Recenzja filmu Morbius

Początkowo sądziłem, że będę miał zdrową bekę i zjadę film na czym tylko świat stoi, a na końcu dopisze #wciążlepszeniżZmierzch. Usiądźcie i rozgłoście się, bo czeka was coś całkiem innego.

W ostatnich latach kino spadło na łeb i szyje, a przynajmniej te masowe. Tak jakby kiedykolwiek stało na wysokim poziomie. Lecz nie w tym rzecz, a w tym, że obraża ludzi. Wprost pluje w twarz śmiejąc się przy tym, bo przecież starczy, że jakaś gwiazda się pokaże i już ma to starczyć za wszystko.


Jednak wciąż jest tam gdzieś światełko w tunelu. Z nieznanych mi powodów ludzie nie są wstanie przetrawić kina w którym trzeba się skupić i ciut pomyśleć, zastanowić się zachwycić nad jakością i przemyślanymi kadrami. Nie wspominając o budowie poszczególnych ujęć miejących za zadanie budowania odpowiedniego napięcia.

Morbius nie jest kinem wybitnym, ale dobrze wykonanym, które jest całkowicie świadome samo siebie. Porównując je jednak to większości dzisiejszych blockbusterów można włożyć ten film do wybitnych. Nie będą oceniał tego tytułu pod kątem zgodności komiksowej, a jedynie jako film sam w sobie.

Produkcją tą interesowałem się już przed premiera kinową. Widząc jednak, że główną rolę zagra Jared Leto złapałem się za głowę. Po jego roli w Legionie samobójców stawiłem już krzyżyk, papatki ja spadam – pomyślałem. Czas mijał i tu nagle patrzę i widzę, że pojawił się w serwisie vod co mam dostęp. Włączam oglądam sobie… dialogi dobre, znajome twarze w tym Matt Smith znany z Dr. Who i Ród Smoka. Zapowiadało się ciekawie, wszak dobry aktor równa się zazwyczaj ciekawy kontent do obejrzenia.


Początkowo pokazano ich wspólne dzieciństwo w skrócie, które sygnalizowało jakiego rodzaju łączą ich relacje. Nakreślono też ich podejście do życia itp., oczywiście wszystko w dużym ujęciu. Szybo jednak przeszli do tego na co się tak bardzo czekało. I teraz będę szczerze ochał i achał nad spaniałymi efektami specjalnymi, ale nie tylko nad tym.

Sam początek kiedy Morbius zaczął eksperymentować na sobie odebrałem jako: ok., w starym stylu. Choć ciut zajeżdża horrorem klasy B. Poczekałem co dalej i się nie zawiodłem, bo wszelkie CGI doskonale podkreślały zachodzące zmiany. Nie były one nachalne, czy też nie powodowały przyrostu formy nad treść. Czułem się jakbym, znów oglądał Spider-Man z 2002 r.

Szybko wszystko zaczęło się dzielić na dwie perspektywy. Pana Doktora i jego przyjaciela Milo. Ten kontrast w którym jeden w pełni akceptuje się jako nocnego łowcę, a drugi co tu ukrywać już nie. Fakt, nie jest to jakaś zawiła pełna twistów historia, ale za to dobrze napisana i każdy wyraźnie pokazuje co nim kieruje mimo, że dobrze wiadomo o co chodzi w tym zawirowaniu.


To nie tylko walka między braćmi spartanami, a ale ze ludzką słabością i rządzami. Chyba zaczynam dopisywać coś czego sam reżyser nie planował.

Jedną z scen, która przypomniała mi horrory jakie leciały na przełomie lat 90-tych i 2000-nych była śmierć tej babki w szpitalu. Jak się odwracała i ta zabawa światłem, żeby w końcu ustawić ją na środku sceny i zrobić zbliżenie. Ciekawi mnie tylko, czemu zawsze musi coś w takiej sytuacji wyskoczyć z lewej strony, a nie z prawej?

Sama akcja bardzo przypominała mi Prototype. Nie obraziłbym się jakby zrobili grę w oparciu o ten film z mechanikami z wspomnianej produkcji. Próżne me nadzieję, bo oceny Morbius zebrał kiepskie.

Pozwolę sobie teraz trochę ponarzekać, bo jak pisałem produkcja ta jest tylko dobra jeśli mam ją ocenić uczciwie. Pierwsze na co zwrócę uwagę to kultowi panowie policjanci i ich spacery. Do momentu ucieczki Morbiusa na dach ich zachowanie było całkiem uzasadnione. No bo w końcu kto uwierzy w wampira? Sytuacja się zmienia całkowicie po tym jak ten wlatuje na dach prze klatkę schodową. Na serio nikt nie zauważył tego?


Idąc dalej tym tropem jakim cudem szanowny znalazł się tak szybko na dachu? Teleportował się, czy co? Trudno powiedzieć, podobnie jak w scenie w barze, gdzie Milo zostaje „wyproszony” i cierpliwie czeka na typków, którzy go wkurzyli. Jednak najbardziej żenująca jest scena, gdzie doktorek mówi: Jestem Venom. No ok., mnie się to podobało mimo, że było to żenujące. Każdy z was pewnie coś innego wypatrzy, ale nie będę się skupiał na różnych potknięciach, bo obejrzałem film bez chwili znudzenia. Jeśli jednak chcecie zobaczyć, coś beznadziejnego polecam Sztanga i Cash to jest dopiero dno.

Podsumowując czy warto obejrzeć film Morbius? Oczywiście, że tak! Bardzo dobry montaż i efekty specjalne. Dobrze rozpisano motyw walki braci i sama walka to kawał dobrego kina. Lecz podkreślę to raz jeszcze to nie jest wybitne kino ani bardzo dobre. Jednakowoż przy dzisiejszych gniotach wypada świetnie i zapewni godną rozrywkę jeśli na to pozwolicie. Ocena końcowa 7/10. Dziękuję, dobranoc.

Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania