Recenzja filmu Pogromcy Duchów. Dziedzictwo (Halloween Edition)

Mamy dziś taką dziwną modę na wysysanie do cna każdej marki jaka tylko osiągnęła jakiś większy sukces na rynku. Plusem tego jest możliwość cieszenia się nowymi produkcjami. Co natomiast się stanie jeśli nie wyjdą jak trzeba? 

Wezmę dziś na warsztat Pogromców Duchów. Dziedzictwo, które jest tego najlepszym przykładem. Kontynuacja kultowych filmów, które jak na swoje czasy były świetnymi komediami z elementami horroru. Trudno by było znaleźć kogoś komu to nie przypadło do gustu.


Inaczej rzecz się ma sytuacja z Dziedzictwem. Można się zachwycać dobrymi ujęciami, czy otoczeniem. Jednak to była to jedynie decyzja o zmianie otoczenia, a całą resztę zrobiła dzika przyroda itp. 

Nie zabraknie też scen, które  można zaliczyć do udanych jak pościg za pierwszym i w sumie jedynym duchem, który posłużył za tutorial przed głównym bossem. Z kolei kreacja bohaterów prezentuje się jak z jakiś Trudnych spraw. Matka nie umiejąca ogarnąć finansów, o czym sama córeczka wspomina. Syn to chodząca pokraka oderwana od rzeczywistości. Niby dzieckiem nie jest, ale jego jedyne motywacje do zarobienia kasy jest potencjalna możliwość zaliczenia laski w której się zabujał. 

Młodsza z rodzeństwa Phoebe to lajtowa wersja Sheldona, a do tego od samego początku sugerują z kim jest spokrewniona. Z nieznanych przyczyn reżyser uznał, że zrobienie z tego niespodzianki doda jakiegoś efektu, Wow. Czy da się ich jakoś polubić i zacząć im  kibicować? W moim odczuciu nie bardzo. Zarówno z matką, która nie ma jakiegokolwiek kontaktu z własnymi dziećmi, tak i małolaty są żywcem wzięci z Dlaczego ja?

Sam film też mało korzysta z pierwowzoru. Można podzielić, go na wąski początek następnie na szereg scen, które sprawiają wrażenia obcowania z grą. Widać to jak Trevor prawie wpada autem na swoją siostrę i Podcasta. Wielkie nieprzymierzone pustkowie i akurat wyrzuciło go na ścieżkę koło nich. Przypadek? Nie sądzę! 

Wydarzeń tego typu jest więcej, a każde przejście wywołuje wrażenie wymuszonego tak jakby ktoś powiedział: wszelkie sceny łączące usunąć i zostawić to co najlepsze jak w zwiastunie tylko, że zamiast trzech minut mamy dwie godzinny. Wszelkie szanse, aby poznać lepiej postacie zarówno pierwszo planowe i te poboczne zostało zminimalizowane do minimum koniecznego. 

Szybko przesunięto wydarzenia do głównego „niebinarnego” antagonisty. Tutaj taka mała szpila. Phoebe i Podcast są przedstawi jako nerdowie, a mimo to mały stara się zaszufladkować istotę z innego świata według zasad panujących na ziemi. Niby taka tyci scena, ale jakoś dziwnie się wpasowuje w lewacką propagandę. 

Trzeci etap filmu jest niczym innym jak zerżnięciem z oryginału, bo o to pojawia się nie kto inny jak Marie Fredriksson z Roxette, chciałem napisać Gozer. Zmieniono jedynie miejsce, co jest rzeczą oczywistą, a reszta poszła po staremu. Jednak to już drugi raz z rządu miałem okazję zobaczyć to zwycięstwo w wyjątkowym złym stylu. Wiadomo film familijny dla maluchów. 

Lecz na serio byt z innego wymiaru z boskimi mocami dostaje lanie od bachorów i klubu seniora? Pół biedy jakby to wynikło z wykorzystania pułapek z farmy na dzień dobry. Pokuszono się jednak na pseudo epicka walkę, która jakoś musiała wypełnić te wypociny jakie nagrał Jason Reitman syn twórcy oryginału. 

Na koniec dodam, że film dyskryminuje białych, ba, a w szczególności chłopów. Po pierwsze Trevor jest jakąś porażką, ale spoko czekoladka jakoś ogarnie za niego wszystko. Oczywiście  jest jeszcze genialna protagonistka, która musi pokazać, że jest geniuszem, a on idiotą. 

Więc super przemycono piorące mózgi dzieciom ideologiczne bzdury. Swoją drogą skoro w ostatnich kilku latach pojawiły się, aż dwa gnioty to może teraz nagrają wersję z bobasami? Ocena końcowa 5/10.  


Udostępnij:

2 komentarze:

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania