Jednak jak stwierdził nie będzie brał udział w projekcie, który jak miał gloryfikować mafię. Po latach można śmiała stwierdzić, że tak nie było, a zamiast tego świat dostał niezwykły dramat ukazujący wojny między największymi rodzinami w latach 1945 - 1947 r.
W momencie jego pojawienia się zaczyna się cześć właściwa, czyli długa podróż w której zmienia się mentalnie, aż w końcu dorasta do bycia głową rodziny. Przez to, że Ojciec Chrzestny trwa prawie trzy godziny ma czas, aby stopniowo przechodzić na drugą stronę. Mimo, że zapewniał, że nigdy się tak nie stanie to los chciał inaczej.
Skoro jestem przy związkach między członkami familii. Zainteresowała mnie mała rola odgrywana przez Franco Citti wcielającego się w Calo. Jak dobrze wiadomo dla Włochów rodzina jest wszystkim. Mimo tego przywiązania, które jest wielokrotnie podkreślane pozwolono, aż do samego końca bić Constanzie Connie Corleone Rizzie. Dziwie się wielce, że tak długo zwlekano z tym.
Prawdopodobnie naciągnęli to i owo, aby więcej zostawić na sam finał filmu, który jest naprawdę huczny, ale o tym później.
Wrócę teraz z powrotem do Michaela, jego pobyt na imigracji we rodzinnych stronach pokazuje już jego prawdziwe obliczę. Nie da się nie zauważyć, że bardzo, ale to bardzo wrodził w swego ojca. Podobnie jak on kieruje się sprytem i bystrym umysłem. W czasie swoich „wakacji” dokonują się dwa zasadnicze wydarzenia. Pierwszy to ślub, który szybko zmienia się w pogrzeb, a także śmierć Sonnego.
W ten oto sposób przeszedł wielki bohater wojenny pełną metamorfozę. Dzięki dość niepośpiesznym zmianom, które odpowiednio przygotowały widza do nich można było im się dokładnie przyjrzeć. Sam finał, który idealnie wpisuje się w całość to też niczego sobie majstersztyk. Uderzyć w czasie chrzcin dziecka było odważnym posunięciem.
Wykorzystano tradycję, a raczej ludzkie przyzwyczajenia. Jako, że kultura włoska mocno krąży wokół rodziny, o czym często wspominałem warto zwrócić uwagę na ta co wolno, a co nie. Nikt się nie spodziewał, że w momencie panowania rozejmu nowy Don uderzy.
Sam finał jest również zmyślnie podzielony i przepełniony symboliką, a może tym, że Ojciec Chrzestny, który się „narodził” jest znacznie groźniejszy od poprzedniego. Nim skończę tekst wspomnę, o paru błędach, które mogliście pominąć.
Większość z nich wiąże się z winem, a mianowicie jego ilości w kieliszkach, które bardzo lubią się zmieniać zależnie od ujęcia. Lecz ja nie o tym, a bardziej ważnych momentach jak choćby rana postrzałowa McCluskey'ego pojawia się zanim ten zostaje postrzelony.
Z kolei w pułapce jaką zastawiono na Sonnego widać, jak przednia szyba zostaje zniszczona, aby po przyjeździe ochronny znowu była cała. Takich bolączek jest co prawda więcej, ale akcja jest zbyt ciekawa, aby się na nimi przejmować. Ocena końcowa 10/10