Jak się zestarzało 48 godzin?

Kino. Kino akcji ma wiele oblicz i tu kolejna kropka. Jak wszystkie inne media i to ma swoje podgatunki. Weźmy na warsztat buddy movie.

Tylko, czym się charakteryzuje takie filmy? Otóż, chodzi tu, o zderzenie dwóch najczęściej skrajnie różniących się od siebie bohaterów i sprawieniu, że się zaprzyjaźnią. Tylko i aż tyle. No dobrze, kino na początku lat 80-tych wykreowało samców alfa, którzy tryskali testosteronem i rzucali raz, po raz pojedynczymi kwestiami typu: Jeszcze tu wrócę.  


W filmie 48 godzin jest inaczej. Nie ma samotnego kowboja, a gliniarza i więźnia. Dobry start i wyraźnie zarysowana granica. Podział taki pozwala widzowi dostrzec istotne różnice jakie między nimi występują.

Sięgnąłem po tą produkcję z jeszcze innego powodu niż tylko jej wielkiego sukcesu jaki osiągnęła. W tym filmie po raz pierwszy Eddie Murphy zadebiutował na wielkiej scenie. Zabawne jest to, że stało się przez przypadek. Menadżerka Eda, była bardzo blisko z reżyserem filmu Walterem Hill. No i teraz po takim kluczeniu dochodzimy do sedna.


Ryzyko, tak Walter Hill zaryzykował powierzając tej roli zaledwie 21 latkowi, który był głównie znany z swoich stand-upów. Naprawdę niezłe posunięcie. W 48 godzinach jest sporo humoru. Jednak nie był on pokazywany w formie jakiegoś dowcipu, a sytuacji i relacji między gliniarzem, a skazańcem.

Dzisiaj może być nieco trudny do odbioru, bo jest niezgodny z wszelkimi ideologiami jakie na siłę się wciska. Tutaj nie ma takich ograniczeń i w tych docinkach, a niekiedy wulgaryzmach świetnie się pokazuje.


Podobnie sprawa miała się w pokazywaniu ich relacji. Jeśli się oglądało tą produkcję jak każdy inny film to mogą umknąć pewne szczegóły. W ciągu seansu nie zabrakło pościgów i licznych strzelanin jakie są nieodłącznymi elementami w takich produkcjach.

Postawiono tutaj na kilka zabiegów mających podkreślić wyraźnie, co się dzieje i jak widzowie mają je odbierać. Można zauważyć to dość dobrze w pierwszych scenach w więzieniu i wtedy jak są nagrywani w pewnej odległości przechadzając się po ulicy. W pierwszej sytuacji użyto obiektywu z krótką ogniskową łatwiej się nagrywa, a do tego nie ma problemu w pokazaniu postaci i tła zarazem. Takie małe odległości mają sprawić, aby odbiorą zaczął czuć jak się coś dzieje między przyszłymi kumplami.


Z kolei w drugim przypadku, chodziło o dodaniu pewnej atmosfery. Odpowiedni klimat miał jeszcze bardziej powiedzieć na kim należy się skupić. No właśnie, oglądając 48 godzin dość często protagoniści są pokazywani jak są dość blisko siebie. Nie uroczono tutaj momentami z gestami, które jednoznacznie mówią: teraz jesteśmy braćmi. Jednak widź i tak zaczyna to czuć.

Warto jeszcze wspomnieć o genialnych scenach walki. Moją uwagę szczególnie przyciągnął pościg za autobusem. Usunięto tam w ogóle muzykę. Totalna kastracja i te efekty dźwiękowe: strzały, ryki silników i zdzierane opony. Oto właśnie w tym chodziło, aby dodać pewnej wiarygodności. Nagrywanie tego wieczorem sprawiło, że powtarzanie licznych powtórzeń było jak najbardziej do zrealizowania. Spory wyczyn i sporo kamer użyto, aby wyłapać wszelkie perspektywy, które tam pokazano.


Jednak to nie wszystko w tej kwestii. Warto zwrócić uwagę na liczne zbliżenia na twarze aktorów, które wypełniały cały kadr. Sporo one dają, po pierwsze większą dramaturgie i napięcie, a jeśli komuś mało to tempo znacznie się zwiększa i tym samym jest większa radocha z oglądania.

Podsumowując, czy warto obejrzeć 48 godzin? Moim zadaniem tak, nie tylko dla genialnej gry aktorów, czy licznych pokazów umiejętności reżyserskich Waltera Hilla. Można tutaj zobaczyć kino różnorodne bez tych dziwnych ugrzecznień i innych drętwych wstawek. Ludzie są ludźmi i nikt nie stara się tego ukryć pod pięknym płaszczykiem. Ocena końcowa 9/10.

Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania