Prawdziwa historia miłosna w dwóch aktach. Rozsiądźcie się wygodnie, bo jest o czym opowiadać.
Witam z powrotem, Piotrek z tej strony. Rany, zacząłem jak w jakiejś mandze (śmiech). Zanim zaczniesz czytać ten tę recenzję radzę zapoznać z poprzednim wpisem, tutaj. Początkowo oglądając Kimi wo Aishita Hitori no Boku e zastanawiałem się, czy kolejność będzie miała jakieś znaczenie? Okazuje się, że jak najbardziej.
Bez wątpienia można nazwać ten film kontynuacją z naprawdę zaskakującym zakończeniem. Nie przedłużając, ci z was co nie wiedzą, o co chodzi zapraszam ponownie do powszedniego artykułu, a teraz przejdę do omówienia tego tytułu.
Ponownie, do dobre słowo śledziłem całe życie Koyomi. Sytuacja jednak się znacząco zmieniła. Królowa lodu zeszła na drugi plan, ale i tak miała swoje pięć minut. O czym dobrze wiecie, jeśli już obejrzeliście pierwszą część tej serii.
Tym razem porzucona na skrzyżowaniu Shiori przejmuje prowadzenie. Nie ma co kryć, nie na długo z dobrze znanych powodów. Pomimo że poznałem jej losy to jednak parę rzeczy dopiero teraz do mnie dotarły. Czemu tak ważne i przełomowe urządzenie, jakim była kapsuła nie było pilnowane, a przynajmniej zamknięte na cztery spusty?
Kolejną sprawą była reakcja matki Shiori. Normalnie po takich wydarzeniach osoba, która przeżyła zostaje oskarżona i zaczynają się gorzkie żale. Tym razem jest całkiem inaczej, co zaskakuję i wytrąca zarazem z imersji.
Skoro zacząłem wytykać mankamenty to jeszcze dodam, że wcielająca się w waifu Makita Aju wypadła naprawdę płasko. Cały czas mówi niczym syntezator mowy. Lepiej widziałbym w tej roli Hara Yumi.
Wracając do meritum. Relacje między protagonistami naprawdę potrafiły chwycić za serce mimo drewnianej gry aktorskiej. Koyomi rzeczywiście przejawiał obsesje, aby znaleźć sposób, aby wyrwać ją z tego zakrętu.
Postarano się, aby nie ograniczało się to tylko do samych deklaracji. Widać to było jak na dłoni, że wyrzuty sumienie go zżerają i robi wszystko, aby naprawić szkody. Jak poszło nie będę zdradzać. Lecz powiem, warto to zobaczyć.
Po upływie, a jakże połowy czasu atmosfera ponownie się zmienia. Jakby docisnęli śruby do by wyszedł z tego porządny wyciskacz łez, a tak znowu się zmieniło tempo i klimat. W pewnym sensie to nawet i dobrze. Smutnych treści i tak jest na co dzień za dużo.
Co do części technicznej nie się nie zmieniło względem poprzedniej części. Dalej jest całkiem porządnie zrobione i nie napisano wpadającego w ucho kawałka dobrej muzyki.
Podsumowujmy, czy Kimi wo Aishita Hitori no Boku e i Boku ga Aishita Subete no Kimi e to warte uwagi filmy? Odwiedź jest na to pytanie jest dość jednoznaczna. Jak najbardziej jestem na tak. Fabuła nie jest liniowa, a do tego lubi w najmniej spodziewanym momencie wykręca jakiś trik, który wywoła efekt, łał.
Stworzono dobrze napisane postacie z małym wyjątkiem... Gdzie nigdzie można było doszlifować pewne elementy, bo widać wyraźnie na kim się wzorowali. Ocena końcowa 8.6/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz