Recenzja Life is Strange 2 (Ps4)

 Pora się ruszyć! Mleko zostało rozlana, co oznacza komu w drogę temu czas. A może szło to jakoś inaczej? No mniejsza zaczynajmy!

Wielkie miałem nadzieje co do tego tytułu. Po przejściu pierwszej części, która będzie dla mnie zawsze kultową strasznie się zawiodłem. Problem tej odsłony leży w braku pomysłu na siebie. Mimo faktu, że technicznie jest dobrze i wydaje się, że niczego nie brakuje to ma się po przejściu tych epizodów niedosyt.


Człowiek czuje się tak jakby podano pozornie syty posiłek, a tak naprawdę jest pusty i bezwartościowy. Już u swoich podstaw jest bardzo wiotki. Jednym z powodów wielkiej odysei braci jest użycie mocy przez Daniela (młodszy z rodzeństwa) i wiadomości, że Shawn jest oskarżony o zabójstwo policjanta.

Zastanawia mnie w ogóle jak doszli do takiej bzdurnej koncepcji? Pomijając jakie miał rany zabity gliniarz, które mogły być jedynie wynikiem eksplozji to mamy jeszcze coś na dokładkę. Tuż przy miejscu zbrodni znalazł się przewrócony radiowóz. Czyli Shawn stał się Hulkiem i pierdnął atomówką?

Pomijając już te pierdoły dochodzą w czasie kampanii różne pozorne decyzje. Dostanie się do pokoju matki, wybranie się do miasta po choinkę itp. Nie raz, nie dwa rzekomo istotne wybory sypały się jak karty z kapelusza. Nie powiem, że 100% tego jest rodem z The Wolf Among Us, ale niestety w drugiej połowie kampanii tak to się prezentuje.


Oprócz tych mega ważnych momentów są też inne, a każde nieco inaczej jest pokazane Jak chociażby zwykłe wybory: a, czy b. Mamy też denerwujące sytuacja kiedy czas goni nieubłagalnie. Wersję, która ogrywałem na Ps4 była po angielsku bez możliwości zmiany na polski. Nie pomagało to wcale w świadomym działaniu. Taka mała ciekawostka podstawowe akcje też są na czas i nagrano specjalne odpowiedzi na milczenie protagonisty.

Na pocieszenie wspomnę, że coś jednak można wskórać. Odnosi się to bardziej do tych momentów, gdzie jest szansa na rozwiązanie problemu na więcej niż jeden sposób. Choć nie jest to reguła. Za to jestem przekonany, że na charakter Daniela da się wpłynąć. Wystarczy być dla niego opiekuńczym i nie dawać złego przykładu. Za bardzo zawiłe to nie jest. Duży nacisk nałożono na temat kradzieży. Jeśli coś się zwinie nie wpływa to na bieżącą sytuacje negatywnie, a będzie to piętnowane w przyszłości. Jest też widoczna zmiana w charakterze Daniela, który będzie naśladował Shawna .

Tak jak w pierwszej części wszystko toczyło między Max, a Cloe tak tu między starszym, a młodszym bratem. Początkowo nawet trzyma się kupy. Protagonista stara się zataić prawdę i idzie to lepiej lub trochę gorzej. Wszelkie humorki Daniela wpasowują się idealnie w ten scenariusz. Potem, no właśnie, potem jest już o wiele gorzej.


Mały gnój jest prawdziwym utrapieniem. Kula u nogi, do której za grosz nie dochodzi co się dzieje. Naprawdę trudno powiedzieć, czy on jest taki głupi czy tylko udaje? Szczerze, wolałbym to pierwsze. Rozumiem dziecko itp., ale nie raz nie dwa pokazał, że to co się dzieje jest dla niego jasne i klarowne. Mimo to januszował jak diabli. Paradoksalnie moc jaką posiadał nie była zaletą w prowadzeniu tej fabuły. Wprost przeciwnie, jak dla mnie prawdziwy gwóźdź do trumny.

Początkowo faktycznie były to sztuczki na poziomie Kamienia Filozoficznego, aby na koniec wymiatał jak Lord Vader. Zamiast robić bandziorów na miazgę to jedynie potrafił zrobić marne hokus pokus, a mógł zrobić avada kedavra. No ale cóż, o mało co a sam bym facapalmem zrobił sobie kuku na widok tych farmazonów.

Lepiej natomiast wypadła cała otoczka, dziwny syndrom Skyrima. Tam też wszystko co się działo wokół było lepsze od głównej linii fabularnej. Rasizm, tak rasizm został tam wreszcie pokazany taki jak powinien być. Nie ma tam pseudo dyskryminacji i czarnych syrenek, hobbitów i lewackiego lamentu o wszystko co nie zgadza się z ich chorą ideologią. Shawn nie raz dostanie po mordzie tylko za to, że jest pół Meksykaninem. Nazwał bym to jakąś odmianą. Nie chodzi tu o sam atak fizyczny, a wybranie innej mniejszości etnicznej. Nie zabrakło też pokazania drugiej stronny, czyli tych co są temu przeciwni.


Drugie skrzypce odegrała tutaj religia. O dziwo nie zaprezentowano jej w zbyt dobrym świetle. Mówiąc wprost przedstawiono jej toksyczne oblicze. Krótko co prawda, bo tylko w przed ostatnim epizodzie, ale i trochę wcześniej. Ostatnią rzeczą, która wypadła dobrze to etap w komunie. Wsłuchując się w rozmowy poszczególnych mieszkańców można dostrzec szereg obrazów. Każdy z grupy jest dość wyrazisty i ma swoją historie. Mimo trudnych przeżyć dają z siebie wszystko i na swój sposób dbają o innych.

Na koniec nieco odbiegnę od gry, a poruszę temat dystrybucji. Poczekałem na edycje kompletną. Tylko czemu nie wgrali od razu ostatniego odcinka? Teraz czeka mnie wybór dokupienie go, bo kod ma błąd na nadruku. Takie zagranie jeszcze bardziej skłania do tego, aby wyjąć płytę z napędu i olać to, bo nawet nie ma się chęci skończenia, a co dopiero ponownie przejść, aby sprawdzić, czy jest po co wracać.

Lecz niebyłym sobą i tego nie sprawdził. Na pohybel korporacjom! Sam finał jest podobnie jak całość nieźle napisane. Ale trudno o jakieś emocje jedynie olanie finału i najważniejszego pytania. Skoro przez tyle godzin praktycznie nie da się zżyć z głównymi bohaterami.  


Na samym początku pytają, o to co się stało ma końcu poprzedniej części. Jakieś nawiązanie dali trochę widokowe, że się tak wyrażę. Na pociesznie dodam, że można się dowiedzieć co się stało z Max i Cloe

Jeśli kiedyś wrócę do tej produkcji to będzie to przypadek lub będzie to sezon ogórkowy. W innym wypadku szkoda czasu na coś co nie jest wstanie dorównać pierwowzorowi. Ocena końcowa 5/10.







Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania