Kolejny weekend kolejny tekst. Co powiecie na coś innego niż zazwyczaj? Będą to wstępne wrażenie z serialu. Jak wiadomo, film to koncertant, a drugi format to sok z marketu. Ładne opakowanie z zachęcającą grafiką na opakowaniu z napisem sok.
Wziąłem się za oglądanie Nawiedzonej agencji z 2021 r. W dużym skrócie mamy tutaj skrzyżowanie Twój nowy dom i Ghostbuster. Trochę dziwnie, ale może być ciekawie. W końcu Pogromcy duchów nie handlowali nieruchomościami.
Pilotażowy odcinek był naprawdę obiecujący. Efekty specjalne nawet akceptowalne jak na serial, a do tego widać jakiś pomysł na siebie. Odcinek pierwszy jako na początku bywa przedstawia wszystkich, tak aby widz nie czuł się zagubiony. O dziwo postanowiono nadać poszczególnym bohaterom jakieś funkcje.
Przez ten podział inaczej patrzy się na każdego z nich. Widz od razu jest przygotowywany czego ma się spodziewać, jaki pojawi któryś z nich w kadrze. Szybko jednak zaczęli uzupełniać profil poszczególnych postaci, o ich życie prywatne. Zostałem zaskoczony, bo jakoś tej propagandy dali jak na lekarstwo. Powiedzieli, co mieli powiedzieć, a jak ktoś przypadkiem niedosłyszał to pokazali.
Skoro to mam już za sobą to pora wrzucić mięso na ruszt, bo będę grillować. Początek tak, początek wprowadził podstawową bazę danych jak już pisałem. Oprócz tego nawet postarano się dodać trochę grozy. Takie ciut, ciut, aby było wszystko formalnie wypełnione. Nie szykujcie się czegoś rodem z Ring, a bardziej Mumii.
Równolegle nie zabrakło licznych głupotek. Dość uroczę, czy mogę tak napisać? Będę musiał się odnieść do pewnych fragmentów. Jeśli nie chcecie psuć sobie zabawy lub spoilerować tych baboli, które tam wstawiono to radze przerwać czytanie.
Skoro czytasz dalej to się rozsiądzie wygodnie, bo trochę tego jest. Załóżmy, że wasz krewny otwiera przejście do piekła lub czegoś podobnego. Dom zaczyna przypominać koszmar. Jaka będzie pierwsza rekcja? Ucieczka! Tak jest, prawidłowa odpowiedz. Ktoś jednak czuwa nad tobą i zsyła anioła stróża. Mowa tu o protagoniście, rzecz jasna.
Pierwszy raz, no ok, jakoś tam się przeżyje, ale co zrobić jak się powtórzy? To jest chyba oczywiste! Zabrać ze sobą flaszki i ryczeć przed chałupą, bo przecież demon, strzyga, czy co tam jest w środku nie wylezie. Jeśli komuś mało to pan fachowiec, który przypadkiem się napatoczył poradzi wejść do środka domu.... Logiczne, prawda?
Dalej niestety nie jest lepiej. Serial Nawiedzona agencja ma podobnie jak inne zachodnie produkcje ten sam schemat, czyli wątek główny jest jedynie spoiwem, a poszczególne odcinki to zamknięta całość.
Żeby widzom się nie nudziło za każdym razem jest wstęp, o głównym wątku odcinka. W sumie jest to dobry ruch, bo buduje napięcie i jakieś zainteresowanie. Nie przeszkodziło to jednak wprowadzić kolejnego "twistu" fabularnego. A o co chodzi?
Wszystko to po to, aby Susan Ireland mogła pokazać, że forsa jest najważniejsza. No, a jeśli komuś było mało to ona doskonale zdaje sobie sprawę z zjawisk nadprzyrodzonych. Dostaje pouczenie od swego szefa o tym co się stało z ich poprzednimi klientami będącymi mieszkańcami tego domu. Lecz ona wolała posłać ludzi na śmierć, bo jej ego jest ważniejsze.
W kolejnych odcinkach to już w ogóle nie wiedzieli, jak ogarnąć to towarzystwo. Jedynie wątek Ojca Phila był jakoś sensownie napisany. Po przeciwnej stronie postawili relacje Susan z resztą załogi. Prawdziwe kopiuj i wklej, w którym panie lubią wbić sobie szpile, aż sięgają po wino, bo na trzeźwo się nie da pogodzić.
Nie pokazali loga producenta, lecz musiała być naprawdę mocna skoro się zasłonił. Skoro jestem przy produktach. Oficjalnym sponsorem tego serialu jest Apple. Lokacja ich produktów była, aż nadto pokazana.
Istotniejsze była zmiana narracji i wprowadzenie elementów komedii. Wtedy już jasne stało się dokąd to zmierza. Z w miarę ciekawego pomysłu powstał produkt do obiadu. Jest też jedna rzecz, za co dla odmiany mogę pochwalić twórców.
Każdy wątek jest zamykany, a nawet dają uzasadnienie. Co prawda można się kłócić, czy jest to dobre, (a nie jest). Niech za przykład weźmy portal, bo to najcięższy przypadek. Uznali, że zaspawanie klapy, która łączyła się z tym przejściem załatwia sprawę. Idąc ich tokiem rozumowania wystarczyło zasypać tunel w Morii i zguba Durina nie wylazłaby do reszty królestwa krasnoludów.
Tak się prezentuje pierwsze siedem odcinków zostawiłem jeszcze parę głupotek, bo są one dość zabawne. Jednak nie w sensie ha, ha. Trochę szkoda, bo były i nawet mocne momenty dające nadzieje na coś więcej. Pytanie brzmi, czy była to kwestia budżetu, czy koncepcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz