Realia pierwszej połowy
XX w. do wdzięczny okres dla twórców strzelanek. Każdy z nas może się przekonać
sięgając po najróżniejsze tytuły. Moda ta sięga hen daleko w przeszłość. Wysiądę
jednak z tego wehikułu czasu w 1992 r. kiedy to premierę swoją miał Wolfenstein 3D. Klasa sama w sobie i
jedna z pionierskich produkcji, która ukształtowała gatunek jakim są shootery.
Nie musicie się obawiać nie będzie to retro recenzja.
Znowu
się spotykamy kapitanie Blazkowicz
Sięgnąłem jak to ja, po
kolejny reboot serii Wolfensteina.
(Niedługo, chyba stanie się to tradycją na tym blogu). Zrobiłem to z mieszanymi
uczuciami bo raz, że recenzje tej produkcji były powiedzmy mieszane, dwa
miałem nieszczęsną przyjemność przejść powszednią odsłonę z 2009 r., która była
tragiczna pod każdym względem. Na szczęście skusiłem się na The New Order. Starałem się nie mieć
jakiś uprzedzeń, czy innych oczekiwać. Usiadłem przed monitorem z jedną myślą
przewodnią. Niech mnie ten tytuł
zaskoczy! No i wiecie co? Powiem tak... sukces na dzień dobry!
Na początek kilka uwag
ogólnych. Fabuła jest luźną interpretacją wydarzeń historycznych i jedyne co
się zgadza to fakt, że Niemcy wywołały wojnę, a przeciw nim stanęli alianci.
Natomiast cała reszta to jedna wielka alternatywna wersja tego co się wtedy
stało. Idąc tym tokiem rozumowania Machine
Games zaserwowało nam wielki podbój świata przez III
Rzeszę. Główny bohater William Joseph „B.J.” Blazkowicz wraz ruchem oporu
walczy dzielnie, aby przewrócić ład na świecie.
Jeśli
coś jej zrobisz znajdę Cię!
Grając w Wolfenstein: The New Order czułem się
tak jakbym obcował z naprawdę poważną produkcją, gdzie humor to rzadkość, a
jeśli się pojawia to tylko w sposób subtelny po to, aby rozluźnić ciężki klimat
kampanii. Nie zabrakło bardzo brutalnych scen dodających wiarygodności temu co
twórcy pragnęli pokazać graczom, udało się im to niemal idealnie. No niestety było
kilka momentów, gdzie czar dorosłej i dojrzałej opowieści znikał i przypomniałem
sobie, że jest to jedynie gra. Nie zrozumcie mnie źle, takich chwil jest tyle,
że starczyło mi palców na jednej dłoni, ale są i muszę to podkreślać, bo są to
plamy małe, ale jednak istniejące.
Kolejnym elementem jest
lokalizacja w W:TNO mamy tu do
czynienia z wersją kinową. Miłym zaskoczeniem jest fakt, że dodano też polski
akcent. Ba, nawet protagonista powiedział co nieco po naszemu i dało się
zrozumieć co mówi. Wspominam o tym wszystkim, bo początek kampanii
rozgrywa się w Polsce. Należy pochwalić aktorów, którzy naprawdę świetnie
zagrali swoje role. W ukochaną B. J. wcieliła się Bachleda-Curuś i niema się
do czego doczepić było to pierwszorzędne wykonanie. Oprócz naszego rodzimego
języka mogliśmy usłyszeć też niemiecki. Przez tego typu zabiegi świat nabierał
kolorów i realizmu. Miła odmiana jak każdy mówi po swojemu, a nie jedynie po
angielsku.
Tylko
z tobą...
Nim przejdę do
rozgrywki parę słów o postaciach, które występują w W:TNO wszyscy członkowie ruchu oporu są naturalni mają swoje troski
i pragnienia. Nie są sztuczni i nie rzucają pompatycznych haseł o równości,
wolności i krytyce krwawej wojny. Oni chcą tylko żyć i cieszyć się tym co mają.
Naprawdę tak trudno devom zrozumieć taką oczywistość. Tutaj mamy wyjątek, który
powinien być dobrym przykładem dla innych.
Relacje Blazkowicza i
Anny ukazano wzorowo i gotów jestem uwierzyć, że Machine Games zadało sobie trud, aby dać temu pewną wiarygodność.
Nie zabraknie tu też łzawych pożegnań, które też robią wrażenie. (Nie długo
wyjdzie, że będę musiał dać dyszkę tej grze). Antagoniści wypadli natomiast nieco
gorzej, ale niewiele. Czuć i widać, że to psychopaci z krwi i kości. Starają
się o dziwo wyjaśnić swoje postępowanie, a nawet twierdzić, że to my jesteśmy
tymi złymi.
Na
rambo czy cichaczem?
Doszliśmy do momentu na
który pewnie czekaliście, (mam nadzieję). Lokacje są dość duże pozwalające nam
wybrać sobie sposób w jaki chcemy się przemieszczać, a tym samym jak pokonywać
przeciwników. Nie zabraknie, o zgrozo ciasnych aren napakowanych
ciężkozbrojnymi przeciwnikami. W takich sytuacjach ma się dość, lecz należy
wziąć wdech następnie policzyć do czterech i znowu wdech.
Jak na grę nastawioną na
otwartą walkę z dwoma giwerami w rękach świetnie zaimplementowano tu mechaniki
rodem z skradanki. Miło zostałem zaskoczony, że tu wiedziano jak to zrobić
przeciwieństwie do Uncharted 2: Pośród Złodziei. Ta dowolność dawała pole do popisu i okazje na szybkie akcje. Co
do wrogów... cóż są nieźli przyznam, że są nawet skłoni do działania, lecz
troszeczkę głupieją jeśli zobaczą B. J. kucającego. Najbardziej obawiałem się
ich braku umiejętności do działania, tak jak miało to miejsce w 2009 r., gdzie
potrafili lecieć w linii prostej i nic tylko wciskać "lpm". Liczba
broni jest skromna co nie umniejsza jakości. Czuć siłę i odrzut poszczególnych
pukawek, a przeładowanie to poezja.
Dla tych co nie grali w
staroszkolne strzelanki może być tu zaskoczeniem fakt, że musimy wykorzystywać
apteczki, które są rozstawione w różnych miejscach. Życie samo się nie
regeneruję na 100%. Tego typu atrakcji nie dostaniemy w innych grach. Generalnie
rozgrywka to taki miks tradycji i nowych rozwiązań. Nie musicie się tym martwić
szybko wam wejdzie to w krew.
Tekstury
są takie niewyraźne
Wolfenstein:
The New Order hula na tym samym silniku co Rage, czyli id Tech 5. Przy swojej
premierze w 2014 r. sporo użytkowników narzekało na optymalizację zwłaszcza jak
się miało na pokładzie radeona. Innymi bolączkami były ragnole i odczyt kolizji
z otoczeniem. Gra na dzień dzisiejszy śmiga pięknie, a błędy nie są uciążliwe. Dalej
pewne elementy lub Npc lubią próbować przenikać przez ściany i inne przedmioty to tyle w kwestii zaobserwowanych niedociągnięć.
Teraz pochwale projekt
lokacji, zrobiono je na bogato znalezienie sterylnych pomieszczeń graniczy z
cudem. Prawie wszystkie miejsca zostały perfekcyjnie zagospodarowane i
odpowiednio "ozdobione". Warto
zaznaczyć, że osłony mogą ulec destrukcji, a odłamki, które odpadają mają dobrą
animacje. Brawo, dla twórców o dbanie nawet o tak drobne szczegóły. W
niektórych miejscach możemy trafić na "jajka wielkanocne" np. w
hangarze trafimy na łudząco podobne wrota z numerem 101 widać tu nawiązanie do Fallouta 3.
Czy
warto kupić Wolfenstein:
The New Order? Powiem tak! Dobrze zbalansowana rozgrywka. Bogata historia z
którą warto się zapoznać! Gameplay dający pełną satysfakcję. Czego chcieć
więcej? Ocena może być tylko jedna, 8.5/10.
Graliście,
a może dopiero zagracie? Czy waszym zdaniem poważne produkcję mają sens?
Komentujecie i
lajkujcie! Wasze opinie są dla mnie ważne :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz