Adaptacja, czym to właściwie jest? Według definicji jest to przeznaczona do sfilmowania przeróbka pierwotnego materiału literackiego, teatralnego, muzycznego lub innego artystycznego. Celem ekranizacji jest dostosowanie adaptowanego utworu do wymogów nowego medium, odmiennego materiału bądź potrzeb i wymagań nowej publiczności.
Odnosząc się do tej detencji najbardziej twórcy trzymają się „wymagań nowej publiczności”. Im dalej w las tym więcej tych metamorfoz. Zabawne jest to jak się one zmieniają zależnie od okresu powstania. Dzieła starsze starają się oddać materiał źródłowy w sposób w miarę wierny. Natomiast aktualne edycje jak ta z 2017 r. idzie w całkiem inną dobrze znaną sobie stronę.
Najważniejsze wątki zostały niezmienione. Pisząc to rozumiem samo morderstwo Edwarda Ratchetta. Pojechał słynnym pociągiem? Jak najbardziej! Zaproponował robotę Herkulesowi Poirot, a następnie został przerobiony na sito. Winni zostali natomiast wypuszczeni.
Na tym praktycznie kończą się istotniejsze łączące elementy tych dwóch filmów. Wiele rzeczy zmieniono, ale co istotniejsze są momenty, które można dziś uznać za „obraźliwe/rasistowskie”. Biorąc rzecz krótko i na temat ukamienowano lokalną kobietę, a jak wiadomo nachodźcy to pokojowi ludzie chcący jedynie ubogacić kulturowo.
Herkules Poirot jest o wiele bardziej oziębły. Nie będzie w nim tyle emocji i dramaturgii. David Suchet w swojej kreacji skupia się bardziej na zimnej logice i narcyzmie protagonisty. Jego egocentryczny styl bycia nadaje całkiem inne światło na poszczególne wydarzenia.
Same przesłuchania też przebiegły w innym stylu. W tej wersji nasz kochany Francuz, Belg znaczy się nie miał okazji pochwalić się znajomością języka niemieckiego. Natomiast mógł wreszcie powiedzieć coś we własnym języku z całkiem inną osobą niż służąca księżnej.
Są jednak rzeczy, jakie moim zdaniem zrobiła o wiele lepiej najnowsza adaptacji. Wątek Armstrongów jest tutaj zaledwie tłem. Pretekst do krwawej vendetty. Bez lepszej znajomości tamtych wydarzeń i konsekwencji, jakie za sobą pociągnęły nie można, aż tak przeżyć tego dramatu. Dwunastu sprawiedliwych, a raczej ofiar, jakie pociągnęła za sobą jedna zbrodnia.
Interesujące jest dość szeroko pokazany watek religijny. Tak jak dzisiaj na siłę musiał być poprawnie politycznie tak wcześniej położono wyraźny nacisk na wiarę. W tym modlitewnym sosie pojawia się coś, co zmienia pewien element. Nie będę zdradzał, w czym rzecz, ale po tym inaczej będzie się podchodziło do poczynań poszczególnych bohaterów.
Końcówka akcentowała uderzała w całkiem inne tony. Pokazywała wahania protagonisty do samego końca. Podkreślono jak jeszcze nigdy jak bardzo jest on religijny. Jedna historia, a takie skrajności.
Na koniec, która wersja była lepsza? Odpowiedź nie jest taka prosta. Chciałoby się powiedzieć, że jedyna prawilną jest ta z Suchetem, a nie z Kenneth Branagh. Paradoks polega na tym bez tego drugiego nie zainteresowałbym się wcześniejszymi filmami i serialami z tego uniwersum. Osobiście przechylę się do starszej wersji. Postawie w ciemno i jestem przekonany o lepszym przedstawieniu materiałów źródłowych. Ocena końcowa zostawiam otwartą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz