Recenzja Layers of Fear 2

Horror jest to utwór, dzieło wypełnione treścią miejącą przerazić odbiorcę. Zależnie od formy mamy wersje książkową, czyli powieść, a także film i gry.

Odpowiedzmy sobie na pytanie w jaki sposób jesteśmy wytrącani ze strefy komfortu w interaktywnej rozgrywce? Twórcy tworzą wyjątkowo psychodeliczne otoczenie, które zmienia się zależnie od sytuacji. Okraszone jest to zazwyczaj odpowiednią muzyką i co ważniejsze efektami dźwiękowymi.

Istotna też jest budowa lokacji, która charakteryzuje się ciasnymi przestrzeniami i brakiem możliwości zobaczenia co jest za rogiem. Nie może zabraknąć klasycznych jumpscarów. Wszystko to co wymieniłem jest tylko czubkiem góry lodowej.

Ale, czy druga cześć Layers of Fear to posiada? Czy jak to zwykle bywa w kontynuacjach jest więcej i lepiej? Sprawdźmy to!

Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Twierdzenie opieram nie na podstawie rozgrywki, a na tym jaką dany gracz posiada odporność na tego typu treści. Jestem przekonany, że ci z was co „zjedli zęby” na Obcy: Izolacja lub Dead Space będą tu ziewać.


LoF 2 nie jest grą przerażającą. Mimo, że w dotychczasowej krajerze gracza przeszedłem zaledwie kilka produkcji z tego gatunku to zacząłem się nudzić od drugiego aktu.

Zacznijmy jednak od samego początku. Przed rozpoczęciem kampanii miałem możliwość wybory trybu: oryginalny, gdzie pojawiają się potwory mogące mnie zabić lub bezpieczny.

Naturalnym wyborem było wybranie tego pierwszego, aby zobaczyć co Bloober Team przygotowało. Trzon, czy też kręgosłup gry jest ten sam co w pierwszej części. Przemierzałem korytarze, które zmieniały się w sposób zaskakujący, to dobre słowo.


Efektów specjalnych nie było tyle samo co w pierwszym Layers of Fear. Tym razem postawiono na skoncentrowanie grozy w określonych miejscach w stopniu bardziej intensywnym.

Nie zmienia to faktu, że zręcznie posługiwali się dźwiękiem i światłem tak, aby podsycać niepewność w obszarach przejściowych. Mogę pochwalić ich za to, że nie spamowano wyskakującymi strachami co pięć minut.

Gwoździem programu miały być potwory, czy też jeden ten sam. Od razu poczułem tu inspirację Amnezją ewentualnie Slander Man. Hmm, ten drugi nawet bardziej pasuje. Zgony nie są jakoś szczególnie bolesne.


Jedyne co groziło to powrót do ostatniego punktu kontrolnego, a tych nie brakowało. W tym momencie mógłbym skończyć, bo rozgrywka pod kątem nic więcej nie oferuję. Ale żeby nie było tak płytko rozszerzę to.

Wspomniany Cień, pojawia się w określonych momentach i można szybko zorientować kiedy to nastąpi. Wtedy zaczynają się „przerażające” pogonie. Naczelną zasadą jaką musiałem pamiętać jest zamykanie drzwi za sobą.

Szybko straciłem zainteresowanie tym i przeszedłem na tryb bezpieczny. Sposób otwierania i zamykania drzwi na czas był wyjątkowo męczący. Jedynie co u mnie wywoływał to frustrację stąd postanowiłem zmienić styl zabawy.


Aby pobudzić szare komórki devowie dołożyli zagadki środowiskowe. Nie są one szczególnie trudne, a niektóre nawet ciekawie skonstruowane. Połączenie to dało nawet dobry efekt i zachęcało do pójścia dalej.

Przejdę teraz do najważniejszej części do fabuły. Protagonistą jest tym razem aktor, który ma wykreować nową postać, czyli znowu coś na modłę obrazu z jedynki. Potem na scenę wchodzi rodzeństwo. No i tajemniczy reżyser. Swoją drogą dubbing pierwsze klasa.

Historia z początkowego chaosu powoli staje się spójną całością, aby potem znowu stać się na końcu zagmatwane. Generalnie akcja nie jest jakoś wciągająco i losy rodzeństwo były mi obojętne, od tak kolejny dramat.


Jednakowoż jedno z trzech zakończeń jest naprawdę mocne i można je nazwać złym. Co do dwóch pozostałych to mamy bardziej kosmetyczne różnice nie mówiące jak mamy to interpretować.

Najmocniejszą stroną Layers of Fear 2 jest grafika, statek był naprawdę bogaty w szczegółach. Wszystko było odpowiednio rozłożone co tworzyło odpowiedni nastrój. Świetne tworzyło to kontrasty między sterylnie czystymi pomieszczeniami, a tymi rzeczywistymi.

W ogrywanej przeze mnie wersji na PC nie zaobserwowałem, żadnych błędów co zapewniało pełną płynność rozgrywce.


Na sam koniec parę anegdot jakie się wydarzyły w trakcie przechodzenia LoF2. Po przykrych zgonach raczony jestem sentencjami. Typu: Gdzie jestem ja, tam nie ma śmierci. Gdzie jest śmierć, nie ma mnie. Wszystko ok. tylko zamiast śmierć, przeczytałem śmieć. Nigdy nie sądziłem, że przy horrorze tak się uśmieje.

Drugim przypadkiem było jak zapomniałem wyłączyć Yt i w trakcie przechodzenia aktu włączyło mi się "Weird Al" Yankovic - Living With A Hernia jest to przeróbka Living in America wykonanej przez James Brown. Nie wiem czemu, ale cały klimat od razu stał się bardzo wesoły (śmiech).

W samej grze jest dość hmm, oryginalny easter egg, a mianowicie obraz Saturna pożerającego własne dzieci. Nie będę wam zdradzał w którym zakończeniu jest.

Podsumowując. Layers of Fear 2 jako horror się nie sprawdza, praktycznie nie jest stanie przestraszyć nawet laika zabierającego się za dreszczowce. Natomiast ucieczki przed monstrum i etapy zręcznościowe, bo i takie się pokazują są jedynie irytujące. Natomiast jeśli szuka ktoś interaktywnej sztuki teatralnej to dobrze trafił. W tym przypadku mamy coś wartego uwagi i poświęcenia tych paru godzin. Ocena końcowa 6.5/10
Udostępnij:

5 komentarzy:

  1. W Layers of Fear 2 ciężko jest zrobić takiego screena, aby oddać to, co się czuło, gdy się widziało to w samej grze. Próbowałam wiele razy i ani razu nie udało mi się to pomyślnie. Ciągle czułam niedosyt, jednak nadal je robię na pamiątkę. Jak najbardziej się zgodzę, że zamykanie drzwi w tej grze wychodzi topornie. Zastanowię się, czy nadal grać w trybie oryginalnym, skoro będę skazana na te drzwi ;)O rany, co tu się stało. W ogóle nie kojarzyłam zespołu "Weird" Al Yankovic, ale teraz na Youtube odpaliłam ,,Amish Paradise" i bardzo tę piosenkę kojarzę. Wracając do Layers of Fear 2 to gdzieś znacznie bardziej przypadła mi do gustu pierwsza część. Druga nie jest wyjątkowo zła, bo klimat momentami potrafił zauroczyć i na szczęście strach nie działał na zasadzie, że co chwilę twórcy dawali graczom jumpscare'y, tylko tworzyli go atmosferą, niepokojącą muzyką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro lubisz jak straszą dźwiękiem i światłem polecam Amnezję. Boss jaki tam występuję pokazuje się ze trzy razy. Cała reszta to tylko groza atmosfery, która jest bardzo przekonywująca. Co do "Weird" Al Yankovic ma bardzo dobre parodie i super wokal warto się nim zainteresować. No i co do Lof2 elementy zręcznościowe są zbędne. Istotniejsze są wybory i słuchanie tego co mówi reżyser. Same decyzje nie są bardzo wyraźnie zaznaczone dlatego trzeba być czujny, aby czegoś nie przegapić.

      Usuń
    2. Znając mnie to pewnie trafię na najgorsze możliwe zakończenie XD Oglądałam częściowo u Rojsona Amnezję i widziałam parę filmików z niej. Chyba bym się wykończyła psychicznie w tej grze, ale czemu by nie spróbować w przyszłości. Najważniejszy jest pierwszy krok. A wiadomo, że jak się już kupi, to wypada zagrać. Nieważne kiedy, ale kiedyś trzeba ;) Dobrze, że piszesz, w takim razie będę się jeszcze bardziej skupiać na tym, co mówi reżyser.

      Usuń
    3. Mnie kusi zagranie Resident Evil 7 na Vr. Tylko coś czuję, że zdawałem, by się skończyło.

      Usuń
    4. Rany, ja bym się w życiu nie odważyła. Mnie nawet rozgrywka w Resident Evil na PC przeraża, a co dopiero na VR.

      Usuń

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania