Ostatnio mam szczęście trafiać na dobre produkcję. Zaglądając na bloga można mieć nieco inne wrażenia patrząc na wpisy z dlc do Fallouta.
Po przygodach w Indiach
przyszła pora, aby ponownie ruszyć na pustkowia. Tym razem nie będą już to
tereny Stanów, a naszego sąsiada Rosji. Musicie wiedzieć towarzysze, co jak
co, ale postapo to oni mają o niebo lepsze niż ci cuchnący kapitaliści.
Żarty na bok. No z wyjątkiem
faktów, że 4A Games mimo
skromniejszego budżetu zrobiło o wiele lepszą grę. Czapki z głów. Zapytacie,
ale co robią lepiej? Zacznijmy od tego, że Metro
Exodus odwzorowuje świat bardzo, ale to bardzo wiernie.
Nie doświadczyłem tam,
żadnej pseudo twórczej koncepcji zmieszanej z teoretycznie istniejącą architekturą.
Jeśli scenariusz III wojny światowej by się spełnił to jestem przekonany, że
świat wyglądał by tak jak pokazano to w ME.
Oczywiście nie było tam potworów potocznie zwanych mutantami.
Lokacje w Metro Exodus są znacznie
mniejsze, co pozwoliło na wypełnienie ich po brzegi zawartością. Każdemu, nawet
mnie, udzielił się syndrom eksploratora. Czyszczenie map na maksa jest czymś
tak oczywistym, że aż się zdziwię, że ktoś tego nie zrobił tego odruchowo.
Kampania jest dość
krótka, bo zaledwie 15 godz. grania. Problemem nie jest czas sam w sobie, a to,
że ma się ochotę na jeszcze więcej. Czuję, że wykupię dlc (patrzy na pusty
portfel).

Dodam, że to nie wszystko ma się rozumieć. Rozgrywka jest naprawdę krwista, ale lepiej nie być zbyt żądnym mordu. Doszedłem do momentu, który zainteresuje większość z was. Walka jest naprawdę satysfakcjonująca.
Dostałem dużą liczbę
broni do wyboru. Każda daję inny efekt i to da się odczuć co bardzo mnie
cieszy. Mało tego przerabianie splów i czyszczenie ich szybko weszło mi w
nawyk. Dlatego zaprzyjaźniłem się z warsztatem błyskawicznie.
Zmiana części w broni
palnej jest naprawdę sprytnie zaprojektowane. Przykładowo z zwykłego rewolweru
można zrobić snajperkę itp. Generalnie, rzecz biorąc warto zbierać wszystko co
się da, aby w czasie starć z mutantami lub bandytami wyjść cało.
A skoro o nich mowa. Za
dnia miałem mieć więcej czujnych ludzi, a za to zwierzyna będzie grzecznie spała.
Mogę się z tym połowicznie zgodzić. Raz
udało mi się zaskoczyć latającego demona i władować mu całą serie w dupę.
Innym razem jak
zmierzałem do jednego z punktów z misją fabularną nie mogłem się odpędzić od „gąbek”
(potworów). Od razu dodam nie miało to styczności z wykonywanym q. Dopiero na poziomem
łatwym można zauważyć subtelną różnicę dnia i nocy pod kątem liczby i rodzaju przeciwników.
Kolejną dość istotną
sprawą jest pojemność magazynków. Byłem zaskoczony faktem jak mało można w nich
pomieścić. Początkowo było to ok. 50 sztuk. Dopiero zmiana kombinezonu poprawiła
tą sytuację.
Ciekawostką jest fakt,
że w poprzednich częściach na poziomie średnim można było mieć ok. 200 amo. Pół
biedy jak się walczyło z ludźmi, bo ci mieli swoje zasoby, gorzej jako to były
moby. Jedyny wyjątek stanowi kusza. Bełty można wyciągać z truchła.

Warto jeszcze zaznaczyć na przykry skrypt jaki wprowadzili twórcy. Każdy przeciwnik zanim zdecyduję się zaatakować stoi jakieś parę sekund co umożliwia wbicia headshota. Trochę zbyteczne ułatwienie, ale co poradzić. Podobnie jest z "gąbkami".
O ile walka z ludźmi nie zmienia się jak schodzi się z poziomem trudności to z mutantami już tak. Pierwsza rzecz to liczba ich. Od razu rzuci się w oczy, że jest ich mniej. Kolejną różnicą jest fakt, że zaczynają atakować na dystans.
Co do cech łączących jest to, że zawsze na początku wystawiają się na odstrzał i jak wspominałem wyżej chłoną i to dość sporo amunicji.
Przejdźmy teraz do fabuły. Tutaj też zachowano naprawdę wysoki poziom. Akcja ME zaczyna się w Moskwie, kończy na ziemi obiecanej. Można trochę to przyrównać do wędrówki Mojżesza.
W ciągu całej tej
podróży poznamy lepiej każdego z Spartan. Mają oni naprawdę wiele do
powiedzenia. Nie raz nie dwa, jak już chciałem zakończyć grę lub przejść do
następnej misji, ale okazało się, że mają dużo, ale to dużo do opowiedzenia. W sumie
każdy bohater towarzyszący jest gadułą.
Z jednej strony dobrze,
a z drugiej obnaża problem z milczącym protagonistą. Nawet devowie robią sobie
z tego jaja i podkreślają jaki on jest grzeczny i słucha zamiast drzeć mordę. Mnie
osobiście to ani nie ziębi ani nie grzeje.
Jedynie odebrałem to
jako cięcia w budżecie i próbę utworzenie lepszej możliwości wcielenia się w
Artiemia. W czasie podróży będzie parę zwrotów akcji, których się nie spodziewacie
ewentualnie zastanowicie coś tu nie gra.
Tak jak pisałem
wcześniej każda mapa to inna historia z własnymi celami. Podobnie jak w
stacjach metra społeczności żyjące tam są naprawdę niepowtarzalne. Nie da się ich
pomylić, a do tego gdzie nigdzie trafi się na ciekawą osobistość.
Istotą rolę odgrywa sam pociąg Aurora. Momenty spędzone w tej strefie przejściowej wspominam najlepiej. Można się tam wyciszyć i praktycznie nie miałem ochoty stamtąd wychodzić.
W samej fabule nie zabraknie wątków rodem z klasyki literatury, gdzie musi wyjść na wierzch dramat lub ukazanie ważnych chwil wymagających odpowiednich decyzji.
Przyszła teraz pora na wszystko to co nie pasowało wyżej lub zapomniałem. Z innych aktywności warto ratować napotkanych ludzi. Dzięki temu dostajemy bonusy i istotne informacje.
Ostatnim wątkiem jest umieszczanie dużej liczby stert ze ludzkich zwłok. Gdy trafiłem na to raz za razem byłem pod wrażeniem jaki tworzyło to klimat. Potem długo nic… Znaczy się był to tu to tam szkielet lub coś innego. Lecz na końcu spamowali tym jak EA mikrotransakcjami.
Zamiast szoku, strachu,
czy smutku to czułem obojętność wobec pozostałości zbrodni jakie miałem okazję
ujrzeć.
Podsumowując. Metro Eksodus to naprawdę wybitne
dzieło, w które powinien zagrać każdy miłośnik postapo. Mamy tu realistyczny świat
wypełniony po brzegi w bogatą zawartość. Historia wciąga jak bagno. Walka jest
naprawdę dopracowana. Jedynie czego
można się czepić to kiepskiej animacji twarzy i błędów z fizyką. Ocena końcowa
to nic innego jak 9/10.