Gry imprezowe to produkcje przeznaczone na prywatki, czy jak kto woli domówki. Może być to karaoke lub gra rytmiczna, ale co jeśli chcemy zagrać sami?
Na to pytanie próbowało
odpowiedzieć Activision wydając
ostatniego Guitar Hero Live, które jest reedycją z Ps3. Wersją
o której będę tu pisał pochodzi z wersji na Ps4.
Powodem dla której
sięgnąłem po ten tytuł jest tryb ćwiczeń rytmicznych w Ring Fit Adventure, ok. którym już pisałem jakiś czas temu.
Dość już tego wstępu
przejdę do samej gry Guitar Hero Live W
tej części devowie postawili na mocne zmieniony w gameplay'u. Zrezygnowano z
koncertów wykonywanych przez Npc na rzecz filmów z "prawdziwych" występów.
Nie zapomnę jak
rozpocząłem singlową kampanię. Na początek włączyłem te z UK. Akcja zaczyna się
zawsze od kulis, aż potem wejście na estradę. Wszystkie ujęcia są filmowane z
perspektywy gitarzysty w którego się wcielam.
Sam instrument już nie
ma pięciu przycisków, a sześć. Zostały one ułożone w dwóch rzędach po trzy. Dało
to w sumie wrażenie grania na prawdziwym instrumencie. Samych kombinacji też
nie brakuje.
Zależnie od wybranego
poziomu trudności miałem co innego. Sama gra posiada samouczek, który ma
wprowadzić w arkany GHL, ale robi to dość miernie. Zacząłem wiem przerabiać to
na tak zwany chłopski rozum.
Grając na poziomie
niedzielnego gracza nie zwraca się na te zmiany uwagi, chodzi mi o sam efekt przejścia. Natomiast już na normalu potrafi się to zmieniać już dość szybko. Pomysł na taką formę „graficzną” jest jak
najbardziej dobry.
Miałem okazję zagrać
trochę w starsze odsłony, które dokupiłem niewiele później po tej części.
Różnica jest bardzo odczuwalna, a zwłaszcza jak nie trzeba patrzeć na
wokalistę, który śpiewa „wieloma głosami”.
Odnoszę wrażenie, że
trochę poszła para w gwizdek, ale z tego co się dowiedziałem postawili wszystko
na jedną kartę. Generalnie wszystkie te filmy są dość wyidealizowane, albo
ugrzecznione.
Poziom jaki sami
aktorzy też nie jest równy jednakowo. Niektórzy zachowują się tak jakby mieli
jakąś głupawkę lub widzieli gitarzystę po raz pierwszy, choć są w jednym
zespole. Są to oczywiście wyjątki, które rzucają się w oczy dopiero jak się
maksuję grę.
Co do plusów takiej
formy. Poszczególne występy różnią się i to mocno od siebie i gdzie nigdzie
dzieje się coś ciekawego. Dzięki temu magia trwa przez te parę godzin. Po
nabraniu skilla i podniesieniu poprzeczki, Guitar
Hero Live zaczyna pokazywać pazura.
Zastrzegam, że są to
wrażenie z pespektywy osoby, która pierwszy raz miała styczność z tego typu
grami. No ok., jak już trochę się pogra można zobaczyć trochę dziwnych rozwiązań w rozkładzie nutek.
Trochę się to kłóci ze
sobą i tworzy swojego rodzaju roztrojenie. Innym ciekawym czynnikiem zmiennym
lub kłopotem natury technicznej jest odczyt wciskanych przycisków. W jednym
utworze wymagany jest jedynie równoczesne przyciśniecie spustu i klawisza na
gryfie, a innym razem dłuższe przytrzymanie.
Co ważniejsze nie mówię
tu o solówkach, a pojedynczych akcentach. Ostatnią wadą o jakiej chciałbym tu
napisać jest brak możliwości przewijania materiałów wideo. Jeśli zapragnie się maksować
poszczególne piosenki to zalecam przejścia do „szybkiej gry”, gdzie będzie się
dało ustawić własną play listę.
W GHL oprócz samej
kampanii był też tryb Tv, gdzie leciały teledyski z piosenkami. Wydawca wyłączył
to podajże w 2017 r. Z braku możliwości ogrania tego nie jestem wstanie nic
napisać.
Podsumowując. Guitar Hero Live to bardzo dobra produkcja przy pierwszy podejściu.
Natomiast jak się zapragnie wycisnąć z niej wszystkie soki to zaczynają
wychodzić pewne niedociągnięcia. Nie zmienia to faktu, że jestem teraz bardzo
zainteresowany tą gałęzią gamingu. Ocenę wystawcie sami …