Recenzja Yofukashi no Uta to anime (Halloween Edition)

Yofukashi no Uta to anime, które z jednej strony wciąga w pierwszym podejściu, a potem daje kosza jak laska po nie udanym podrywie.

Początkowo chciałem ogłosić tę produkcję moim anime roku. Zachwyciło mnie formą jak i treścią. Po ponownym obejrzeniu zacząłem się zastanawiać, co było takiego niezwykłego w tym tytule.


Przede wszystkim jest to czas w jakim się rozgrywa, czyli prawie cały czas noc. Z jakiegoś powodu zawsze to bardziej mnie przyciągało i traktuje na plus. Kolejną sporawą jest bogata paleta kolorów. Zazwyczaj są łagodne tutaj wszystko jest bardzo, ale naprawdę, bardzo wyraziste.

Nie gorzej sytuacja ma się z animacjami, które przez większość czasu ładnie wpasowują się z przedstawianymi wydarzeniami serialu. Jednak dopiero w określonych momentach pokazano co potrafią rysownicy wyczarować. Nie wykorzystują tego za często, a przez co są to chwilę przyciągające bardziej uwagę. Zwłaszcza, że akcji jako takiej, czyli walki, pościgów itp. jest jak na lekarstwo.

Całość fabuły się opiera na rozmowach między Kou, a Nazuna – chan. W trakcie kolejnych epizodów pojawiają się kolejne persony jak choćby Akira (cycata) przyjaciółka z dzieciństwa, czy Mahiru. Po pojawieniu się kumpelki w Kou rozbudziło nadzieje na trójkącik miłosny. Skończyło się tym, że ich relacje były jak terapeuty i pacjenta, czyli neutralne.


Generalnie szanowny duet był, czy też jest, bo się spodziewam drugiego sezonu tłem dla protagonisty. Możliwe, że oprócz tego nakreślają wątpliwości jakie szargają Kou. Lecz teraz są jedynie miłym dodatkiem do całości. Podobnie ma się sytuacja z wampirzycami. Choć w sumie nie wszystkimi. Mimo, że pokazano je krótko doskonale zarysowali ich sposób bycia i działania. 

Seri wypada na ich tle najciekawiej, bo i dali jej więcej czasu antenowego. Początkowo nie brałem za ważne wszelkie akcje z jej udziałem ani reszty spółki. Dopiero pokazanie ostatniej bohaterki zmieniło wszystko. Równolegle z jej wejściem na scenę wszyściusieńko się zmieniło i to na gwałt, że się tak wyrażę.

Wracając do Seri podobnie jak Nazuna pokazuje szereg uczuć i emocji. Nadaje jej to wiele oblicz przez co nie można jej traktować jako potwora. Zresztą co tu dużo mówić wszystkie wampirzyce są na swój sposób w porządku. Zapyta ktoś, ale o co chodzi?


W najbardziej przełomowym momencie można już mieć wyrobione zdanie z kim ma się do czynienia. Łatwiej jest dzięki temu osądzić kto jest tak naprawdę tym dobrym, a raczej udaje go, a kto stawia jasno sprawę uzasadniając to logicznie. Bo jak to w życiu bywa wszystko ma dwie strony medalu. Bycie wampirem to nie tylko sielanka, co to, to nie. Nie będę jednak psuć zabawy pisząc o co dokładnie chodzi.

Podsumowujmy to co mamy do tej pory. Jest Kou nastolatek, który cierpi na problemy z snem i ma trudności  kontaktami między ludzkimi. Wpada na wampirzyce, która przez przypadek zdradza kim jest. Wszelkie wydarzenia jakie mają miejsce w tej serii to luźna komedia, która trzyma widza przed wyświetlaczem. Ich miłosna umowa powoli się wypełnia. Bez pośpiechu jak to w takich produkcjach bywa.

Nie zabraknie momentów, czy też kamieni milowych, które podkreślą, że coś się zmieniło. Nazuna z jednej strony uwielbia niestosowne dowcipy, aby zaraz później palić buraka jak się mówi o miłości. Nie raz, nie dwa twórcy wstawiają jakieś dwuznaczne sceny, ale tak naprawdę są zbyteczne, zwłaszcza jak nie ma na co popatrzeć.

Czy warto obejrzeć Yofukashi no Uta? Mimo swojego dość wolnego tempa z małymi przerwami na coś bardziej żywego uważam, że należy poświęcić czas i prześledzić losy gołąbeczków.
Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania