Recenzja Layers of Fear


Zacznijmy maraton grozy. Przyszła pora spojrzeć w oblicze szaleństwa, które jest niczym obraz, a tak z nieco inne beczki, lubicie sztukę? Nie? Szkoda, bo wspólnie przyjdzie nam skończyć pewne dzieło.

Obłęd, szaleństwo, psychoza to i inne określenia na zaburzenia psychiczne. Teraz możecie się zastanawiać jak się ma to do recenzowanego tytułu. Otóż dość prosto! Layers of Fear to niezwykłe jak na tamte lata skrzyżowanie symulatora chodzenia i horroru.

Dla tych co nie śledzą na bieżąco tego co się dzieje w branży wyjaśnię w kilku słowach czym inspirowali się ludzie z Bloober Team. Zanim Hideo Kojima rozpoczął prace nad kolejną odsłoną Silent Hill. Skończyło się ostatecznie na tym, że powstało demo P.T. w którym przechodzi się przez te same korytarze. Rzecz jasne za każdym wejściem coś się zmieniało.


W LoF mamy też tą samą mechanikę, co prawda nie, aż tak idealnie otworzoną, ale robi solidne wrażenie. Nie jestem wielkim miłośnikiem dreszczowców, ale staram się być otwarty na wszelkie gatunki. Recenzję tą opieram na drugim przejściu Layers of Fear. Za pierwszym razem no cóż słyszałem dużo, ale widziałem mało, bo tak się bałem, że tylko oglądałem podłogę. Teraz jednak starałem się podejść do tematu już poważnie i wziąć wszystko na klatę.

Coś o fabule i reszcie ;p

Główny bohater, który jest malarzem wraca do swego domu, aby dokończyć swoje największe dzieło. Kampania była w moim odbiorze retrospekcją tego co się działo w przeszłości.

Gra ta nie opiera się na agresywnych jumps scare’ach. Nie twierdzę, że twórcy nie sięgnęli po tę jakże kiepski patent. Na szczęście, fundamentem nie jest niezwykle piękna realistyczna grafika, a wszelkie efekty dźwiękowe, które tworzą niepowtarzalny klimat. Drugim elementem było światło. Bloober Team doskonale zdawało sobie wtedy sprawę, że najstraszniejsze rzeczy to te, które nie są namacalne, a jedynie „siedzą” w naszych głowach.


Jednak głównym „daniem” były oskryptowane wydarzenia. No i tu zaczęły się schody i to niekiedy spore. Wyobraźcie sobie taką sytuacje: wchodzicie do pokoju parę drastycznych zmian myślice spoko i co dalej? Rozglądacie się wokół, aż spoglądacie w górę i pierwsza myśl WTF?! A teraz coś zgoła innego. Idziecie korytarzem kończącym się zakrętem, a zanim kolejny i tak dobre dwie minuty ciągle to samo i nic się nie stanie dopóki się nie odwróćcie.

Przyznacie, że jest to spory kontrast. Brak odpowiedzi twórców na zachowania gracza burzy imersję. Taki kubeł zimnej wody jest naprawdę dotkliwy, zwłaszcza wtedy, gdy zmienia się na przemian z naprawdę porządną grozą. Dodatkowo bombardowani jesteśmy tymi skryptami z taką szybkością, że CoD prezentuje się przy LoF flegmatycznie.


Ok, gracze nie mogą się dzięki się temu nudzić, a tym bardziej przyzwyczaić, ale co za dużo to niezdrowo. Ochać i achać można, bo kto zabroni? Lecz nie w tym rzecz, a w tym czy ten przyrost formy nad treść jest szkodliwy, czy pomocny. Powiem tak, każde lekarstwo ma efekty uboczne, ale działa i to się liczy.

Czy warto kupić Layers of Fear? Hmm, i tak i nie wszystko zależy od tego jak podchodzi wam konwencja klasycznego dreszczowca w którym poruszamy się po nawiedzonym dworze. Osobiście jestem skłonny polecić i dać tej produkcji 7.5/10.

Dla odmiany na koniec zapytam was, jakie jest wasze zdanie na temat irlandzkiego halloween mylenie zwane amerykańskim?

Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania