Lara ona naprawdę nie przestanie mnie zadziwiać. Twierdzi, że jest archeologiem, ale widząc jak obchodzi się z zabytkami mam sporo wątpliwości co do tego.
Kolejna odsłona serii przygód spłaszczonej pani Croft. Nie mogłem się oprzeć tym złośliwością. Są już o wiele lepsze od poprzedniej części. Spora część bolączek, o których pisałem wcześniej (tutaj) została w końcu usunięta.
Tym razem Croftówna będzie musiała się zmierzyć z Trójcą, czyli fanatykami religijnymi, którzy chcą zdobyć środek na nieśmiertelność. Hurrra, jakie to porywcze! Co prawda nowi bohaterowie nie są jacyś niemi, a wręcz przeciwnie gadają sporą pokazując jacy gotowi na poświęcenia to w sumie ich los nie jest jakiś szczególnie przejmujący.
Nawet pojawiający się niczym wpłata i równie znikający Jonah Maiava jakoś nie urozmaica tę sytuację. Nie zabraknie momentów rodem z telenowel, gdzie córunia oskarża macochę itp.
O rozgrywce słów kilka. Poruszanie jest z grubsza nie zmienione, a jedynie, gdzie nigdzie podrasowane o nowe elementy mające pozwolić się dostać do miejsc w których nie ma się o co złapać. Ewentualnie można wykorzystać chackan jako haka, aby złapać się odstających wyżej belek.
Sam świat częściowo jest półotwarty, a dzięki temu można wreszcie wyprostować nogi. Nie oznacza to, że same korytarze zniknęły. Wszystko to spowodowało, że teraz jest jedynie trochę więcej miejsca. Miejsca do którego będzie się wracać. Lokację zostały obsiane licznymi korytarzami i grobowcami do których trzeba mieć odpowiednie narzędzia, aby je eksplorować. Jednak, żeby się dowiedzieć, gdzie szukać należy odsłuchiwać wszystkiego co się da. Pół biedy jak są to nagrania, a zabawnie to się prezentuje jak trafia się na fragmenty dziennika członka Trójcy z początku ich istnienia. No, bo w końcu to normalne, że takie starocie leżą to tu, to tam.
Dużo większy nacisk położono na interakcję ze otoczeniem. Praktycznie wykorzystanie puszek jako bomb gazowych, czy zmiana flaszek na koktajle Mołotowa dawała sporą przewagę. Jednak to co okazało się najbardziej przydatne to tworzenie pułapek z ciał poległych.
Surowce zaczęły być jeszcze bardziej istotne, bo cały czas trzeba coś CROFTować. Nie jest to jakoś szczególnie upierdliwie. Przez większą część kampanii nawet się na to nie zwraca za bardzo uwagi. Dopiero wciągu finału kiedy to zaczyna się Sajgon zaczyna się liczenie co się ma, a co zostało.
Sztuczna inteligencja też co nieco zyskała i jednocześnie straciła. Z jednej strony dalej byłem świadkiem jej głupoty, a drugiej skilla godnego Nostradamusa. Zaalarmowanie strażników o swojej obecności zawsze powodowała, że wiedzieli dokładnie, gdzie mają się skierować. Dla urozmaicenia poszczególne drapy są w różnym stopniu opancerzeni. Zależnie od rozwinięcia umiejętności skrytobójstwa można szybciej się z nimi rozprawić. Sam arsenał jest tak samo rozwijany, tutaj się nic nie zmienia.
Dodano jednak coś rodem z rpg’a, a jest to sklep z przedmiotami do którego trafia się na samym początku. Czy ma on jakiś sens ? Powiem, że nie, sprzętu jest od cholery dużo, a do tego możliwość modyfikacji jest na tyle rozwinięta, że nawet przez chwilę nie czułem potrzeby powrotu.
Nie zabrakło też starć z bossami. Jest z nich względnie zadowolony. Nie są już tak powtarzalne jako poprzednio. Każdy szef jest inny i wymaga osobnej taktyki. Co prawda są prości jako konstrukcji cepa, ale zawsze coś. Ostatni z nich jest podobny do antagonisty z Prototyp 2, który narzuca odgórnie sposób pokonania go. Komizmu dodają jego kwestie w których mówi, żeby się Lara nie chowała. Szkoda tylko, że w tym momencie dostaje sromotne lanie.
A teraz przyszła pora na wszystko co zapomniałem lub nie pasowało wyżej. Pierwszą sprawą były rozmowy ludzi Trójcy jak i innych ludzi słyszanych w tle. Nie byłem wstanie ich usłyszeć. Czy to był błąd, a może zaplanowano odgórnie? Trudno powiedzieć.
Kolejną sprawą, o której nie napisałem to powrót do starego stylu projektowania lokacji. Bardzo, ale bardzo nawiązują do grobowców które mają formę prostych zagadek z wieloma sekcjami platformowymi.
Poszczególne umiejętności nie łączą się, aż tak agresywnie ze sobą, co jest zmianą na plus lub też dostaje się na tyle dużo punktów umiejętności, że się tego nie zauważa. No i najważniejsze… gra dalej traktuje gracza jak idiotę.
W ramach bonusy dostaje się tryb wypraw, gdzie można przechodzić poszczególne etapy z różnymi modyfikacjami. Zmiany dodaje się po przez karty, które da się kupić w sklepie za pomocą zdobywanej waluty lub prawdziwej kasy. Podziękuję i postoję.
Mała ciekawostka w opcjach jest możliwość odblokowania interakcji na chacie widzów, którzy oglądają stream na Twitchu.
Podsumowując czy warto zagrać Rise of Tomb Rider? Biorąc wszystko co napisałem powyżej mogę dać lekkie zielone światło. Fakt, poprawiono wiele, ba nawet grafikę poprawili do tego stopnia, że jest przyjemna w odbiorze. Lecz dalej jakoś nie porywa. Mamy progres, ale jakiś taki bez pazura. Ocenę zostawiam otwartą…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz