Recenzja Firewatch

Zastanawialiście się kiedyś, jak wygląda praca strażnika leśnego w puszczy? Bo ja nie! A może warto to zrobić? Nawet nie spodziewałem się, co może się w takiej pracy wydarzyć. Czas więc zapuścić się w głąb nieznanego!

Gracie w gry? Pewnie tak, bo inaczej nie zajrzelibyście na tego bloga. Od lat trwają wszelakie dyskusje  na temat tego, czy to medium jest odpowiednie do poruszania poważnych tematów. Pierwszy raz przekonałem się, że tak, grając w Live is Strange. W tamtej grze elementy paranormalne czy fantastyczne zostały ograniczone jedynie do umiejętności przemieszczania się w czasie. Sama produkcja poruszała poważne problemy, które mogą spotkać każdego. Wtedy  zrozumiałem, że twierdzenie: „gry to są zabawki” jest błędne. Przejdźmy więc do właściwej gry, która nawiązuje do wspomnianej przeze mnie Live is Strange.


Jakie są Twoje oczy?     

Ci z Was, którzy czytają moje recenzje wiedzą, że unikam spoilerów jak ognia, lecz tym razem nie jestem w stanie tego zrobić, bo cała gra opiera się jedynie na fabule. W sumie wszystkie symulatory chodzenia tak mają. Zostaliście uprzedzeni. Tych z Was, którzy chcą najpierw zagrać, zapraszam później.

Po włączeniu gry pierwsze, co zobaczyłem... No właśnie, pierwsze co ujrzałem po włączeniu Firewatch, to ściana tekstu lub ujmując rzecz jaśniej paragrafówka. Już tłumaczę na czym to polega. Czytamy tekst z którego dowiadujemy się co się aktualnie dzieje, a my musimy napisać bądź wybrać opcję, która jest wpisana pod tekstem. Tym razem wystarczyło jedynie wybrać opcję. Po pierwszych minutach grania przyszła mi myśl, że nie kupiłem pełnej wersji, a jedynie "demo". Szczęśliwie okazało się, że tak nie jest. Na wstępie gry poznajemy historię Henryka. Dowiadujemy się, gdzie poznał przyszłą żonę wyznając jej po pijaku, że jest ładna. Niestety, ich szczęście nie trwało długo, bo u małżonki wykryto demencję. Główny bohater starał się jej pomóc, lecz w końcu przegrał i Julie została zabrana przez rodzinę. Po tym fakcie zaczyna się właściwa akcja.


Co to jest za widok?

Przez całą grę będziemy oglądać wszystko z perspektywy pierwszej osoby. Dodam, że podobnie jak w Mirror's Edge, też możemy oglądać naszego awatara. Rzadko odnoszę się do oprawy graficznej, lecz tym razem warto zrobić od tego odstępstwo. Pejzaże, które oglądałem przez ostatnie sześć godzin, są naprawdę zachwycające. Dość często miałem syndrom jeszcze jednej fotki. Chodząc po parku narodowym w ramach pełnienia obowiązków służbowych strażnika leśnego, w pewnym momencie znajdziemy aparat fotograficzny, którym warto zrobić kilka fotek, aby na końcu zobaczyć coś fajnego. W czasie całej przygody będziemy korzystać z mapy i kompasu. Całkiem miły sposób, aby urozmaicić prostą rozgrywkę. Wróćmy jednak do samej historii. Kolorowa oprawa gry sugerowała, że nie będzie to aż tak poważna produkcja. Z minuty na minuty atmosfera nabierała  jednak mocy. Na szczęście były też  zabawne chwile, a to dzięki rozmowom Henryka z przełożoną Delilah. Ich dialogi są naprawdę napisane świetnie, tak że można się pośmiać, a pod koniec gry zapaść w zadumę na życiem. Jak napisałem na początku, powtarzam raz jeszcze, za chwilę uchylę rąbka tajemnicy.

Po kilku dniach wspólnej pracy w parku bohaterowie orientują się, że ktoś ich obserwuje. W nielegalnym obozowisku Henryk odnajduje dokumenty z których wynika, że to bliżej nie określona organizacja. Cała tajemnica ukryta jest w jaskini. Czy dalszy ciąg gry przechyli się w stronę zbrodni czy wypadku zależy od wysnutych przez nas wniosków. Naprawdę nie spodziewałem się, że Firewatch do dramat. Mógłbym tu zakończyć i zostawić was z pytaniami, lecz nim to zrobię, napiszę jeszcze parę przemyśleń.


Poważne medium, czy tania rozrywka?

Nakreśliłem najważniejsze elementy tego spektaklu trzymającego w napięciu aż do zakończenia, które można nazwać, słuszne?, dobre?, a może słabe? Pisząc to, cały czas nad tym myślę i nie jestem w stanie sam sobie odpowiedzieć na to pytanie. Gry wideo nadają się dla każdej grupy wiekowej, bo mogą każdemu coś zaoferować. Firewatch poruszył problemy, z którymi może się spotkać każdy z nas: choroba, śmierć czy utrata bliskich z własnej winy. Studio Campo Santo, które stworzyło to cudo dokonało czegoś niezwykłego. Może inni też pójdą ich śladem?

Czy warto zagrać? Sądzę, że po przeczytaniu tej recenzji sami podejmiecie słuszną decyzję. 
   

Udostępnij:

2 komentarze:

  1. Jedna z ciekawszych gier, coś innego niż większość tytułów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, gra ta stawia na niepowtarzalną fabułę od której trudno się oderwać.

      Usuń

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania