Recenzja anime Senpai ga Uzai Kouhai no Hanashi

Kiedy człowiek zaczyna swoją wielka karierę w dużej firmie, a tu nagle pojawia się jeszcze większa miłość. Co wtedy może zrobić protagonistka? Tego dowiemy się w tej recenzji!  

Senpai ga Uzai Kouhai no Hanashi to luźna komedia biurowa z wyraźnie zakreślonym romansem, który jest wielce pocieszny. Od samego początku główna bohaterka Futaba – chan prezentuje się jako starająca się, ale ciut niezdarna moe. Czasami jednak ma zachowania podobne do tych co u tsundere.


Obiektem jej wzdychań jest Tekada – senpai. Chłop jak dąb i do tego anioł w ludzkiej skórze. Nie można go nie polubić za to, bo to jest jego największą zaleta i wada zarazem. Biedna Futaba próbuje nieudolnie go poderwać. Dziwnym trafem zauważają to wszyscy oprócz samego zainteresowanego.

W odciekach od 1 do 3 widać jak na dłoni podejście kolegów/żanek do niej. Nie owijając w bawełnę zaszufladkowali ją jako maskotkę. Kolejną istotną sprawą jest fakt, że niekiedy sama się prosi o to, aby podchodzi do niej jak do onē – chan, która udaje dorosłą.


Jednak, aby zobrazować relacje, czy też widok tych dwojga trzeba wyobrazić sobie yorka i bernardyna jest to obraz wprost idealny. On opiekuńczy pies, a ona niespokojna i próbująca miną nadrobić braki. W sumie lepiej było napisać kompleksy na punkcie swojej osoby.

W tej serii nie zabrakło też dziadka podobnie jak w Projekt Cosplay, tylko tutaj jest kompletnie przerysowany i przewrażliwiony, co tylko jest zabawniejsze.


Nie brakuje także starszej koleżanki/siostry Natsumi, która cały czas czuwa nad nią. Warto wspomnieć, że w tym biurowym szale namiętności jest jeszcze jedna para. Kazama mruczek/ nerd i Sakurai, która uchodzi za jedną z popularniejszych w firmie. Dlaczego mnie to nie dziwi.

Jakoś nie widziałbym ich w prawdziwym życiu jako pary, ale trzeba było coś dać, aby wszystko się nie skupiało na jednym wątku. Trudno zrozumieć co niekiedy ludziom chodzi po głowie. Sporo przemycono rzeczywistych rzeczy z ich kultury, lecz wydaje mi się że trochę uszlachetnili model pracy w korpo.


Z tego co mi wiadomo zwykłe przeziębienie to za mało, aby dostać wolne. Możliwe, że to błąd w tłumaczeniu i powinno być wysoka gorączką. 
Nie zabrakło też walentynek jak i białego dnia. W tym jak i kolejnym odcinku przesunięto linie fabularną na dziadziusia, który dał popalić senpai’owi Futaby - chan

Stary człowiek, a może! Jego relację z potencjalnym mężem wnuczki były po prostu bezcenny. Naprawdę dobrze to wszystko się kontrastowało z jego potężną budową ciała. 

Zaaplikowano w końskiej dawce wspomnienia z przeszłości protagonistki. Dobrze, że nie miało to być jedynie zapychaczem, a rozwinięciem przez który będzie lepiej zrozumieć jej stosunki z poszczególnymi osobami.


Wyciągnięto też na wierzch parę zabawnych sytuacji wynikających z błędnego zinterpretowania sytuacji. Podziękować należy młodszemu braciszkowi Salurai.

Mimo dobrze znanej kulturze pracy w Japonii to można zaobserwować sporo aktywności w czasie wolnym. Najważniej mają normalny czas pracy, a do tego bardzo lubią się integrować i pomagać. Dobrym przykładem jest pomoc Sakurai Yuuto.


Do odnotowania jest, że oprócz tradycyjnego wypadu na plaże i wszelkich ecchi momentów dołożono hanami, złoty tydzień, czy mini test odwagi. Fakt, że poświęcono więcej czasu dla innych np. Touko i jej kochasiowi. Odnoszę też wrażenie, że Nasumi zaczyna się interesować młodszym od siebie juniorem. Szczęściarz xD

Sam finał jest konsekwentnym pokazaniem jak powinno wyglądać życie w biurze. Taka swojego rodzaju promocja sektora prywatnego. Z kolei co do naszych milusińskich zrobiono szybką przebieżkę po okresie świątecznym i sylwestrowym. Takie zakończenie jest w sumie idealnym podsumowaniem tego jakże dobrze wykonanego anime. Pozamykano wszelkie wątki i dano nadzieje, że mała Futaba w końcu dostanie to o czym tak skrycie marzy.
Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania