Najprostsze danie jest najlepsze jak Ramen. Smak wspomnień (Recenzja)

Jedzenie od zawsze jest ważnym elementem naszego życia. Towarzyszy od samego początku, aż do końca. Co powiecie, jak powiem, że da się wokół tego zbudować naprawdę ciekawą historię do opowiedzenia?

Ramen. Smak wspomnień to naprawdę wciągająca produkcja opowiadająca o niezwykłej rodzinie. On Japończyk, a ona Chinka. Mógłbym to porównać do Romea i Julii, gdzie zwaśnione rody, a w tym wypadku narody nieprzechytrzanie patrzą na ten związek.


Jednak, aby wszystko miało ręce i nogi warto zacząć od początku. Choć sam reżyser postawił na dwie linie czasowe. W jednej jest pokazany czas bieżący, a w drugiej przeszłość kiedy to rodzice protagonisty dopiero się poznają.

Jest to sprytny zabieg pozwalający uzupełniać fabułę. Jest czymś w rodzaju emocji, jakie Masato (protagonista) przeżywa. Trochę z tym poleciałem... Tak czy inaczej, nim przejdę do reszty zasygnalizuje jeden, a ważny fakt. Nie powinno się zasiadać do seansu z pustym żołądkiem.

Otoczka Ramen. Smak wspomnień mocno opiera się na pokazywaniu dań jak ich przygotowaniu. Wyglądają one naprawdę dobrze i mogą skłonić nie jednego, aby coś na szybko przygotować. Szkoda by było robić przerwę.


Małe wtrącenie ode mnie. Po przeczytaniu opisu filmu, po którym dowiedziałem się gdzie w głównej mierze będzie rozgrywać akcja nie byłem w stanie włączyć ten tytuł. W końcu się przełamałem i naprawdę zostałem mile zaskoczony tym, co zobaczyłem. Singapur został tutaj zaprezentowany z naprawdę dobrej strony. Nie omieszkano pokazać paru atrakcji turystycznych.

Sceneria oprócz wspomnianych miejsc skupia się na lokalach gastronomicznych. Doprawdy jest to kulinarna przygoda. Jest ona wypełniona najróżniejszymi smakami słodko kwaśnymi, a nawet gorzkimi. Aby uzasadnić problemy, które tam są pokazane trzeba było odgrzebać fakty historyczne z czasów okupacji Chin przez Japonię.

O dziwo, nie zatajano, czy łagodzono przekazu co do tych wydarzeń. Równocześnie było to tylko tłem, chwilą, na której widz nie miał się za bardzo skupiać. Był to taki błysk, przerwa i ciąg dalszy. To co najbardziej przypadło mi do gustu to sposób jak podzielono na sekcje poszczególne wydarzenia. Odsłaniano strona po stronie, scena po scenie kolejne fakty. Wszystko to zaczęło pokazywać znacznie szerszą perspektywę.


Wgłębiałem się w relacje między bohaterami i naprawdę zacząłem odkrywać najróżniejsze gamę smaków wspomnień. Przelali oni swoje emocje w potrawy, jakie przygotowali. Mimo licznych dramatycznych momentów położono ostatecznie akcent na pozytywny element.

Wato wspomnieć jak wypadli sami aktorzy. Nie musicie się martwić, że będzie to poziom z Dlaczego ja?! Jest o wiele lepiej, mimo nie najwyższych lotów. Budżet filmu też nie był największy, o czym przypomina nie jedna scena.

Nie ma to natomiast żadnego wpływu na odbiór. Ramen. Smak wspomnień ma pomysł na siebie, a do tego wie, jak wykorzystać swoje mocne strony. Pomimo swojej skromności w formie ma bogatą zawartość. Szczerze mogę polecić każdemu ta produkcje, kto polubił Kwiat wiśni i czerwona fasola.

Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania