Do trzech razy sztuka Morderstwo w Orient Expressie 1974 vs 2010 vs 2017 r. (Publicystyka)

Pisałem o słynnym Morderstwie w Orient Expressie w wersji z 2017 i 2010 r. to przyszła pora na najstarszą odsłonę. Przenieśmy się do szalonych lat 70-tych.

Idąc dalej za filmowymi perypetiami najsłynniejszego detektywa Herkulesa Poirot sięgnąłem w końcu do jej pierwszej wersji. Od czego tu zacząć? Najlepiej przeskoczyć po wszystkim elementach. Tak przynajmniej sugerowałaby logika.


Jednakowoż na pierwszy plan wyciągnę samego odtwórcę Poirota. Albert Finney zapiszę się w mej pamięci jako najbardziej drewniany odtwórca tej kultowej postaci.

Pozbawiony życia przez większość czasu trwania seansu. Dopiero na koniec ten zgarbiony biedak zaczyna emanować jakimś wyraźnym zainteresowaniem sprawą. Każdy z omawianych aktorów charakteryzował się czymś wcielając się w małego Belga. David Suchet chodził tak jakby zawsze chciało mu się... jakby spieszyło się do toalety.

Natomiast Kenneth Branagh to typowy przedstawiciel pewności siebie i brnącego naprzód bohatera. Ostatnim, choć nie jedynym niech będzie Finney, który co tu dużo mówić do najlepszych nie można zaliczyć. Nie wykluczam, że ma lepsze role, ale w tej się po prostu moim zdaniem nie sprawdził idąc przez tę produkcję wiecznie zgarbiony.


Przejdźmy dalej, bo ten pociąg nie ruszy się nigdzie. Co się wyprawia w Orient Expressie? (...) Istny dom wariatów. Jest to dobry cytat z filmu, ale jeszcze bardziej oddaje go fakt, że w tej adaptacji jest znacznie więcej aktywnych bohaterów.

Zaczynając od momentu kiedy to pewna para zostaje przypadkiem podsłuchana, aż po pewnego agenta, który nie może się zdecydować, gdzie pracuje u Pinkertonów, czy policji. Jednak najbardziej bawiło jak ten guzik i mundur zmieniały ciągle swoje lokalizacje.

Relacje romantyczne i ponownie zostały zmienione. Będę bardziej skłonny, że właśnie tutaj teoretycznie zostały przedstawione jak trzeba. Jednak, aby być czegoś ostatecznie pewien warto sięgnąć po książkę. Inaczej nigdy nie będzie do końca wiadomo kto, gdzie i czemu zrobił tak, a nie inaczej.


Zabawne jest fakt, żeby w pełni docenić ostatnia wersje trzeba obejrzeć poprzednie. Z omawianej edycji ściągnięto pewną scenę co do joty. Nie chodzi o samo zachowanie, czy wypowiedzianą kwestie. Jednak diabeł tkwi szczegółach i dbałość, do jakiej przykładał protagonista. Swoją drogą te wąsy, jakie ma Herkules są drugą wersją, jaką dodano w serialu z 1989 r.

Skoro jestem już przy detalach jak królik z kapelusza wyskoczył agent Pinkertonów. Lubi pokazywać się co drugim filmie, bo jakoś nie było mu w smak pokazywać się w 2010 r. Żarty na bok jego wątek jest o tyle ciekawy, że mamy tu całkowitą odwrotnością. Był policjantem, który przeszedł do sektora prywatnego. Na tym kończy się jego pięć minut, no prawie w „napisach końcowych” jest wymieniany przy wielkiej przemowie.

To, co jednak film zrobił bardzo dobrze to pokazanie na samym początku, z czym właściwie będzie musiał się zmierzyć protagonista. Nakreślono szeroko sprawę Amstrongów. Wielokrotnie podkreślano w retrospekcjach, kto i jak się wiązał z tą sprawą. Przez taki niekiedy nachalny zabieg nie był w stanie zapomnieć, o co w tym chodzi.


Pragnę zauważyć, że wcielająca się w Caroline Hubbard (Michelle Pfeiffer) odwołuje się swojej kreacji do Lauren Bacall. Zarówno charakteryzacja jak i sposób zachowania był bliźniaczo podobny. Kolejną tego typu zmianą można zaobserwować, u pułkownika mającego dziwnie porywczą naturę jak Hrabia Rudolph Andrenyi. O ile w 2017 r. był niemalże jak cerber tak tutaj ledwo coś podrygiwał. Role samca alfa zajął John Arbuthnot.

Powiedzenie, że liczą się szczegóły nabiera nowego znaczenia. Oglądając tę sama produkcję stworzoną przez różnych reżyserów można zauważyć, jak bardzo zmienia się interpretacja na różne rzeczy. Część może mieć znikome znaczenie jak fakt, że kimono zmieniło swój kolor z kremowego na czerwony. Do spraw znacznie bardziej istotnych jak motywacje osobiste i relacje między bohaterami.
Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania