Recenzja Sleeping Dogs, Nightmare in North Point (Halloween Edition)

Tak sobie myślałem, co tu wrzucić na początek miesiąca grozy? Coś z zombie? Może ZmobiU na WiiU, albo Rezydencje Diabła na Kostkę Grową (GameCube). Na początek jednak pójdzie coś innego.

Nightmare in North Point jest to dlc do Sleeping Dogs, które zostało stworzone specjalnie na Halloween. Nie jest ono jakoś szczególnie długie po ledwo zacząłem, a po godzinie zabawy wszystko się skończyło.


Podstawa rozgrywki generalnie się nie zmieniała. Dalej jeździło się po mieście i wymierzało się sprawiedliwość za pomocą pięści i kopniaków. W większości wypadków można przyjąć, że jest to całkowita kalka z podstawki.

Tak oczywiście… nie jest. Dodano tu drobne urozmaicania są one dość symboliczne, ale to zawsze coś. Wiąże się to z dwoma nowymi typami przeciwników. Przyszło mi się zmierzyć z chińskimi wampirami Jiāngshī i demonem Yaoguai.

Dobrze, że nikt nie postanowił dodać do tego kotła pospolitych nieumarłych, a wykazano się pewną inwencją twórczą. Wspomniane bestie bezpośrednio wywodzą się z chińskich wierzeń. Skoro tak jest to wszystko się trzyma kupy i tworzy spójną całość. 

Nowa reguła jaka zaczęła funkcjonować w grze polegała na obijaniu skaczących krwiopijców. Nie mogę  napisać, że byli jacyś wymagający. Robili za mięso armatnie i booster do walki z ich dowódcami. Chodzi o tych drugich.

Yaoguai zawsze atakowały pojedynczo, co nie znaczy, że było łatwo się ich pozbyć. Aby odesłać ich tam, gdzie ich miejsce należało mieć miecz z drzewa brzoskwiniowego, który randomowo się pokazywał na mapie. Drugą, a właściwie domyślną opcją było naładowanie mocy, jaką się dostaje po wypiciu magicznej herbaty (misja fabularna). Dołożono do tej kupki cukierków parę warunków. W niektórych misjach wystarczyło tylko obić na śmierć wrogów, a w innych wrzucić do specjalnego kręgu.

Jeśli kogoś to pocieszy jednymi aktywnościami było odbijanie porywanych cywili. Żeby im pomóc trzeba… Tak macie rację, obić mordy demonom. W tej jakże epickiej wyprawie spotka się paru starych znajomych. Głównym celem będzie ich odnaleźć i załatwić. Jeśli ktoś się łudzi, że walki z bossami będą się jakoś szczególnie różnić to porzućcie nadzieje. Nic takiego się nie dzieje.

Teraz trochę pogrzebmy w fabule. Historia z dodatku jest kontynuacja tego co wydarzyło się w Sleeping Dogs. Początkowo wydawało się nawet równie poważne dopóki nie doszło do spotkania z pierwszym z yokai. Przemawia on językiem godnym gangstera. Najwyraźniej w zaświatach jest tak samo jak i na ziemi.

Całość ma raczej wydźwięk horroru klasy B. Niby niczego, powiedzmy, że nie brakuje, ale jest jakoś łyso. Sama otoczka też została odpowiednio przyozdobiona. Zaczynając od świetlistych oczu, a kończąc na skąpanych we krwi ubraniach. Do tego klimatu grozy dochodzą jeszcze nieco podrasowane głosy ludzi. Wszystko to dodaje funu z rozgrywania tej przygody.

Podsumowując, jeśli macie edycję kompletną tego tytułu to śmiało zagrajcie. Będzie to całkiem miły powrót na stare śmieci. Trzeba jednak trochę wybaczyć grze. Podobnie jak w Undead Nightmare. Ocena końcowa…, a pies ją jeb..!

Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania