Dzisiaj mieszanie gatunków jest czymś normalnym. Kiedyś tak nie było i wymagało to nie lada odwagi, aby je zmiksować. Co się stanie jeśli z horroru zrobimy komedie?
Maska to dobrze znana wszystkim komedia z 1994 r. Z tytułowym Stanleyem Ipkissem w roli głównej. Protagonista był największym trollem zanim to pojęcie zaczęło funkcjonować w popkulturze.
Zdziwię was, ale materiałem źródłowym tego filmu była seria komiksów o tym samym tytule. Są one dostępne w Polsce z czego warto zapoznać się z trzema pierwszymi tomami. Zawarta w nich fabuła nie jest komedią mimo że jest tam sporo humoru. Było to coś w rodzaju kreskówki przeznaczonej dla dorosłych, o krwawym wydźwięku. Z tego powodu powierzono wyreżyserowanie adaptacji tego tytuły Chuckowi Russellowi, który miał na swoim koncie Plazmę i Koszmar z ulicy Wiązów 3.
Od początku było już wiadomo, że przerzucenie skrajnie różniących się konwencji będzie nie lada wyzwaniem. Postawiono potraktować komiks jako punkt startowy, który otworzy całkiem nowe możliwości. Tylko jak wypromować tego potworka?
Podobnie jak w 48 godzinach postawiono na nowe twarze. Jim Carrey, który wciela się w Ipkissa nie był znany w tamtym czasie. Podobnie jak Edie Murphy zajmował się stand up, a także grał w serialach telewizyjnych. Żeby pobić to combo w Tine Carlyle nie chciała wcielić się żadna z ówczesnych gwiazd. Ponownie zaryzykowano i zaproszono do współpracy młodziutką modelkę Cameron Diaz.
Naprawdę trzeba mieć nie lada intuicje do doboru obsady. Jednak dopiero teraz zaczyna robić ciekawie. Obecnie efekty specjalne to standard i czego tu nie rozumieć. Jednak na początku lat 90-tych było to zasadniczym problemem. Zarówno z perspektywy technicznej w produkcji i dla samych aktorów.
Warto jeszcze zaznaczyć, że o ile w poważnych produkcjach CGI było używane w formie zaawansowanej tak tutaj podchodzono do tego w sposób oszczędny. Odwołam się do dwóch scen, gdzie najbardziej były one moim zdaniem wyeksponowane. Pierwsze w klubie kiedy to tytułowa Maska widzi miłość swojego życia i niczym w starych kreskówkach zmienia się w gwiżdżącego wilka.
Widać tam, że aktor musi wyobrazić sobie dokładnie wszystko co się wydarzy jak i jakie odległości trzeba zachować, aby dało się wstawić wirtualne obiekty. Robi to naprawdę wrażenie, lecz dopiero pokaz dano w momencie jak Stanleya dorwała policja, a ten zaczyna robić imprezę na ulicy. Rozłożono tam głowę na parę obiektów. Głowa, czacha i oczy z językiem. Warto przyjrzeć się gałką, które idealnie odbija światło.
Teraz co nieco, o samej fabule. Cała forma tego filmu to nic innego jak kreskówka. Każdy jeden moment stara się to podkreślić poprzez liczne nierealistyczne efekty. Poszczególne wydarzenia to swojego rodzaju współczesna baśń.
Opowieść o niepoprawnym romantyku, który mimo wieku nie zatracił swojej dziecięcej duszy. Już samo mieszkanie dość jasno to pokazuje za pomocą przedmiotów jakie tam się znajdują. Niech będzie pierwsze z brzegu figurka wilka, czy poducha z diabłem tasmańskim. Wyeksponowano ją na tyle dobrze, że nie sposób jej nie zauważyć w czasie pierwszej przemiany.
Stanley zarówno w swojej normalnej postaci jak i po przemianie ma bardzo przerysowany sposób zachowania. Przez takie intensywną grę nie sposób było go nie zaakceptować właśnie takim jaki jest. Nie można nie podkreślić, że Jim Carrey dzięki swojej gumowej twarzy bardzo dobrze dopasował się do tej roli. Widać było jak ją doskonale rozumie, a tym samym wyciąga z niej wszystko co najlepsze. Jeśli chcecie zobaczyć jego przeciwieństwo polecam obejrzenia nowego Napoleona.
Z kolei Cameron Diaz dość zgrabnie uzupełniła ten duet. Nie ma co owijać w bawełnę, bo była jedynie damą w opałach. A tak swoją drogą jak pojawia się w banku to nagrali jej wejście w 24 klatkach zamiast np. 60, co zepsuło efekt slowmotion.
Tak oto prezentuje się maska po 29 latach od premiery. Olśniewa i zaskakuje, a do tego jest ponad czasowa. Jednak nie obeszło się bez pewnych problemów w postprodukcji. Jak oglądałem to za dzieciaka nie widziałem tego, bo w 480p nie było tego zwyczajnie widać, a teraz już jest całkiem inaczej. Nie wpływa to ostatecznie na odbiór tego horroru, który przerodził się w komedię.
Jak wam się podoba obecna forma recenzji? Jeśli macie jakieś uwagi to piszcie w komentarzach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz