Recenzja serialu Wednesday

Zazwyczaj jak ludzie piszą, że dana rzecz jest dobra, a nawet świetna podchodzę z pewną dozą niedowierzania. Co jednak się stanie jak dołoży się do tego Netflix?

Odpalam serial Wednesday i sobie myślę niech się dzieje wola nieba z nią zawsze zgadzać się trzeba! Z marką Rodzinny Adamsów byłem bardzo dobrze zapoznany, bo jak każdy milenialsów wychowałem się na wszelakich adaptacjach tej serii.


Kreacja głównej bohaterki w wykonaniu Jenna Ortegi zachwycało. Od razu wiedziałem, że dobrali odpowiednią osobę do tej roli. Aktorka gra całą sobą i mimo że protagonistka miała jeden wyraz twarzy non stop, nie zmienia faktu, o jej wyjątkowości. Żeby nikt mi nie zarzucił to co napisałem wcześniej było jedynie skrótem myślowym.

Wednesday pokazała też inne emocje, które w odpowiednich momentach stanowiły odpowiedni kontrast dla poszczególnych wydarzeń. Jednak to co było najbardziej ujmujące w całym serialu to szybkość jakie poszczególne wydarzenia miały miejsce i podział na poszczególne wątki. Nikt nie starał się na siłę przedłużać momenty z bezmyślnym pitoleniem o niczym.


Mimo swojej odcinkowej formy zdecydowano się na filmową treść. Innymi słowy bardzo intensywnie tak, aby widz nawet na chwile nie mógł zacząć się zastanawiać, a co tam będzie na kolacje. No dobrze, ja tu pitu pitu, a co jest daniem głównym ? W akademii Nevermore , co można przetłumaczyć nigdy więcej zaczynają się tajemnicze morderstwa.

W pierwszym momencie jak usłyszałem, że winne miało być zwierzę to przypomniał mi się Zmierzch. Szczęśliwie, żaden Edek się nie pokazał. Choć samego wątku romantycznego nie zabrakło i to z samymi chłopakami (homofoby! xD) Przecież to dyskryminacja! Żarty na bok. Mimo faktu, że wszystko się toczyło wokół wspomnianych morderstw i podbojów miłosnych Wednesday to nie zabrakło czasu na relacje matki - córki. Trudno nie zauważyć, że mamusie wypadły stosunkowo kiepsko.


Nie mogę napisać, że je jakkolwiek rozumiem, czy nawet zgadzam z ich zachowaniem. One są i na tym ma się wszystko skończyć. Jednak jak już tak pisze, to warto wypomnieć o tym, że jeden z bohaterów drugoplanowych miał dwie matki. Jak widać, ludzie z
Netlixa nie byliby sobą jakby nie wsadzili trochę dziegciu do tej beczki miodu.

Nie zabraknie też czarnego charakteru, em znaczy się antagonistki. Joy Sunday wcielająca się w Bianca Barclay pokazała, że coś potrafi i nie wrzucona ją tylko dla tego, że taka panuje moda. Chwila, a może ona tez jest syrenką z Odry jak Ariel? Jej rola była jak najbardziej poprawna. Czuć było jej zołzowatość na każdym kroku. Dobrze, że dodali do tego jakieś drugie dno i nagły zwrot wydarzeń. W ten sposób trochę wybieli ją (śmiech). A na poważnie pozwoli lepiej zrozumieć jej zachowanie.


Nie mogę w całości pominąć najistotniejszej osoby Enid Sinclair. Współlokatorka protagonistki, która jest swojego rodzaju jej przeciwieństwem. Wielokrotnie będzie to powtarzane, poprzez bardzo charakterystyczne ujęcia mające pokazać dwa osobne bieguny. Za pierwszym razem robi to wrażenia. Lecz po wykorzystaniu tego po raz kolejny staje się już nużące.

Cała ta historia jest ubrana w radosny przerysowany do granic możliwości mrok. O ile wizualnie przedstawia się to jako nieco horrorowy twór tak naprawdę jest całkiem uroczy. Generalnie rzecz biorąc wszystko to ma za zadanie urozmaicić dobrze znane motywy jakie się zna z innych dzieł o młodzieży z szkół średnich.


Jedynie wszelkie wstawki adamsowe mają nadać taką, a nie inną formę. Nie zabraknie też innych ważnych postaci znanych z tego uniwersum. Lecz zostanie to już wam do odkrycia i oceny. Sam finał to prawdziwy miks nawiązań. Na ile świadomych trudno powiedzieć. Ale pozwalają na liczne żarty w momentach kiedy się robi poważnie.

Sam serial wiele razy nawiązuje do filmów o małym czarodzieju. Wiec będzie to dodatkowa gratka dla tych, co będą oglądać ten serial. Nim podsumowuje tekst, wspomnę, o kontrowersji jaką wywołał. Otóż obsadzenie przeciwniczki Wednesday Afroamerykanką było oczernianiem jej. No, bo jak wiadomo oni mogą grać tylko szlachetne i dobre postacie, a tak jest passe.

Podsumowujmy, czy warto obejrzeć serial Wednesday? Uważam, że jak na dzisiejsze standardy jest to dzieło na tyle wybitne, że nawet się powinno. Zwarta akcja, a nie jakieś gadanie po próżni, a do tego ciekawie napisani bohaterowie, którzy mają coś do zaoferowania. Czego chcieć więcej? Może lepszego CGJ, a tak daję.... 9/10.
Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania