• Recenzje

    Tutaj znajdziecie posty dotyczące w których omawiam wszelakie gry wideo

  • Manga i anime

    Jeśli chesz obejrzevć fajne anime i przeczytać interesującą mangę to zajrzyj tutaj

  • Filmy i seriale

    Warto czasem zrobić sobie przerwę na dobre kino. W tym dziale opisuje swoje wrażenia z produkcji, które miałenm okazję obejrzeć

  • Publicystyka

    Warto się czasem zastanowić nad róznymi tematami, czy to gier, a może jeszcze innymi w tym miejscu znajdziecie do jakich wniosków doszedłem

Recenzja serialu Inspektor Ricciardi (Sezon 1)

Przyszła pora na pierwszy wpis w tym roku. Zajęło to trochę więcej czasu, niż sądziłem, ale wszystko jest już gotowe. Nie tracę więc czasu i zaczynam omawianie pierwszego serialu.

Inspektor Ricciardi to włoska produkcja z 2021 roku, rozgrywająca się w okresie rządów Mussoliniego. Każdy odcinek to pełnometrażowy film, co wywołało szok swoim rozmachem. Jednak to nie to zrobiło na mnie największe wrażenie


Oglądając poszczególne odcinki, czułem brak czegoś „istotnego”. Otóż prawie nie było tam całej patologicznej ideologii lewicy. Coś, co nie powinno nawet być jakkolwiek wzmiankowane w recenzji, musiało wręcz wyjść na pierwszy plan. Żeby nie było – jakiś akcent tej różnorodności zachowano, ale w satyrycznej formie, która w żadnym wypadku nie przeszkadzała.

Chciałbym, aby tak było, lecz pokuszono się także o jeden mocniejszy akcent. Pokazano go w raptem jednej scenie, która stała się motorem napędowym rozwoju fabuły. Jednak nie zdziwiło mnie to, że umieszczono ją właśnie w ten sposób

Poszczególne epizody opowiadają indywidualne historie, jednak przez cały serial rozwijane są wątki spajające wszystko w całość. Niektóre wydarzenia, które zaczęły się w pierwszym odcinku, zostały zakończone dopiero na końcu sezonu. Z tego powodu nie polecam oglądania w dowolnej kolejności


Od samego początku reżyser rozpieszcza widza licznymi panoramicznymi widokami Neapolu. Liczba szczegółów przytłacza, zwłaszcza podczas oglądania wnętrz mieszkań czy komisariatu.

Dopełnieniem wstępnych wrażeń było staranne dopracowanie poszczególnych bohaterów. Relacje między nimi były wyraziste i doskonale przemyślane. Nawet postacie drugoplanowe i epizodyczne zostały dopracowane i otoczono je pełną troską. Aby to podkreślić, często stosowano zbliżenia, dzięki czemu widz mógł poczuć się, jakby znajdował się tuż obok nich.

Nim przejdę do samej fabuły, warto poświęcić jeszcze kilka słów o ścieżce dźwiękowej. Subtelne tony wypełnione są bogactwem emocji. Zdecydowano się na powtórzenie niektórych utworów w powtarzających się momentach. Początkowo odebrałem to jako cięcie kosztów – oczywisty błąd. Gdy ponownie zagłębiłem się w zamysł twórców, dostrzegłem, że powtarzający się motyw stanowi naprawdę silne podbicie wydarzeń rozgrywających się przede mną.


Pierwsze morderstwo jest dość klasyczne – zaczyna się od odkrycia trupa i wrzasku pracownicy. Swoją drogą, czemu one zawsze muszą krzyczeć? Mężczyźni potrafią się opanować.

Przedstawione wydarzenia to zbiór ściśle powiązanych ze sobą scen, które warto oglądać z uwagą. Wszelkie poszlaki są pokazane tak, aby widz mógł równolegle z inspektorem rozwiązywać zagadkę. Jednak żeby nie było zbyt nudno, protagonista ma, powiedzmy, szósty zmysł. Dzięki niemu wyłapuje główną wskazówkę, która pozwala mu rozwikłać całą zbrodnię.

Warto jeszcze wspomnieć o pozostałych bohaterach. Mamy Maione, który pracuje jako policjant i asystent inspektora. Początkowo jego wątek rozpoczyna się od tragedii, która dotknęła jego i jego rodzinę. Klarownie ukazano tam zarówno emocjonalne napięcie, jak i stan psychiczny poszczególnych członków rodziny. Następnie nie zabrakło też bardziej gorących spraw – zarówno w tradycyjnym znaczeniu, jak i w nieco innym. Taka mała niespodzianka dla tych, którzy jeszcze nie oglądali.


Żeby nie było zbyt nudno, nasz inspektor, płacący bykowe doczekał się dwóch kandydatek na żonę. Nie odczuwałem tu większych zachwytów związanych z rozwinięciem tego motywu w postaci trójkąta miłosnego.

Na początku wspomniałem o okresie historycznym, w którym rozgrywa się serial. Doktor, który będzie badał ofiary, będzie jawnym przeciwnikiem władzy. Mimo słusznych poglądów i stania po stronie opozycji, odebrałem go jako buca, który aż za bardzo pokazuje swoją wyższość. Równocześnie, gdy schodził z tematów politycznych, stawał się o wiele bardziej do zniesienia.

Rodzynkiem w tym serniku jest informator, o którym w sposób okrężny wspomniałem w niektórych akapitach. Wyrywa on każdego z ponurej i poważnej atmosfery. Nadaje całkiem inny klimat i daje chwilę, aby zebrać wszystkie poszlaki o potencjalnym mordercy, który jest widoczny od samego początku każdego odcinka.


Miłość to jedna z tych zagadek, których nawet ja nie zdołam rozwiązać. Drugi odcinek przygód Inspektora został bardziej podzielony w stosunku do pierwszego. Tak równo rozdzielony tort może być naprawdę dobrym balansem dla utrzymania zainteresowania widza. Nie będzie to spoilerem, jeśli napiszę, że temat główny wciąż jest ten sam. Lepiej byłoby powiedzieć, że pewne rzeczy się zmieniły.

Tym razem brygadier Maione miał swoje pięć minut. Nie był jednak jedynym, który ugrał coś więcej. Jak mówi stare powiedzenie napoleońskie: 'Bóg jest kupcem, który nie płaci w sobotę.' Żeby nie zagmatwać wydarzeń, będę omawiać je chronologicznie, unikając wszelkich faktów zdradzających istotne elementy historii.

No to do dzieła! W rodzinie brygadiera nie działo się najlepiej, i widać tutaj, jak jedna strona stara się utrzymać wszystko w całości. Na horyzoncie pojawia się jednak pewna możliwość, która wystawia te relacje na próbę.


Nie mogę powiedzieć, że było to jakoś szczególnie pikantne, ani też płaskie w odbiorze. Nazwałbym to spotkaniem dwojga ludzi, którzy potrzebują się nawzajem, aby móc poukładać swoje życie.

Następnie pociągnięto wątek romantyczny Inspektora. Dla odmiany było tu bardziej romantycznie, melodramatycznie, z nutką komedii. Oglądając, jak swatka zwana losem próbuje ich połączyć, człowiek zaczyna się rozczulać. W tak wzniosłych momentach pokazano, jak maski opadają. Wszystko jest widoczne jak na dłoni, co należy docenić.

Teraz przejdę do przełożonego Inspektora. Nie jest to nowa postać, o nie. Ten Janusz w najczystszej postaci wyraźnie dał popis od momentu, kiedy miałem wątpliwą przyjemność zobaczyć go na ekranie.


Jest on swojego rodzaju politycznym akcentem tamtych czasów. Póki co jest to tylko sygnalizowane, ale z całą pewnością zmieni się to wraz z kolejnymi wydarzeniami, o których wspomniano w tym epizodzie.

Teraz o samej sprawie. Czasy się zmieniają, lecz ludzie słabi pozostają tacy sami. Szukają pomocy u sił wyższych, a trafiają do oszustów. Jednakże, muszę przyznać, że w kontekście tego serialu jest to naprawdę paradoksalne.

W moim odczuciu kolejne morderstwo rozgrywało się jedynie gdzieś w tle. Nie mogę napisać, że było nieistotne. Śmiem stwierdzić, iż jedna z bohaterek sprawy była niezwykle nieoszlifowaną perełką, a mowa tu o córce dozorczyni. Tak niezwykle oddać postać upośledzoną... Niby tylko bohaterka epizodyczna, a była niczym innym jak początkiem lawiny.


W kontekście całego śledztwa największy nacisk położono na krzywdę ludzką. Pytaniem, jakie należy zadać, nie jest to, kto zabił, ale kim jest prawdziwy winowajca? Na sam koniec tego epizodu pochwalę, jak zgrabnie oddano mentalność włoską. Nacisk na szybkie związki jest podkreślany na każdym kroku. Kult rodziny, dzieci wciska się bez pardonu, jak to tylko możliwe.

Udało się dotrzeć do połowy serialu. Nabrał on kolorytu i w pełni się ustabilizował. Wypośrodkowano poszczególne części układanki, aby stworzyć kompozycję niemalże idealną. Każdy z punktów programu został wyraźnie skierowany na swoje własne tory. Oczywiście pewne wątki łączą się ze sobą, co jest nieuniknione.

Lecz nie o tym teraz, bo w końcu do akcji weszła polityka i woke. W czasie śledztw, które stawały się coraz cięższe, zaczęły się wkradać o wiele gorsze rzeczy. W pierwszej kolejności władze, które boją się byle doktorka i każdego, kto z nim ma do czynienia.


Motywacje poszczególnych postaci są niejednoznaczne. Zaczynają oni budować labirynt będący pułapką dla tych, którzy próbują dojść do dalszych wydarzeń na podstawie swoich doświadczeń.

Teraz o sprawach pobocznych. Faszyści coraz mocniej zaciskają swoje macki na szyi doktora i niebezpiecznie zbliżają się do pozostałych bohaterów. Doktor, jaki jest, każdy widzi, a dokąd go to doprowadzi, łatwo się domyślić. Co ciekawe, nie zarysowano ani nie podkreślono jego pozycji społecznej. Dlatego też dziwi mnie, jak bardzo przez agentów reżimu podkreślają jego ważność.

Następnie mamy wątek homoseksualny. Postanowiono umieścić go w najbardziej męskiej części, by mógł wybrzmieć najgłośniej. Zrobiono to z sporą dozą wdzięku. Zamiast nachalności, był to tylko akcent, czymś w rodzaju dźwigni napędowej. Jeśli chcą, potrafią pokazać to w sposób naturalny.


Na koniec mały pozytywny akcent. Nasz Maione zaliczył drobne nieporozumienie w rodzinie. Dobrze, że skończyli opłakiwanie i zaczęli coś nowego. Niedomówienia mogą zrodzić nieoczekiwane sprawy. Skutkiem tego jest zdrowa dieta i większe zbliżenie się między małżonkami. Taka odskocznia od poważnych tematów była jak najbardziej wskazana.

Trzeci odcinek to doskonale znane motywy. Fani serialu nie będą czuć się zawiedzeni i z całą pewnością z wielką chęcią będą śledzić losy Inspektora. Wielka odmiana w fabule, chciałoby się powiedzieć. Jednak to, co się wydarzyło, nie należy tak ująć.

Z wyżyn społecznych Inspektor zeszedł do plebsu. Kolejną ofiarą jest małe dziecko. Teoretycznie sprawa prosta – osłabiony organizm sieroty, a do tego kiepska pogoda i nieszczęście gotowe.


To, co bardziej zwróciło moją uwagę, to klątwa Luciano. Lokomotywą napędową był brak głównego świadka, powtarzającego swój monolog. Należałoby zadać pytanie: co, jeśli byłby to tylko samobójstwo?

Drążąc sprawę, protagonista zmuszony jest do zejścia do jądra ciemności, czy też otchłani. Dobór miejsca, w którym mieszkały sieroty, był wręcz idealny. Scena, w której po raz pierwszy schodzi tam Luciano, to naprawdę symboliczny moment.

Wiele złego zostało pokazane. Nawet kontrowersyjne tematy, jak wykorzystanie dzieci przez kościół. Tym razem nie chodzi o pedofilię, lecz to nie było o wiele lżejsze. Zimno i obojętność były wyraźnie odczuwalne. Środowisko szybko przymyka oko na to, co dzieje się za życia tamtych dzieci. Zaszokowała mnie hipokryzja duchowieństwa. Lecz zbrodniarze idą swoją drogą, a ofiary gdzieś obok.


Teraz coś lżejszego dla odmiany – wątek romantyczny. Trójkąt miłosny staje się coraz bardziej kłopotliwy. Z jednej strony przypomina to trochę jakieś 'Trudne sprawy', a równocześnie zaszczycono mnie widokami z komedii dla nastolatków. Zabawa 'Romea i Julii', nie wiedzących, czego chcą, staje się męcząca. Staram się zrozumieć to i interpretuję jako próbę pokazania niewinnego uczucia.

Z drugiej strony, strong feminy mogą warczeć o uprzedmiotowienie Enrica i promowanie kobiety jako kury domowej. Oddaje to, moim zdaniem, ducha tamtych czasów.

Brud zmyty, a rynsztok zamieniony w luksusowy salon. Nie będę owijał w bawełnę – chodzi o luksusowy burdel, a w nim kolejna ofiara. Sprawa jest już bardziej oczywista. Kluczowym momentem był, jak zwykle, przypadek. No dobrze, trochę więcej. Mimo utrzymania stałego poziomu, którego nie mogę przestać chwalić, chciałoby się czegoś więcej, co będzie zaskakiwać w trakcie seansu.


Lubicie gry słowne? W tym epizodzie będzie ich sporo. Na tyle dużo, że można dzięki nim dojść do celu. Wielokrotnie wspominałem o ludziach z różnych warstw społecznych. W trakcie seansu odegrają one fundamentalną rolę, jednak nie wskażą wprost sprawcy.

Ostatni odcinek to jeden wielki melodramat, przepełniony niedopowiedzeniami oraz nieodwzajemnioną miłością. Zresztą... cały czas wykorzystywano ten zabieg jako element domyślny. W ostatnim odcinku brak tego uczucia pchnął wszystkich w objęcia szaleństwa.

Wielka szkoda, że za decyzje jednych musieli zapłacić inni. Jak jednak inaczej można podsumować wszelkie śledztwa? Sumienie, wykonana praca opierająca się na dokładnym zebraniu poszlak i połączeniu wszystkiego w jedną całość.


Koniec, wreszcie doszedłem do finału tej naprawdę wciągającej historii. Warto w związku z tym odnieść się do całej serii jako takiej. Każdy odcinek, do pewnego stopnia, był zamkniętą całością. Zbrodnia, a wraz z nią dusza zatrzymana na tym łez padole.

Śledząc te dramatyczne wydarzenia po raz wtórny, zrozumiałem jedną rzecz. Wszystko to było tylko tłem do tego, co działo się wokół. Nieszczęśliwa miłość Inspektora, wdowy Vezzi, czy agenta Falco. Nie zabrakło też dzielnego brygadiera, który tak majonez lubił. Dano dość sporo czasu, aby opowiedzieć jego historię.

Nie wolno zapomnieć o Doktorze Modo z niewyparzonym językiem. O nim mógłbym napisać, że w wielu momentach był motorem, tym który ciągnął to wszystko do przodu.


Całość jednak została okryta realiami historycznymi. Mussolini u władzy, starano się to z pewną maniakalną namiętnością pokazać. Choć tak naprawdę rzadko kiedy dano temu więcej czasu antenowego. Zabawne jest, jak postarano się powiązać ten radykalizm z ruchem woke. Nie nazwałbym tego przymusowym forsowaniem tej agendy, a czymś, co mogło mieć miejsce.

Skoro już przy tym jestem, to nie wolno zapomnieć o informatorze, do którego przychodził Brygadier. Tutaj dla odmiany wszystko miało charakter komediowy. Będąc szczery, rola owego człeka najbardziej błyszczała w całości.

Zabrzmiało to kontrowersyjnie, ale sposób, w jaki wciela się w niego odtwórca, dokonywany jest z pełną gracją. Bijąca pozytywność nie pozwala patrzeć na tę postać przez jakiś konkretny pryzmat.

Podsumujmy, czy warto obejrzeć serial Inspektor Ricciardi? Mimo wszelkich zalet i wad, które dostrzegłem po wtórnym obejrzeniu, jestem przekonany, że jak najbardziej. Wartka akcja, wiele wątków, które mniej lub bardziej zazębiają się ze sobą, sprawiają, że obraz ten jest wart waszego czasu. Ocena końcowa: 9/10.
Share:

Ogłoszenie parafialne (aktualizacja 02.03.2025)

Siemaneczko, konbanwa – czy o której godzinie to czytacie!

Aktualizacja 1.1 
Pomyślałem sobie, że podziele się pierwszymi wrażeniami z dema Gothic Remake. Wrzucam pierwsze przemyślenia. Na sam początek wspomnę, że gra mimo swej oficjalnej premiery w Polsce domyśleni ustawiona jest na angielski.


Kolejna sprawa to kamera. Grając tradycyjnie myszką i klawiaturą zauważyłem, że praca kamera to jakaś pomyłka. Szybkie ruchy psują efekt i brak możliwości ustawiania. Sięgnąłem, po pada i wszystko jak za dotknięciem magicznej różdżki naprawiło się od ręki.

Następnie synchronizacja głosu i ust, odniosłem wrażenie, że zapomniano o tym całkowicie. Jeśli komuś mało to jeszcze dochodzi problem z synchronizacją pionową. W innych grach nie miałem takiego problemu na PC. Diego mówi podobne teksty i o dziwo rzeczywiście jest oziębły i nie przyjemny, ale nie ma tragedii. Nie zabrakło też typowych mini zdań z piwem za informacje, aż wspomnienia wracają.

Jak ma ktoś chęć to dalej można kraść co popadnie bez konsekwencji. Ale co z bronią? Kilof czeka tam gdzie był i pewna niespodzianka. Da się zwiedzić część tunelu który z G1 dostać się nie dała. Kretoszczury z jakiegoś powodu nie robią swoich ostrzegawczych animacji tylko niemalże od razu atakują. Dziwi mnie to tym bardziej, bo taki ścierwojad działa na tych samych skryptach, co w pierwowzorze i wiadomo jak się zachowa. Szczęśliwie dalej można ściągać moby na Npc, które chętnie pomagały,

System walki jest powolny, toporny innymi słowy Gothic na obecne czasy. Trzeba się przyzwyczaić, bo nie wejdzie się na pełnej kurwie i sru. Trzeba się od nowa nauczyć grać. Odbieram to jako dobra monetę, bo przygoda nabierze nowych barw. Interfejs jest inspirowany tym z Gothic 2, ale wciąż mógł być bardziej przejrzysty, ale to już czepianie się na siłę. Bardziej istotne jest fakt, że oddaje te same wrażenia co 2003 r.

Grafika, z tym jest w pierwszych wrażeniach pół, na pół. Nie ma tragedii, lokacje robią wrażenie bogatym wypełnieniem. Równocześnie odczułem zagubiony, gdzie jestem. Nie bierzcie tego dosłownie, bo wszystko oczywiście wyśniono dokładnie. Po opuszczeniu części prywatnej i rozjeżeniu się po otoczeniu wiedziałem na co patrzę. Skok technologiczny uderza z pełną siłą. Jeśli reszta dema będzie tak wyglądać to będę w siódmym niebie.

Aktualizacja 1.0
Nowy tekst pojawił się na blogu. Pomyślałem, że może też dodam co nieco w tym poście. Przydałoby się wprowadzić miejsce do komunikacji między mną, a wami. Będzie to luźna strefa do pogadania na różne tematy. Będą to wasze pomysły, a także będę tu ogłaszał o czym będę pisał na blogu.

Ostatnio czytelnik podrzucił mi kilka gier na PSP i PS2. Nie zabrakło również trochę sprzętu – PS2 Fat oraz PSP Street. Wreszcie mogłem napisać „czytelnik”! Szkoda, że nie chodzi o bloga, a o bibliotekę, w której pracuje. Tak czy inaczej, od marca jestem na urlopie i zajmę się konserwacją sprzętu.

Pochwalę się również zakupionym przez siebie Lenovo Legion Go. Już zacząłem na nim grać i przygotowywać materiały, aby sprawdzić, czy jest to hit, czy kit dla graczy mających już własną kolekcję platform. Następną grą, po opublikowaniu mini-serii z Lost Judgment, będzie Crash Bandicoot wydany na szaraka. Zachęcam również do oceniania pracy nowego korektora, który pomagał mi przy recenzji serialu Inspektor Ricciardi.

Aktualizacja 0.1
Od mojego ostatniego wpisu minęło już dobrych kilka tygodni. Kłaniam się nisko i przyspieszam pracę. Ukończyłem oglądanie pierwszych trzech seriali, które zrecenzuję w tym roku. Przygotowałem również materiały do miniserii z Lost Judgment. W związku z tym chciałbym podzielić się pierwszymi wnioskami. Podstawową kampanię wraz z kilkoma aktywnościami pobocznymi przeszedłem w 50 godzin, tryb Premium Adventure pochłonął 37 godzin, natomiast dodatek The Kaito Files jedynie 12 godzin. W sumie dało to – plus minus – 99 godzin. Muszę jednak zaznaczyć, że aby wycisnąć z gry wszystko, co oferuje, potrzeba ponad 100 godzin.

Lost Judgment to produkcja o wielu twarzach. Ma swoje wzloty i upadki, ale jednego jestem pewien – jeśli ktoś zdecyduje się zagrać, na pewno tego nie pożałuje. Szerzej jednak omówię ten tytuł w poszczególnych artykułach. Podzielę je następująco: w pierwszym skupię się na kluczowej zawartości, czyli mięsku. Wbrew temu, do jakich wniosków mogliście dojść, przystawka jest bardzo, ale to bardzo obfita. Dopiero tam widać korzenie, z których wyrósł ten spin-off.

Na koniec wisienka na torcie – solowy występ Kaito. Dość krótki, ale to już standard przy każdej produkcji wartej poświęcenia własnego czasu.

No dobrze, teraz małe pytanie do was – co chcecie zobaczyć jako pierwsze? Do wyboru macie:
  • Inspector Ricciardi
  • Nicolas Le Floch
  • Ojciec Brown
  • Mini seria z Lost Jugment 
Czekam na wasze odpowiedzi do godziny 16 w piątek. Natomiast już w tą sobotę pokaże się pierwszy post. 




Share:

Wyświetlania

Translate

Szukaj na tym blogu

Czytelnicy

Kategorie