Recenzja Uncharted: Drake's Fortune


Słowa starość nie znają niektóre gry. Trwają niewzruszone niepostarzane zębem czas. Odkopmy pradawny skarb, który dał szansę młodziutkiej PS3 wyjść na prowadzenie.

Dawno, dawno temu, gdy PS2 jeszcze żyło, a Microsoft wydał w końcu konsolę, a nie komputer, pewne studio stworzyło ponadczasową grę, czyli krzyżówkę Tomb RaiderGears of War. Twórcy ci znani byli głównie z platformówek typu Crash Bandicoot, a imię ich Naughty Dog. Produkcja, którą odkurzyłem na PS4 slim, to pierwsza część kultowego Uncharted, o dość błyskotliwym podtytule Fortuna Drake'a Remastered.

To wspaniale Barbaro!

Już dawno nie miałem okazji zagrać czegoś z polskim dubbingiem i z tego też powodu zakupiłem tę, a nie inną wersję kolekcji Uncharted: Kolekcja Nathana Drake'a, w której w rolę Drake wcielił się nie kto inny, jak Jarosław Boberek. Sposób w jaki odgrywał rolę był zadowalający. Protagonista brzmiał dzięki niemu dość naturalnie i to spowodowało, że nie miałem ochoty zmieniać języka na oryginalny (choć w sumie i tak by się nie dało). Nat, jak nazywają go postali bohaterowie historii, to wesołek i swojego rodzaju terminator. Nie będę ukrywał, że mamy tu dobrze znany schemat, gdzie w pojedynkę odpieramy całe fale przeciwników zalewających nas regularnie.


Co do pozostałych postaci... już nie jest tak dobrze, ale na szczęście tylko w pewnych kwestiach. Jeśli zdarzy się nam zginąć, usłyszymy w ich rozpaczliwym wykonaniu okrzyk przerażania. Szkoda tylko, że brzmi on tak, jakby dotyczył spóźnienia się na autobus lub inną wyprzedaż.

Przejdźmy teraz do oceny fabuły. Mamy tutaj krem de la krem. Przyjdzie nam odnaleźć El Dorado, miasto ze złota. Ale jak już w takich historiach bywa, coś się chrzani i źli ludzie będą starać się nam przeszkodzić i skrócić nas o głowę. Jednym słowem klasyka. Poszczególne przerywniki filmowe zostały wyrenderowane na silniku gry, a do tego przejścia między nimi, a gameplayem są naprawdę płynne. Tego typu zabiegi sprawiły, że mamy naprawdę filmowe widowisko. Sam finał jest jak dla mnie ciut odpychający. Nie chcę wam zbytnio spoilerować, a chodzi o motyw z zarazą i tym co się z nią zwykle wiąże. Sztampa i to męcząca, ale da się przeżyć.



A myślałem, że takie rzeczy to tylko w kinach!     

Oprawa graficzna wciąż trzyma wysoką formę z dość prostego powodu. Mamy tu do czynienia z krzyżówką oprawy cukierkowej, z realistyczną. Kompromis między nimi pozwolił zachować naprawdę przyzwoitą jakość. Kolejnym elementem są animacje. Wydawca nie pożałował na nie funduszy. Liczba ich umożliwiła stworzenie naprawdę realistycznych zachowań Drake'a, jak i jego wrogów. Tutaj muszę wrzucić mały kamyczek do ogródka twórców, czemu przeciwnik prawie za każdym razem po trafieniu go, musi lecieć do góry i robić salto do tyłu? Nie wiem czy jest to wynik błędu, że w trakcie  jednego ze skoków nie zamaskowano "wydłużającej się ręki". Chodzi tu zapewne o to, że przy zachowaniu naturalnych proporcji ludzkiego ciała, nie dało się wszędzie dosięgnąć. Dodam jeszcze, że jest to pewnego rodzaju uproszczenie. A o co chodzi? Ramię kierowanego przez nas avatara wydłuża się, by móc dosięgnąć wystającej półki skalnej lub innego gzymsu. Przyznam, że bez wiedzy o tym nie zauważyłbym tego i uznał za złudzenie.


A teraz przyszła pora na (doktora) rozgrywkę. Tak jak początkowo pisałem, mamy tu do czynienia z krzyżówką Lary z Fenix. W sumie porównania pasują do tego co będziemy robić na zmianę. Przyjdzie nam zwiedzać liczne grobowce i zatopione miasto, a żeby nie było nudno, okraszono wszystko drobnymi zagadkami, które są nawet fajne. Innymi słowy wymagają ciut pomyślunku, ale nie za dużo, przez co poczujemy się mądrzy i nie stracimy dużo czasu. Na pewnych etapach  będziemy mieć wrażenie jakbyśmy grali Księcia Persji, a to z powodu pracy kamery umieszczonej na siłę przed nami, a nie za plecami. Trafiłem nawet na śmieszne sytuacje, gdzie wróg prześcignął moją towarzyszkę, ale system tego nie odnotował i wszystko poszło gładko, choć powinno być inaczej.

Walka, to nic innego, jak już dobrze nam znane Gears of War. Przeciwników nie brakowało, a nawet było ich za dużo. W czasie zabawy najwięcej trudności sprawiło mi przyzwyczajenie się do kontrolera, który jest odczuwalnie gorszy od myszki. Jednak jak mówi stare powiedzenie, ćwiczenia czynią mistrza. No i w końcu się przyzwyczaiłem i nawet weszło mi to w krew. Boty o dziwo wykazywały się sporą inteligencją i starały się wykorzystać przewagę liczebną i otoczenie. Największym mankamentem było "wsparcie", które pojawiało się z tyłu lub z innego miejsca, gdzie się go najmniej spodziewałem. Ogólnie, to system walki został naprawdę dobrze wykonany.

Czy warto kupić Uncharted: Drake's Fortune?  Hmm, powiem, że tak! Można się w to wciągnąć, a fakt, że poświęcimy na to między osiem, a dziesięć godzin sprawi, że się nie zdążymy znudzić tym, co nam autorzy zaserwowali. Dla tych co chcą więcej, przygotowano znajdźki ukryte to tu, to tam, a jest ich naprawdę dużo!

A wy kogo preferujecie, Lare czy Drake'a, a może jeszcze kogoś innego?

Ogłoszenie parafialne. Komentujcie i lajkujcie, zapotrzebowanie na pozytywną energię jest zawsze spore ;D 
          

Udostępnij:

Recenzja BioShock Infinite


Filozofia idea i inne wytwory myśli ludzkiej, a największy z nich utopia. Świat idealny, który nie ma prawa istnieć. Jednak ludzie starają się tego nie widzieć, tak jak mieszkańcy miasta Columbia.

Trzecia odsłona kultowej serii BioShock z podtytułem Infinite, wydana przez 2K Games w 2013 r. Produkcja została stworzona przez weteranów Irrational Games. Ci z was, którzy pamiętają zapowiedzi z 2010 r. wiedzą, że reklamowano ten tytuł jako przełomowe dzieło, które pokaże, czym są gry wideo. Czy dokonano tego? Czy wzniesiono się ponad przeciętność? Sprawdźmy to! 

A widząc to Pan rzekł, że jest dobre

Po pierwsze warto przetłumaczyć sobie podtytuł Infinite. W słowniku angielsko-polskim znajdziecie tłumaczenie - nieskończony. Co w takim razie przysłowiowy autor miał na myśli? Odpowiedź na to pytanie mieści się w sednie fabuły tego ambitnego dzieła kończącego się w sposób naprawdę wybitny i powodujący, że zacząłem zastanawiać się nad jego przesłaniem.

https://www.gry-online.pl/S055.asp?ID=217055
Postaram się nie zdradzać fabuły, a jedynie ją zarysować, abyście wiedzieli czego możecie się spodziewać. Wcielamy się w człowieka od brudnej roboty, który ma dług do spłacenia. Aby to uczynić musi sprowadzić dziewczynę do Nowego Yorku z podniebnego miasta Columbia.   Sprawa nie jest prosta, bo główny antagonista ma inne plany co do młodej Elżbiety. Całą kampanię możemy podzielić na dwie części. Pierwsza to ucieczka z wieży i samego miasta, a druga, to pogoń za samozwańczym Prorokiem, który odgrywa tu rolę głównego bossa. Na zachętę dodam, że protagonistę Bookera DeWitta łączą z młodą Elżbietą relacje szczególne, ale inne niż sobie wyobrażacie.  

Ludzie są równi i równiejsi...

BioShock Infinite stara sie poruszyć bardzo trudne tematy, takie jak rasizm czy podziały społeczne. Jest to powiew świeżości, choć pomimo że starano się podjeść do tego tematu rzetelnie, to moim zdaniem dość nijako to zaakcentowano. Tylko gdzieniegdzie można trafić na informacje o podziałach społecznych. Tym co wyszło na pierwszy plan jest religia, potem długo nic i mamy pokazany w sposób dobitny wyzysk robotników. Jak to powiedział pewien fabrykant, pszczoły to najlepsze stworzenia! Ciągle pracują i nie chorują i nie chodzą na zwolnienia. Bądź jak pszczoła! Nie jest to dosłowny cytat, ale wyraźnie pokazuje podejście elit do ludzi.

https://www.gry-online.pl/S055.asp?ID=258571
Daję 9 minut i 99 sekund   

Seria BioShock zasłyneła między innymi z tego, że miasto zawsze było pełnoprawnym bohaterem biorącym udział w kampanii. W trzeciej części jest tylko tłem z licznymi ozdobami. Mogę śmiało powiedzieć, że tylu obrazów, plakatów, rzeźb nawiązujących do chrześcijaństwa jeszcze nie widziałem. Odniosłem wrażenie, że nawet pod kamieniem znajdę obrazek czy inny posążek jakiegoś świętego. Generalnie miasto było wytapetowane niczym w okresie kampanii wyborczej. Wbrew pozorom stworzyło to pewną atmosferę i niepowtarzalny klimat. Kolejnym istotnym elementem jest szczegółowość i przywiązanie do detali. Columbia, to odbicie USA z początku XX wieku, piękna i oszałamiająca, a muzyka, która nam towarzyszy, a zwłaszcza utwory z pierwszych godzin, jest cudowna i w zachęca do zatrzymania się i wsłuchania się w nią.  

Robotnicy, robotnice. Towarzysze.

Zmuszony natomiast jestem włożyć łyżkę dziegciu do graficznej beczki miodu. Budynki, wnętrza i roślinność wciąż zachwycają. Niestety, jeśli się przyjrzymy np. koszom, czy krzakom, to zobaczymy bezmyślną "papę" rodem z gier z PS2. Na szczęście, ten i inne niedociągnięcia, nie rzucają się aż tak w oczy.

https://www.gry-online.pl/S055.asp?ID=253177
Irrational Games musiało się inspirować filmami w wytwórni DreamWorks Animation. Elżbieta została zamknięta w wieży, pilnowana przez przerośniętego strażnika. Brzmi znajomo? Oczywiście, oprócz tego można zauważyć analogie do bohaterów filmowych w jej zachowaniu i animacji twarzy, która się wyróżnia na tle "masek" noszonych przez NPC.

Jadę do ciebie tramwajem

Rozgrywka to dość szybki shooter okraszony super mocami podobnymi do tych, które można było zobaczyć w Dishonored. Możemy je zdobyć poprzez wypicie zawartości odpowiedniej buteleczki. Po kilku takich "głębszych" wzmocnieniach miałem wrażenie, że mam do czynienia z symulatorem żula spod budki z piwem. No ok, nie będę aż tak złośliwy, poprostu ktoś za bardzo lubi zaglądać do butelki. Poszczególne ataki specjalne można podzielić na à la kula ognia  lub pułapkę. Wyjaśnienie poszczególnych mechanik zostało wykonane w formie dość humorystycznego filmu, a bardziej pasowałoby powiedzieć, przedstawienia marionetek.

https://www.gry-online.pl/S055.asp?ID=253177
W zwiastunach wydawca podkreślał to, że będziemy się przemieszczać w grze podwieszeni na szynach tworzących podniebną kolejkę. Jest to bardzo fajny i widowiskowy dodatek, który uprzyjemnia podróżowanie, a także nadaje się do wykorzystania w walce. Co do rodzajów broni jest dobrze, wystrzały mają moc, ale nie jest to poziom na tyle wysoki, aby zadowolić wymagających odbiorców. Na szczęście fabuła i przeciwnicy nadrabiają to.

https://www.gry-online.pl/S055.asp?ID=250081
Wracając do samego wyposażenia, trzymać możemy tylko dwie sztuki broni naraz. W większości przypadków jest to liczba wystarczająca, bo automatów z amunicją jest sporo i ich rozłożenie jest odpowiednie, więc zazwyczaj jest gdzie kupić nowe magazynki. Nie musicie się martwić ich barakiem, bo z wrogów będzie ich leciało w hurtowych ilościach, tak samo apteczki, czy sole (mana), które będą leżeć to tu, to tam.

Do trzech razy sztuka

W ostatnim akapicie wspomnę o tym, co moim zdaniem jest zbędne lub też psuje zabawę. Pomaganie jest miłe, przyzna to każdy, jednak w grach można to inaczej odebrać, zwłaszcza kiedy gameplay staje się odczuwalnie prostszy. Elżbieta wyszukuje cały czas jakieś rzeczy, które nam rzuca,  przez co odniosłem wrażanie, że gram na kodach, a mój skill nie ma większego znaczenia. Dodam jeszcze, że zaniedbano tę mechanikę pod pewnym względem. Nasza towarzyszka potrafi rzucić do nas item nawet wtedy, gdy oddziela nas ściana, czy inna przeszkoda. Wiem, czepialstwo. Więcej wad nie pamiętam, poproszę o kontynuację i kolejne dobre gry.

Czy warto kupić BioShock Infinite? O tak, warto! Mamy tu do czynienia z treściwą produkacja, która jest naprawdę dobrze wykonana. Dużym plusem jest fakt, że poruszono tu sporo istotnych tematów. Historia wciąga i nie nudzi, a czas który poświęcimy daje zadowolenie, więc się nie zastanawiacie i zagrajcie.

A wam przypadła do gustu taka forma narracji? Czy może wolicie coś bardziej widowiskowego jak w CoD?

Piszcie, komentujcie! Wasz głos jest dla mnie ważny :D
        

Udostępnij:

Recenzja Devil May Cry


W ostatnim czasie, na blogu królowało PS4 jako główna platforma do grania. Nadszedł czas, aby PC podniosło się i pokazało co oznacza Master Race. Pora zrobić porządek w alternatywnej wersji "Folwarku zwierzęcego" Orwella.

Przyszedł moment na zrobienie przeglądu w biblioteczce gier na steam i nie tylko tam. Na tej sporej liście rzucił mi się w oczy tytuł kultowej serii  Devil May Cry i jej przedostatniej części wydawanej przez Capcom w 2013 r. na komputery osobiste, PS3 i X360. Mamy tu do czynienia z rebootem marki. Został on przyjęty dość chłodno. Pozwolę sobie na śmiałe stwierdzanie, że mnie przypadła do gustu ta odsłona.

Kill him!

Głównym bohaterem jest oczywiście nie kto inny jak Dante, który zachował w tej części swój zadziorny charakter. Warto dodać, że protagonista co nieco zyskał z tego też powodu, że nie rzuca tyloma kiepskimi dowcipami. W pewnych sytuacjach możemy nawet usłyszeć całkiem ciekawą grę słów.  

https://www.gry-online.pl/S055.asp?ID=194734
Ninja Theory, którzy trzymali pieczę na tą produkcją przedstawili na początku głównego bohatera jako buca, uważającego się za kogoś lepszego i oczywiście playboy'a. Wraz z rozwojem kampanii mogłem zauważyć stopniową zmianę, rzecz jasna na lepsze. Przejście tego tytułu na średnim poziomie trudności to zaledwie dziesięć godzin zabawy.

A co ty masz im do zaoferowania?

Świat w jakim przyszło mi spędzić ten czas, to typowe odtworzenie państwa totalitarnego, gdzie społeczeństwo jest kontrolowane i manipulowane przez władzę. W DMC antagonistą jest  Władca Demonów Mundus, pełną gębą pan ciemności. On, jak i cała gra zachowują bezpieczne standardy. Nie spodziewajcie się zobaczyć czegoś nowego, a jednak czeka was    niespodzianka. Zastaniecie zaskoczeni finałem, bo tam gdzie powinien być koniec, mamy drobny twist, który przedłuża nieco zabawę.

https://www.gry-online.pl/S055.asp?ID=244355
Kolejną interesującą bohaterką jest Kat. Jej historia jest smutna, ojciec (demon) i przykład totalnej patologii. Z rozmów jej z Dante można dowiedzieć się co nieco o jej przeszłości. Na ich tle ukazuje się nam ona jako silna osoba. Nie da się ukryć, że potrzebowała pomocy ostatniego aktora tego spektaklu, Vergila, brata bliźniaka protagonisty, stojącego na czele ruchu oporu. Stara się on być wyrazisty, ale odebrałem go jako tło dla Dantego i nic po za tym. Miałem wrażenie, że  scenarzysta dodał go tylko po to, żeby wszystko trzymało się kupy.

This is your end!

Premiera Devil May Cry miała miejsce pięć lat temu. Mimo upływu lat grafika wciąż daje radę. Limbo, czyli coś w rodzaju zaświatów jest urocze na swój sposób i wciąż potrafi przykuć uwagę swoim wyglądem, który przyciąga detalami. Jedynym, do czego mógłbym się doczepić, to przerywniki filmowe, na których widać gdzie niegdzie gorszą jakość pewnych elementów otoczenia.
Muzyka nie jest ani epicka, ani też filmowa. Dostaliśmy ciężkie brzmienie gitar elektrycznych. Dość dobrze komponuje się to z rozgrywką akcji, a także nadaje pewnego klimatu. Wspomnę też, że efekty dźwiękowe broni dobrano z odpowiednią starannością, przez co łatwiej było mi się wczuć w bieżące wydarzenia.

https://www.gry-online.pl/S055.asp?ID=250626
Fu*k you Dante!

Przyszła pora na esencję i trzon tej produkcji, rozgrywkę. Od samego początku czuć siłę jaką dostaliśmy. No ok, nie ma co też szaleć na starcie, bo nowe umiejętności zostają odblokowane później wraz z postępami. Walka jest szybka, mimo że mamy tylko 30 FPS. Widać poświęcono płynność na rzecz oprawy graficznej. Wyzwań nie ma co szukać na średnim poziomie trudności, bo nawet jeśli nie spamięta się wszystkich kombinacji, to i tak comba będą wchodzić sam z siebie. Jednak ci z was co chcą poszaleć, też coś znajdą. Na poziomie Nowa gra+ dostajemy już większy wycisk. Mało tego, DMC ocenia nasz styl i promuje go lepszymi nagrodami, więc warto się starać.

https://www.gry-online.pl/S055.asp?ID=235569
Ciekawym smaczkiem są ceny w sklepie, w którym wykupujemy skille i przedmioty. Im w większą liczbę wspomagaczy się zaopatrzymy, tym każdy następny będzie kosztował coraz więcej. Drobne urozmaicenie, a cieszy. Nie ma ono większego znaczenia, bo jak już pisałem, na normalu nie ma większych przeszkód, no może z jednym wyjątkiem. Przejdźmy teraz do kluczowych przeciwników. 

Bossów łączą dwie rzeczy: są łatwi, aż do bólu i prawie wszystkich trzeba walić w słabe punkty, robiąc uniki i skacząc między platformami. W trakcie przechodzenia tego korytarzowego slashera trafiałem na mocniejszych od nich wrogów. Wstyd dla producenta! Przyszedł czas na podsumowanie.

Czy warto kupić Devil May Cry? Tak, to świetnie przemyślana produkcja, która może zaspokoić szeroki wachlarz graczy, od tych co grają dla fabuły, aż po tych, co szukają czegoś więcej. Liczne znajdźki i misje dodatkowe z całą pewnością zadowolą starych wyjadaczy, a przez to, że kampania nie jest zbyt długa spowodują, że się nie znudzimy, a może nawet sięgniemy po DLC.

A wy wolicie być jak tytułowy nefalem, czy cichym skrytobójcą?   

Pamiętajcie, wasze wsparcie jest dla mnie ważne. Mam nadzieję na dalszą owocną współpracę ;D  

Udostępnij:

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania