Planowałem zacząć ten artykuł jak każdy inny. Będzie jednak inaczej, bo seria dobiega końca po zaledwie 6 wpisach. Opublikuje jeszcze jeden bonusowy, gdzie podsumowuje całościowo przygodę z WoW.
Parę lat temu zacząłem grać w War of Warcraft od tak z doskoku nic nie wiedząc o tej produkcji. Szybko jednak się odbiłem z powodu braku wiadomości, co dalej po wbiciu na max lv. W zeszłym roku się dokształciłem, ale jak się później okazało liznąłem ledwo podstawy.
Pierwszy Hc zaliczyłem z gildią i stwierdziłem, że bycie dobrym graczem to nic innego jak stanie się botem. Gracze nie przewidują możliwości improwizowania, a ścisłego trzymania się określonego działania.
Z drugiej strony wiedzę czemu nie chcą brać ludzi do grania, bo dps za niski, a do tego sporo jest różnic względem normala. Ma się wrażenie grania w całkiem coś nowego. Kolejną sprawą jest brak cierpliwości, jeśli boss nie padnie w drugim, a najdalej trzecim podejściu to zaczyna się lament. Nie spełniasz naszych wymagań to kopa w dupę.
Wtedy jeszcze się tym tak nie przejmowałem, a jedynie obserwowałem rozwój wydarzeń. Pobrałem addon na rotacje i zacząłem trenować odpowiednią kolejność skilli. Ledwie po dniu wybrałem się na kolejny rajd i okazało się, że dało już efekt i rada starszych jest zadowolona. Oczywiście ja byłem ostatni, normalka.
Dopiero potem przypadkiem zostałem oświecony jak sam dałem się manipulować pseudo znawcą. Kochana gildia zorganizowała wypad altami. Tam nie było już różnic typu 480+ item level dla czołówki, a ja 20 lv niżej. Wszyscy mieli przybliżony poziom i okazało się, że łapie się na 3 miejsce.
Utknęliśmy na jednym z początkowych bossów, co spowodowało oczywisty kociokwik. Zabawne jest to, że zdawali sobie z tego sprawę. Można było od razu zebrać większą grupę, lecz upierali się przy 10 zawodnikach. Po rozum do głowy dopiero poszli jak się dokonało dobrych kilka podejść. Normalnie geniusze...
Po wbiciu tego słynnego 470+ lv zacząłem wreszcie chodzić z przypadkowymi ludźmi na wspólne wypady. W moim odczuciu to był przełomowy moment. Dopiero wtedy dotarło do mnie jaka jest społeczność Wow. Pojąłem już dobitnie, że równie dobrze boty mogłyby człowieka zastąpić, bo i tak nie ma miejsca na jakiś luz, czy inną improwizację.
Trzeba się trzymać sztywnych zasad niczym pociąg torów, bo inaczej zaraz zaczną wieszać na tobie psy. Wiecie co to mi przypomina? Mem, gdzie w sali szkolnej siedzą identyczne kukiełki, a nowi uczniowie są pokazywani jako nieostrugane drewno. Gra powinna dać rozwój i relaks, a tutaj człowiek staje się jedynie trybikiem w maszynie.
Tutaj zakończę co porabiałem, bo większość czasu spędzałem na treningu i próbie zmuszenia się nauki strategii. Jakby jeszcze nie trzeba było co miesiąc płacić to spoko nie ma problemu w systemie kup i graj, ma to sens. Jednak tutaj w p2p płać i grać to jest głupota. Z Gw2 zrezygnowałem, bo zaczynało przypominać to pracę i brak nowych rzeczy do robienia. Choć teraz się przekonałem, że było więcej niż w WoW.
Oficjalnie mogę grać do 27 maja przyszłego roku. Szczerze nawet nie chce mi się logować. Fakt będę przez to stratny, ale pieniądze da się zarobić i odrobić straty, ale czasu już się nie odzyska. I tym pozytywnym akcentem kończę ten tekst.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz