym okiem, sami się przekonacie jak zagracie. Przeszedłem odcinek pierwszy dwukrotnie, aby zobaczyć wszystko, co gra ma do zaoferowanie. Fabuła trzyma się już wielokrotnie wykorzystanego wzoru, który dość często występuje przy apokalipsie zombie.

Przedstawienie rodziny, aby lepiej można było ich poznać i następnie małymi kroczkami przesuwamy się do części właściwej. Z racji tego, że jest to dopiero odcinek pierwszy decyzje jakie się podejmie w większości będą dotyczyć rodzinny protagonisty.

Wybory jakie podejmowałem wpływały na relacje między Cutterami. Pojawiły się nowe dialogi, ale to nie wszystko. Pewne tematy nawet się nie pokazały, czyli jednak mają znaczenie. Najbardziej to widać, jak zajrzy się do kieliszka, bo wtedy zaczną się Trudne Sprawy.


Mimo faktu, że schemat doskonale znany wciągnąłem się, a może dlatego, że rzadko gram w indyki. No mniejsza z tym, istotne było dla mnie to jak Titanite Games chcą przestraszyć odbiorcę. Jaka to będzie makabra rozgrywała się w tej Visual novel? Nie będę was oszukiwał.

Nie spodziewałem się cudów. Groza była, a jakże i tajemnica od samego początku towarzyszyła, jak za każdym razem, po włączeniu gry. Pierwsza drastyczna scena musiała siłą rzeczy odnosić się do nieumarłych. Hasło: daj gryza, nabrało nowego znaczenie.

Całościowo fabuła trzyma się solidnie, ale nie zabrakło „perełek”. Naprawdę zastanawia mnie o czym myśleli scenarzyści pisząc, że kanibal zwany (przeze mnie) „stalowo szczęki”, który wszama sobie człowieka może mieć marzenia itp. Serio? Jeśli miał być to suchar lub parodia konwencji to spoko udało się.


W pozostałych linijkach tekstu już się nie doszukałem takich chochlików. Wszystko czytało się lekko i przyjemnie, za co należy się pochwała. W samej rozgrywce wyraźnie żonglowano paroma schematami emocjonalnymi jakie miały się ukazać w czasie rozmów. Ich liczba jest dość skromna, bo szybko się powtarzają.

Więcej ruchu możecie spodziewać w ważnych momentach, choć są wyjątki. Dobrym momentem jest pierwszy wieczór w chacie, gdzie pali się w kominku. Brakowało mi czegoś podobnego w stosunku do ludzi. Z faktu nadchodzącej premiery Part 2 będzie dostępna odświeżona wersja omawianej części. (Napisać o tym, odhaczone).

Na samym zwiastunie do kolejnego epizodu widać, że będzie o wiele lepiej za co mocno trzymam kciuki premiera jeszcze w tym roku. Niestety muszę wrzucić do ogródka Perseverance Part 1 kolejny kamyczek. Gra zaliczyła błąd z muzyką, a właściwie nagle przestało działać. Szczęśliwie wystarczyło zrestartować PP1 i wszystko wróciło do normy. Skoro już przy soundtracku jest to jedna z mocniejszych stron tego tytułu. Nadaje odpowiedniego klimatu i bez wątpienia wpada w ucho.


Podobnie ma się sytuacja z oprawą graficzna, stylistycznie jest naprawdę ok., modele postaci przyjemne w odbiorze, a przez co w momencie kulminacyjnym mało straszne.

Podsumowując Perseverance Part 1 od Titanite Games jest obiecującym wstępem, który może się naprawdę dobrze rozwinąć. Wybory mają do pewnego stopnia wpływ, mam nadzieje, że nie skończą się na… Osoba X zapamięta twój wybór itp. Parę rzeczy trzeba dopracować, ale póki co jestem ciekaw dokąd to podąży. Ocena końcowa 7/10.
Udostępnij:

Recenzja Cyberpunk 2077

Końcówka 2020 r. wszyscy czekają na wielką premierę Cyberpunk 2077. Nadchodzi ten dzień i kasa zwraca się jeszcze przed premierą. Po czym następuję to…

Co się działo w ostatnich tygodniach wie każdy, kto choć w stopniu minimalnym interesuje się grami. Cp 2077 sprzedaje się jak szalony. Wielki sukces i klapa na starej generacji konsol. Choć port na PC też oberwał i wiadro pomyj poleciało. 

Osobiście wybrałem port na Ps4 bo jak grać to na konsoli i mieć kopie gry dla siebie. Ale nie będę tu się rozpisywał o plusach posiadania własnego egzemplarza na własność. Zdziwię zapewne wielu, ale się bawiłem świetnie. Nie będę owijał w bawełnę genialna produkcja! Oceny 9/10 nie są absolutnie przesadzone.


Wielu „znawców” pisało, że poczeka, aż naprawią „demo” itp. Facepalma waliłem praktycznie co chwilę. Ludzie praktycznie nie wiedzą co piszą. Znak czasu i brak wiedzy, śmieszniejsi jedynie byli „weterani” co zjedli zęby na starych grach… 

Ok, znowu się rozgaduję, przejdę do rzeczy. Zacznę od spraw technicznych, bo trzeba im poświęcić co nieco miejsca w tekście. Wraz z aktualizacją z dnia pierwszego, gra prezentowała się przeciętnie. Nie był to poziom ziemniaczany, ale też nie low. Powiedziałbym, że jeszcze takich ustawień graficznych nie widziałem w życiu, a gram od wielu lat. 

Cyberpunk 2077 mimo to zachowywał stabilną liczbę klatek na konsoli. Niestety kiedy zapragnąłem się przejechać jakość obrazu spadała, nie było to drastyczne, ale widoczne. Co do bardziej istotnych błędów mógłbym zaliczyć wywalanie do pulpitu. 


Nie działo się to co chwilę, a więc wszystkie szumne okrzyki, że tylko to czyni grę nie do użytku pisane były przez przewrażliwionych „paniczyków”. Istotniejszą sprawą był fakt, że zaledwie dzień później wszedł kolejny path, który naprostował sporo w kwestii graficznej. 

Cp 2077 nabrał w końcu rumieńców, ale pazura pokazał dopiero na łatce 1.05. Wyłączenie bajerów graficznych naprawdę pomogło i już wtenczas mogłem się cieszyć niezwykle pięknym Night City. Nawet wcześniej przebijało się niezwykłe piękno poszczególnych lokacji. 

Błędy, o których masowo mówiono w sieci są prawdziwe, bo są i materiały źródłowe. O dziwo ominąłem większość bugów. Natomiast to co widziałem było zaledwie minimalnie więcej niż w innych tytułach. 


Może to fart, ale mnie się trafiła bardzo grywalna wersja. No, ok. czasami miałem śmieszne ragnole, a raz może dwa trzeba było cofnąć save. Jednak nie było to na tyle upierdliwe, żeby robić gorzkie żalę. Jeśli miałbym się czegoś czepić to faktu, że na path 1.05 czasami są lagi. O dziwo wcześniej ich nie było. 

Generalnie większość błędów jakie spotkałem, a jeden wywołałem, czyli bieganie z wyłączonymi animacjami nóg to czysta kosmetyka, która zniknie przy kolejnych aktualizacjach. Sporo się tego zebrało, a teraz o fabule. Początek naprawdę jest powolny i przesuwa się bez pośpiechu. 

Zwątpiłem wtedy, ale ok., skoro powiedziałem a to teraz trzeba powiedzieć b. Po przejściu epilogu i wejściu do miasta szybko zaczynają się pokazywać zadania poboczne i kontrakty. 


Nie musiałem latać od Npc do Npc lub do tablicy z ogłoszeniami. Misje same się ładowały i to z takim tempie, że nie wiedziałem za co się wpierw zabrać. Złapałem się na tym, że powiedziałem do siebie: nie rozerwę się! Zupełnie jak w robocie. 

Szybko do tego się przyzwyczaiłem i zacząłem grać. Wiele q zaczyna się niewinnie, czy też jak tradycyjny fedeks. Nie dajcie się zmylić. Mało co jest tym czym może się wydawać na pierwszy rzut oka. Johny, który mi towarzyszył często zachęca to takiej, a nie innej decyzji, kierujcie się własnym instynktem, a nie pożałujecie, bo mini kampanie są tutaj na porządku dziennym. 

Poziom i złożoność misji zadowoliły mnie i to bardzo. Wykonywałem je z nieudawaną ciekawością. Inne studia powinny się uczyć jak robi się to porządnie, a nie jedynie zapchaj dziury. Wraz z przejściem wątków pobocznych można mieć romans, a nawet i kilka. Wystarczy tylko zacząć monolog typu: o randka i dalej już z górki. 


W pierwszym podejściu nie testowałem, czy da się zrobić bezkarny harem. Nawet i dobrze bo filtry jest napisany bardzo dobrze. Naprawdę przemyśleli go co do joty. Okraszono go paroma ciekawymi animacjami. Nasza lub nasz luby do wyboru do koloru zbliża twarz „do ekranu”. Imersja pełną gębą, (ale suchar). 

Bohaterowie Cp 2077 są autentyczni, a niektórzy poboczni ciut przerysowani. W sumie fajna kombinacja, bo widać, że nikt nie traktuje się tu śmiertelnie poważnie. No dobrze, jak wątek główny? 

Tutaj jest równie dobrze, choć jest krótki. Na Yt są nagrania, gdzie pokazano, że 11 godzin, starczy, aby go przejść. Początkowo sądziłem, że decyzji będzie sporo jak w Wieśku. Było podobnie, ale bardziej w stylu Serca z kamienia. Na samym końcu zacznie się jazda bez wstrzymania. 


Dla sprawiedliwości dziejowej. W trakcie wykonywania misji też można było pokombinować i zależnie od tego co się dowiedziałem i jak miałem wysoko perki mogłem wykonać różne akcję. Niestety nie zawsze tak było i skutki były różne. Podobnie jak z samym przejściem do celu. 

W takcie kampanii trafiłem na kilku bossów. Co niektórzy byli dość oczywiści w tym sensie, że się pokażą. Okazało się, że jest też jeden opcjonalny, trafiłem na niego na zasadzie, kto fika ten bęcki dostaje. Możliwe, że wpłynęło to na zakończenie, bo pewne umowy zostały unieważnione. 

Jednak krem de la krem to zakończenie i to w jaki sposób je się załatwi. Wyborów jest kilka, póki co wytestowałem jedno, choć po zakończeniu gry, wraca się do ostatniego punktu kontrolnego i można wybrać coś innego. 


Generalnie jest usatysfakcjonowany końcem, bo nie jest jakieś banalne, czy do przewidzenia. Dowiedziałem się co się stanie z V, ale mam wrażenie, że jeszcze go zobaczymy. Możliwe, że wyspa jabłoni znowu opustoszeje. Są to jednak tylko moje spekulacje. 

Przejdę teraz do mechanik. Jak rpg to tylko broń biała, bo kto normalny używa tam broni palnej? O dziwo, udało się. Wrogowie nie są jakimiś tam gąbkami, co to, to nie! Mało tego headshot jest do wykonania i z oczekiwanym skutkiem. Jedyne co zawadzało to poziom trudności. Początkowo miałem wrażenie, że jakieś wyzwanie jest tak później spostrzegłem, że robi się za prosto. 

Dopiero bossy potrafiły przypomnieć co i jak. Same wszczepy nie wpływały na rozgrywkę. Ośmielę się stwierdzić, że perki wywierały większy skutek. Wraz z zmianą taktyki na bardziej cichy doceniłem dodatkowe opcje jakie przede mną się otworzyły. 


Nic jednak nie broni, aby olać zasłony i z wojenną pieśnią na ustach zaszaleć i… ładować co chwilę Hp. Nie stanowi to przez większość czasu problemu pod warunkiem, że się ma syndrom chomika i kleptomana. 

Wracając jeszcze do wszczepów. Dają one jakiś bonus, ale w stosunku do cen jest on niewielki. Dalej, model jazdy jest wykonany wzorowo. Praktycznie nie mogę się do niczego doczepić. Auto i motory płynie się prowadzi, a gdzie nigdzie miałem wrażenie, że udają symulator, miłe złudzenie. Jak na pierwszy raz to się spisali na medal. 

Podobnie sprawa ma się s strzelaniem. Bronie są wyraziste z porządnym odrzutem. Wżyciu nie podejrzewałbym, że nie robili tego wcześniej. Duża liczba pukawek wymaga różnych animacji przeładowania i nie zabrakło ich. Natomiast mogli by powiększyć rodzaje amo, było ich jak na lekarstwo, co skutkowało częstym brakiem. 


Szczęśliwie 99% wrogów zawsze ma coś przy sobie. Nie zabrakło też możliwości czyszczenia miasta z totalnie opcjonalnych aktywności jak np. likwidacji z przestępców lub niebezpiecznych cyber psycholi. 

Podsumowując. Jeśli ktoś liczył, że będzie miał możliwość nadania imienia i dobór klasy to się rozczaruje. Specjalizacja wynika wyłącznie perków. Natomiast można dostosować wygląd awatara. Siedziałem przy ten dobre półgodziny, kreator jest bardzo rozbudowany. Widać, że to wyraźny ukłon w stronę starych zgredów. Teraz jednak najtrudniejsza część jak ocenić? Fabuła to 9/10, natomiast stan techniczny to 7.5/10. 

Niedociągnięcia oczywiście zostaną naprawione, a więc nie należy się nimi tak przejmować. Moja ostateczna ocena to 9/10, bo tak wybitnych produkcji jest jak na lekarstwo i należy doceniać solidną pracę i nie tępić devów, a zarząd który zszargał ich dobrą opinie.
Udostępnij:

Takie tam podsumowanie mojego 2020 r.

Minął rok pandemia i inna chemia rozpowszechnia się po świecie. Podsumowujmy jak minął rok z mojej perspektywy. Będzie to taka osobista wycieczka po ostatnich dwunastu miesiącach. 

Jakbym miał powiedzieć co się u mnie zmieniło wciągu ostatniego roku to powiedziałbym, że niewiele. Epidemia nie wpłynęła znacząco na to jak żyje. Kiedy panowało wielkie zamknięcie i „zakaz” wychodzenia ludzie dostawali depresji itp. jak podawały media. 

Tamten okres niczym w sumie nie różnił się od innych jaki znam. Codziennie chodziłem do pracy, bo zdalnie się nie dało. Najśmieszniejsze było to, że kontrolowanie społeczeństwa, czy opuszcza dom w celach koniecznych do życia było niewykonalne. Mieliśmy „martwe” prawo, a mimo to sporo osób tego nie zauważyło. 


No dobrze, skupmy się jednak na tym co istotne, bo jak jest każdy widzi. Mieniony 2020 r. przyniósł pod kątem gamingu i japońskiej pop kultury sporo dobrego. W wakacje zaopatrzyłem się w Xbox One S i Switch V2. Już widzę, miny tych co się zastawiają, po co kupować Xklocka przed premierą nowego, który będzie miał wsteczną kompatybilność? 

Odpowiedź jest dość prosta. Konsole dziewiątej generacji kupię dopiero za dwa lata. Przyświecają mi dwa powody. Po pierwsze sprzęt będzie gruntowanie przetestowany i wszelkie dymy lub inne usterki będą usunięte. Po drugie cena będzie nisza od premierowej. Kurczę, jak się tak zastanowić to doda się jeszcze dostępność, większa i tańsza biblioteka gier. 

Trudno z tym dyskutować, bo jest to rozsądne podejście, ale jak ktoś ma za dużo kasy to załatwi sprawę sporo wcześniej. Kto bogatemu zabroni dać się doić z środków na koncie? Dalej, Switch to hybrydowa konsola, która mnie osobiście intrygowała. 


Jak można połączyć urządzenie stacjonarne i przenośne w jedną spójną całość. Okazuje się, że jest to możliwe. Tutaj zacznę pierwszą historię. Na swój sposób śmieszna, ale i taką, która będzie ostrzegać przed antykonsumenckimi praktykami korporacji. 

X-KOM ma bardzo nieciekawą podejście do definiowanie posiadanego sprzętu. Fakt, że niema go w magazynie nie przeszkadza im w sprzedaży. Informują o tym dopiero po opłaceniu zamówienia. Na zapytania odpisują po paru dniach i można dowiedzieć się, że za miesiąc będzie potencjalnie dostępna. 

Rozumiałem pandemia itp. dobra poczekam. No i rzeczywiście dotarło za te trzydzieści dni. Pamiętam jak otwarłem opakowanie Switcha. Sprzęcik znacznie mniejszy niż się spodziewałem, kontrolery przypominają chińskie zabawki z lat 90-tych. W tamtym roku ograłem zaledwie Animal Crossing i Ring Fit Adventure. Zajęło to łącznie ponad 160 godzin. Z czego Animalsów nie skończyłem, chodzi mi o zrobienie pięciogwiazdkowej wyspy, bo sam koncert psiego celebryty się odbył. 


Kolejną dość skomplikowaną sprawą było zakup Ring Fita. Sklep ten sam status dostępna no to ok., kupuję i czekam na przesyłkę. Okazało się, że tym razem będzie to trwać kilka miesięcy. Tym razem nie było zmiłuj wycofałem zamówienie i zakupiłem u uczciwego sprzedawcy na allegro. Paczka szybko dotarła i jestem bardzo zadowolony. Możecie przeczytać to mojej recenzji. 

Zawsze sądziłem, że kupowanie konsol używanych typu Ps3, czy Wii U to loteria. Niby można umówić się na testy lub zwrot i cacy. Okazuje się, że sprzęt z bieżącej generacji z statusem nowy może okazać się używany. Napisałem co o tym sądzę, sprzedawca uznał to i starał się mnie przekupić śmiesznym game pass’em. Jeszcze od biedy można było wziąć jakby na rok, ale miesiąc? Kpina. 

Tamtego dnia powiedziałem nigdy więcej nie będę kupować nowych konsol na allegro jedynie stacjonarne sklepy. Choć jak pokazało życie kurierzy kradną Ps5 i Xbox. No dobrze koniec narzekania. Pora na ciąg dalszy. 


Jak wiadomo, Polak skąpy jest, wróć zaradny i sam próbuję jak najwięcej zrobić w własnym zakresie. W drugiej połowie roku postanowiłem w czasie urlopu serwisować co niektóre konsole z kolekcji. Chodziło jedynie o samo rozkręcenie i wyczyszczenie z kurzu. 

W ciągu tamtego tygodnia nabrałem sporo szacunku dla ludzi z serwisów i pracy jaką wkładają w ten biznes. Odsuwając już na bok, fakt, że trzeba mieć sporą liczbę narzędzi to rozmontowywanie i ponowne składanie potrafi doprowadzić do szału. 

Na pięć konsol, które przeczyściłem jedna skończyła marnie. Mówię tu o Ps3 Super Slim. Pamiętajcie zanim zakupicie coś starego sprawdźcie nie tylko wiek i parametry, ale i metodę konserwacji. Ps3 SS ma parę niedoróbek, po pierwsze panele boczne. Trzymają się one na plastikowych zaczepach. 


Jeśli nie będzie się z nimi delikatnie obchodzić lub są po prostu zużyte to pękają i są do wymiany. U mnie doszły zakrzywione „haczyk” i zaklinowanie w sekcji chłodzącej. Praktycznie nie do ruszenia. Zmuszony zostałem do zaopatrzenia w nowego plejaka tym razem sprawdziłem co trzeba i wziąłem wersję Slim

Co do ważniejszych wydarzeń minionego roku mogę zaliczyć premierę Cyberpunk 2077. Ile o tym mówiono i jeszcze tamta wałkują to się w pale nie mieści. Gdybym wtedy odciął się od neta i nie czytał tych wiadomości nawet bym nie widział, że port na starą generację był fatalny. Dalej podtrzymuję, że gra jest cudna i ogram ponownie jak tylko pokażą się obiecane duże łatki naprawiające produkcje Redów. Reckę wrzucę najprawdopodobniej w następny weekend. 

Wspomnę jeszcze o konwentach. Niestety nie odbyły się w tradycyjnej formie jak miało to miejsce 2019 r. Ludzie jednak pokazali, że niema to większego znaczenia i w ciągu paru dni zorganizowali Kwarantankon. Organizatorzy stworzyli fanpage i grupy na Fb. Nie spodziewałem się, że da się za pomocą komentarzy i postów stworzyć atmosferę taką jaka było na żywo. Cała akcja trwała ok. tygodnia. Po więcej zapraszam do tutaj. 
Sabat też zrobił swój konwent zdalnie, ale co nie mówić wyszło dość skromnie. Namiastka tego co człowiek znał i lubił. Samo wykonanie też nie grzeszyło jakością, ale liczą się intencję! 

Na sam koniec pragnę pozdrowić Kasie - chan z bloga Bezgwiezdny rycerz. Dzielimy tą samą pasję do gier. Bardzo mi było miło Cię poznać, choć tylko przez Internet. Mam nadzieję, że nadchodzącym roku dalej będziesz pisała recenzje i wiadomości z świata gier. Może kiedyś spotkamy się w realnym świecie :D 

Tak właśnie minął mi w dużym skrócie zeszły rok. Mam nadzieję, że ten bieżącym będzie tylko lepszy. Czego sobie i wam życzę.
Udostępnij:

Branżowe podsumowanie 2020 r.

Pora na pierwsze podsumowanie roku co się nim działo, co zmieniło. Jak przekształciła się nasza kochana branża i czego się spodziewać?


Zacznę od tego co moim zadaniem najistotniejsze. Dystrybucja, ceny jednym słowem kasa. Gracze zarówno hardkorzy jak i niedzielni zagrali w minionym roku w znacznie większą liczbę gier niż zwykle. 


Jeśli są i tak zmuszeni do siedzenia w domu to trzeba coś porobić. Sprzedaż wzrosła i to bardzo, co powinno cieszyć. Pokazuje to, że ta gałąź rozrywki jest liderem na rynku. Są jednak rzeczy które mnie martwią. Wzrost popularności abonamentów i cyfryzacji. W sumie to drugie to pół biedy. Sony pokazało, że ceny nie staną na wysokości 360 zł.

Paradoksalnie podniesienie cen do 80$ jest błogosławieństwem. Ludzie nawet zagranicą nie zdzierżą tego i rynek używek będzie kwitł w najlepsze. Wspomnicie jeszcze moje słowa. Gorzej wygląda to pod względem Game pass na Xboxa

Jest to słodka trucizna. Często trafiam na reklamy 4 zł za miesiąc to przecież okazja! Jeśli ktoś jest krótko wzroczny to łyknie tą bajeczkę. MS na razie inwestuje w tą ofertę. Gdy tylko znikną wersję fizyczne to wszystko pójdzie w górę, a gracze będą płakać i płacić. Alternatywę będą stanowić „promocje torrentowe”. 

Sam wzrost cen jest uzasadniany przez wydawców wyjściem nowych konsol dziewiątej generacji i jakością gier, które rzekomo są coraz „lepsze”. Ci co czytają wiedzą co sądzę o tym, ale i tak powtórzę. Kłamać to my panowie szlachta. 

Skoro jestem przy next genach. Spore zamieszanie wywołał dymiący Xbox Series X. Sytuacja miała miejsce niewiele po premierze w Polsce. Wszelkie media nasze jak i zagraniczne powiesiły wszelkie psy na biedaku. Łącznie z Microsoftem, który najpierw odstawiał podśmiechujki, a jak prawda wyszła na jaw to starał się wyjść na świętego. 

Kolejną sprawą była dostępność nowych konsol. Okazało się, że w dobie pandemii Ps5 i Xbox Series X/S to towary tak luksusowe, że janusze biznesu z całego świata zaczęli je masowo skupować. Póki co ceny na aukcjach są dwukrotnie wyższe lekko rzecz biorąc. O dziwo Xboxa da się dostać do 2500 zł z grą z tego roku, co w sumie nie jest złą ofertą. Gorzej jest z Ps5. Niema co się dziwić, że dostęp jest na nie jeszcze mniejszy skoro Ps4 było liderem poprzedniej generacji.


Warto wspomnieć o wpadkach promocyjnych jakie miały miejsce w 2020 r. Na pierwsze miejsce dałbym prezentację dysków ssd. Rozumiem, że devowie mogą być tym zainteresowani, ale szeroko rozumiany gracz chcę zobaczyć jak będą gry chodziły na nowym sprzęcie. 

MS nie chciał być dłużny i udowodnił, że nie wie co to jest gameplay. Mało tego nawet porządnych kamerek internetowych nie umieli sobie załatwić, aż żal dupę ściska. Kolejną wpadką z ich udziałem było pokazanie nowego Halo. Zamiast zabłysnąć jakością do mieliśmy powrót do przeszłości. Usprawiedliwiali się faktem, że będzie to tytuł między generacyjny.  

Kolejnym ważny wątkiem były premiery i stan gier na pierwszy dzień. Skupie się tylko na Cyberpunku, bo grałem od pierwszego dnia i wiem jak wszystko to wyglądało. Czytając podsumowania tego roku na różnych serwisach dość sporo osób uważa, że data premiery jest czymś umownym, a o stanie początkowym nie wspominając.


Trochę się im dziwie, naprawdę ktoś sądzi, że w dobie usług, tfu, ktoś będzie się tym przejmował? Coraz częściej stawia się na otwarte światy wypchane zapchajdziurami. Nie ma co ukrywać, że są ładniejsze i bardziej rozwinięte technicznie (szkoda, że nie treściowo). Wszystko to jest coraz trudniej do ogarnięcia. 

Wiele rzeczy na które nie zwraca się uwagi mogą spowodować zasadnicze problemy z optymalizacją i stąd te przesunięcia. Oczywiście burżuje co szastają kasą rodziców wylewają jad w komentarzach. Dobrym przykładem było bombardowanie Death Stranding na Metacritic’u

Szkoda, że nikt nie pomyślał, że Redzi musieli siedzieć po godzinach przez ostanie miesiące jak nie lata i tak zapieprzać, aby skończyć na czas. Niestety poszło inaczej. Zaczęły pokazywać kancelarie prawnicze, które postanowiły się wybić na tej aferze. Gracze zaczęli porównywać sytuacje do Dayes Gone. Nie miałem okazji zagrać, ale z recenzji dowiedziałem się że nie jest to, aż tak wybitna produkcja. 


Dalej, imprezy branżowe, te przeszły to Internetu, co w sumie na dobre wszystkim wyszło. E3 powoli zaczęło tracić na znaczeniu i już w zeszłych latach zaczęły ukazywać imprezy odbywające się równolegle. Czy to źle? Znak czasu? Możliwe, że tak, bo mimo wszystko miało to magie i urok. 

Niestety przez pandemie i radykalistów z bliskiego wschodu potocznie zwanych „uchodźcami” strach jechać nawet na Gamescom. Zmiana formy pozwoli większej grupie odbiorców dowiedzieć się jakie czekają nas nowości. Co jest w sumie dobre. Wydarzeń o których warto napisać było więcej, ale te wymienione wyżej najbardziej zwróciły moją uwagę. 

Jak widzicie zeszły rok obfitował w wydarzenia i różnego rodzaju ewolucje. Trendy się zmieniają i tylko od nas zależy, czy popłyniemy z nurtem, czy nie. Pamiętajcie, że sami jesteście kowalami swojego losu. Trzymajcie się ciepło w 2021 r. 
Udostępnij:

Moje Top Anime 2020 r.

Mieliśmy topkę gier to teraz czas na anime! Rok 2020 był naprawdę urodzajny jeśli chodzi o dobre kino i seriale. Niczego nie zabrakło. Lista będzie ciut spontaniczna, ale każda seria lub film pełnometrażowy jest wart obejrzenia. 

Miejsce pierwsze: 

Kimi no Suizou wo Tabetai dramat obyczajowy rozgrywający się w współczesnej Japonii. Opowiada o śmiertelnie chorej dziewczynie i o tym jak należy żyć. Brzmi to jak wyświechtany slogan na reklamie, ale coś w tym jest. Produkcja ta rozbawi, ale i wyciśnie łzy. Przygotujcie się na prawdziwą huśtawkę emocjonalną, a będzie to jazda bez wstrzymanki. Warto zauważyć, że oprócz głębokiej fabuły będzie można nacieszyć oczy niezwykle piękną oprawą graficzną. Prawdziwa uczta dla kinomaniaka.
 


Miejsce drugie: 

To musi być jakaś ironia lub zrządzenie losu, ale srebro zgarnął też dramat Kokoro ga Sakebitagatterunda. Tutaj mamy coś w rodzaju mini sagi ewentualnie filmu biograficznego, gdzie towarzyszmy protagonistą od najmłodszych lat do ich dorosłości. Tematem tego filmu są relację między ludzkie i to jak ludzie potrafią być okrutni. Stonowana opowieść rozwijająca się w swoim tempie. Oglądając Symfonie serca miałem wrażenie, że jest to interpretacja brzydkiego kaczątka, ew. jakaś metafora lub inspirowana tamtą bajką. Co nie mówić, zacny to film. 



Miejsce trzecie: 

Uzaki-chan wa Asobitai! Jak wyobrażacie sobie anime typu romans? Przypadkowe spotkanie, tradycyjne wpadnięcie na siebie. On pomaga jej wstać i podnosi jej rzeczy, przeprasza prze okazji za to co zrobił itp. Krok, po kroku, aż zaczyna się coś dziać. Tak można zacząć większość shojo. W tej serii jest całkiem inaczej! Nie dość, że wywołała spory skandal przez cycatą "lolitę" Hane – chan studentkę to jeszcze samo podejście do podrywu. Nie wiem, kto tak to robi, ale humoru nie brakuję. Mało tego osoba pisząca fabułę jest mistrzem dwuznacznych tekstów. Złoto, po prostu złoto. 


Miejsce czwarte: 

Koe no Katachi trochę okruchy życia, ciut dramaturgii i w końcu komedii. Pełny gorący kociołek. W którym jest sporo smaków. Często wspominam, że rodzice w anime, często są nieobecni. Tutaj mamy natomiast wyjątkowo zaangażowanego ojca. Akcja rozgrywa się w przeszłości i teraźniejszości. Odniosłem wrażenie, że to zderzenie jest intrygującą kombinacją tworzącą spójną całość. 


Miejsce piąte: 

Tonikaku Kawaii zajęło ostatnie miejsce, co nie znaczy, że jest najgorsze. Lekka i przyjemna seria. Zaryzykowałbym i nazwałbym to współczesną baśnią. Niezwykle piękną i taką prawdziwą. Nie przeczę, że jest trochę niedociągnięć przez które nie do końca trzyma się realiów w których się rozgrywa. Mimo to widać, ile włożono serca, aby zachwycała i dała to co w takich produkcjach ważne, uśmiech. W dzisiejszych trudnych czasach potrzebujemy chwili wytchnienia. Jestem przekonany, że na pewno to dostaniecie.    


Ok., ludziska tak wyglądał mój rok pod kątem anime i gier, o których wcześniej pisałem. Jeśli chcecie zobaczyć jak się to miało w poprzednich latach to kliknijcie tu: 2019. Osobiście uważam, że sporo dobrego mnie spotkało jako otaku i neda gamingowego. Zachęcam was podobnie jak przy mojej topce gier 2020 do podzielenia się waszymi ulubionymi seriami z minionego roku. 

 

 

  

Udostępnij:

Moje Top 5 Gier 2020 r.

Nowy rok już nastał pora na podsumowania tego co było w zeszłym. Jak minął co robiliśmy i w co graliśmy na początek przedstawię wam moją topkę najlepszych tytułów jakie przeszedłem w 2020 r. 

Miejsce pierwsze: 

Metro Exodus (port na Xbox One S). Seria ta sięga hen, aż do 2010 r. Wciągająca fabuła, wspaniała rozgrywka. Tak było w każdej odsłonie i nic się nie zmieniło, wróć polepszono i to odczuwalnie. W czasie wielkiej pielgrzymki po Rosji zaglądałem w każdą przysłowiową dziurę. To co dokonali ludzie 4A Games to cudo. Gra miała swoje błędy na premierę to fakt, ale w ogrywanej przeze mnie wersji, którą ogrywałem później niemiała żadnych niedociągnięć. Po więcej zapraszam jak zawsze do recenzji na blogu. 



Miejsce drugie: 

MARVEL'S SPIDER-MAN (exclusive PS4). Dubbing, muszę od tego zacząć. Jak nasi aktorzy zaczynają podstawiać głos to albo gadają jakby kołek w dupę wsadzili ewentualnie paplają jak z kreskówki. W przypadku Spieder-man wyszło to na plus. Ogrywając ten rewelacyjny tytuł z niezwykłą mechaniką przemieszczania się po mieście znowu poczułem się jak dzieciak. Te przerysowany sposób mówienia sprawił, że cofnąłem się w czasie do lat 90-tych. Oczywiście sama kampania jest jak najbardziej rewelacyjna. Szczęśliwie nie nałożono jakiś sztywnych licencyjnych kajdan i przez co grało się wspaniale. 



Miejsce trzecie: 

Uncharted 4 Kres Złodzieja (exclusive PS4). Na podium trafiła jeszcze jedna produkcja na wyłączność od Niebieskich. Co poradzić w ósmej generacji to oni prowadzili. Naughty Dog to prawdziwi fachowcy, którzy wiedzą jak zrobić grę akcji z górnej półki. Nigdy nie zapomnę jak włączyłem Kres Złodzieja. Takich efektów dźwiękowych się nie zapomina. W ostatniej części sporo się zmieniło pod kątem narracji. Postawiono bardziej na relację jak w The Last of Us. Dla mnie jest to sporą zaletą, bo mogłem się jeszcze bardziej wczuć w fabułę. Pochwalę jeszcze ten tytuł za dbałość o szczegóły. Lokacje potrafią naprawdę sporo opowiedzieć. 


Miejsce czwarte: 

Ring Fit Adventure (exclusive Nintendo Switch). Z grą tą wiąże się mała historia, o której napisze więcej moim podsumowaniu 2020 r. Kto by pomyślał, że gra wideo może pozwolić człowiekowi poćwiczyć, ba nawet porządnie się zmęczyć? Sam sceptycznie byłem nastawiony do czasu zaopatrzenia się w tą produkcję i kontroler. Gra jest bardzo rozbudowana. Sama kampania to ponad 80+ godzin. Nawet po zakończeniu głównego wątku dalej będzie co robić, bo jest sporo trybów pobocznych. Naprawdę przemyślana pozycja. Żeby nie było wady swoje ma, ale to jest tylko kropla w morzu potu (śmiech). 


Miejsce piąte: 

Guitar Hero Live (port na PS4). Gra ta, aż się prosi o wersję na Vr. Nawet w tak podstawowej edycji pozwalała się poczuć jakby się było na estradzie. Emocje nie do podrobienia (śmiech). O dziwo gry rytmiczne są naprawdę przyjemne. Próg wejścia w GHL jest nawet stosunkowo niski. Co prawda trzeba tych paru minut na przyzwyczajenie się, ale powiem, że warto. Czuć magię koncertów i bycia gwiazdą. Szczerze polecam. 


Tak wygląda moje top 5 gier 2020 r. Zdradzę, że ograłem już nawet Cyberpunk 2077. Jego brak na liście nie oznacza, że było kiepsko i dlatego nie wstawiłem. Powód był zgoła inny na początek roku trzeba dać mega hit. W komentarzach podzielcie się jakie to wy odkryliście perełki wciągu ostatnich dwunastu miesięcy!
Udostępnij:

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania