Recenzja anime Ore dake Level Up na Ken

Są takie momenty kiedy warto dać drugą szansę. Początkowo wydaje się, że się wie czego można się spodziewać. Bywają jednak momenty kiedy ponownie się po coś sięgnie, aby wtedy zobaczyć co tak naprawdę ma do zaoferowania.

Jak oglądacie anime to w tagach można zobaczyć Op bohater. Pod tym dość szerokim terminie znajdują się, aż trzy typy protagonisty. Pierwszy to taki Ains z Overlord zagarnia na hita wszystkich jak leci. Następnie mamy już dość zbliżone do siebie postacie. Praktycznie niczym się różnią z malutkim wyjątkiem.


Różnica leży sposobie prowadzenia protagonisty. To tak jakby postawić naprzeciw siebie Naruto i Saitame. Zamiast robić kilka sezonów, gdzie będzie stopniowo się zmieniać wraz z kolejnymi sezonami, a walki będą coraz większe wszystko pokazano od razu. Nie mówiłem, że to czysta kosmetyka?

Mimo, że studio odpowiadające za to anime zrobiło Atak Tytanów nie jest jakoś ekstremalnie brutalnie. Sceny, które już sugerują gore kończą się w połowie, bo protagonisty nie mogą przecież zabić.

Początkowo kiedy wprowadzają cały ten młyn w ruch jest klasycznie. Słaby milusiński, a potem zaczyna się cała przemiana. Nie tylko pod kątem fizycznym. Ciekawiej się prezentuje jego sposób zachowania, co w szczególności można było zobaczyć w rozmowie z rekruterem gildyjnym.


Cała fabuła toczy się wokół robieniu rajdów. Tradycyjny element w fantazy i oczywiście isekai. Jakiś zwiększający się trend, aby zmieszać czasy współczesne ze wspomnianym gatunkiem. Przyjrzyjmy się im nieco bliżej.

Można je porównać do dzikich terenów ameryki północnej z czasów gorączki złota. Wielki zysk, a co się stanie z ludźmi zostanie w samym lochu. Dziki zachód jak się patrzy. Do tego położono nacisk na wszelkie fatałaszki rodem z gier mmo.

Jednak w przypadki Mc jest zastosowano druga szkoła, czyli broń mi starczy, a pancerz może leżeć w ekwipunku. Równocześnie już na samym początku protagonista mówi, że coś tam wydropił tylko dziwnym trafem nie raczył założyć itema. Taki stan rzeczy utrzymuje się aż do 11 odcinka.


Anime jako takie utrzymuje dość spójną całość i jedynie na początku w jednym odcinku wali logikę po łbie. Zaczynając od tego, że główny bohater ma szósty zmysł na moby, ale na wszelki wypadek ktoś go zaprowadza do nagle pojawiających potworów. Dalej, pokazuje co to nie potrafi rzucając mieszaczem w bossa. 

Wszystko już niby cacy, ale ktoś mądrze wymyślił, żeby wstawić tam stado gapiów mających za nic niebezpieczeństwo i nagrywają filmiki. Równie dobrze mógł tam dostać się bez przewodnika, bo w końcu ma radar we głowie i ostatniej chwili załatwić sprawę. O wiele lepiej i tajniej by wyszło zrobienie takiej sceny.

W kolejnych odcinkach jest już stopniowe przeskakiwanie, po drabince i staje się coraz to mocniejszy. W tym momencie widać najlepiej, że nie jest on taki op. Regularnie pojawia się ktoś, kto bije go na głowę.


Sami bohaterowie są naprawdę dobrze napisani jasno przekazują swoje motywacje i wszelkie bolączki z jakimi się zderzyli. Równolegle nie ma tu jakiejś skomplikowanej intrygi, a wszystko jest dość prostolinijne prowadząc jasno widza przez całe to przedstawienie.

Kolejnym pęknięciem jest brak jakichkolwiek informacji o podwójnym lochu ani systemie. Cisza jak makiem zasiał Sama ewolucja, jaką pokazano w tym quazi systemie jest dość okrojona i wyraźnie deklaruje: to tylko tło mające uwierzytelnić zmiany w skillu Mc. Brakowało mi licznych przebitek, gdzie pokazano szerzej aktywne i pasywne umiejętności czy dane typu krytyk fizyczny lub zwinność

Można jakoś to przeżyć, lecz dla graczy będzie to dość widoczne i koli, że nie dali ciut więcej. Rekompensuje to naprawdę świetnie rozpisane sceny akcji, które są naprawdę wciągające i popisowe. Im dalej w las, tym więcej drzew. A mówiąc bardziej po ludzku potyczki były bardziej rozbudowane i nie miało się wrażenie, że się ogląda pierwszą walkę poważną walkę z tasiemczyca na 500 odcinków.


Wszystko ładnie wyważono i podbijano tak, aby oczekiwania mogły rosnąć stopniowo. Idealnie poczucie tempa i samego natężenia. Mogę mieć tylko nadzieje, że dalej utrzymają to tempo i poprawią błędy z pierwszego sezonu.

Finał w 99.9% jest naprawdę dobry tylko pewien szczegół nie będę zdradzał, jaki tracił na kilometr. Podsumowując całościowo produkcja jest naradę warta swojego czasu. Jeśli nie będzie się sugerować protagonistą jako prokoksem, a czymś bliższym do Songo z dużo szybszym rozwojem będziecie się naprawdę dobrze bawić. Nawet wtrącenia wątku pobocznego, który za jakiś czas przejmie prowadzenie nie przeszkodzi w cieszeniu się tą produkcją. 
Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania