Recenzja Mario Kart 64 (Nintendo 64)

Mario Kart 64 produkcja którą do dziś nie została dościgniona, a przynajmniej wielu graczy tak twierdzi. Zobaczmy jednak co druga odsłona wydana 1996 r. na Nintendo 64 zaprezentuje.

Jak dobrze wiadomo gry i konsole nie były czymś szeroko dostępnym w Polsce, a przynajmniej te z ówczesnej generacji. Szczęśliwie powoli się to zmieniało i wraz z ustawionymi zmianami stołków, echem. Chciałem powiedzieć zwycięstwie Solidarności wszystko, co było do tej pory zakazane w końcu trafiło pod strzechy.



Na rynku królował kolon Famicona zwany Pegazusem, a gdzieś równolegle krążyło pierwsze PlayStation. Nintendo mimo, że nieoficjalnie zawitało (patrz linijka wyżej) było w szerszej świadomości społecznej nieznane. Gigant z Japonii też „odwzajemniał” to „uczucie”.

Możliwe, że między innymi z tego powodu pierwszy raz zetknąłem się z N64 na jednym z konwentów w jakim uczestniczyłem, a mowa tu o Jagaconie, który organizowany był w Suchedniowie w 2014 r.

Tam bez reszty zatraciłem się w niezwykłej i ponadczasowej rozgrywce Mario Kart 64. Natomiast parę lat później w końcu zaopatrzyłem się w końcu w swój własny egzemplarz tego przecudnego sprzętu jak i samej gry. Na tle pozostałych części, które ograłem i zrecenzowałem na blogu wypada ze swoimi trybami i liczbą turniejów nieco skromniej.


Nie zmienia to jednak faktu, że fundament gry jest bardzo solidny z czego w kolejny odsłonach twórcy czerpią z wielką chęcią. Skoro już przebrnąłem przez ten wstęp przyjrzę się co można, a czego jeszcze nie dodano.

Tym razem mamy tylko cztery turnieje do których ma się dostęp od samego początku. MK64 w stosunku do pierwszej części zyskał jeszcze jeden poziom trudności 150cc. Gra dzieli się na tryb dla jednego gracza i lokalne multi. Warto zauważyć, że jeśli chce się mieć dostęp do areny zaproszenie kogoś do zabawy będzie niezbędne.

Z kolei gracz, który będzie bawił się solo to oprócz Gp będzie mógł starać się wykręcać najlepsze czasy na dowolnym wybranym przez siebie torze, a także ścigać się ze swoim duchem.


Przed samym wyścigiem do wyboru będzie się miało ośmiu zawodników, a każdy z nich będzie miał swoje statystyki. Informacje takie pozyskałem z serwisów dla fanów Nintendo, a w samej grze nie ma ani słowo o tym. Przechodząc poszczególne wyścigi zmieniałem zawodników co turniej i nie było w sumie żadnej różnicy kim się grało. Wybór Wario, czy Mario nie wpływał na wyścig.

Nie macie też co spodziewać się wyboru samochodu, każdy zawodnik ma jeden domyślnie do siebie przepisany. Od zawsze panowała opinia, że MK jest frustrujące, o ile jeszcze część pierwsza taka potrafi być, tak tutaj jest całkiem inaczej. Jedynie niektóre trasy mogą być denerwujące. Nie chodzi tu o jedna, czy dwa wyścigi.

Rajdy można podzielić na te, które się rozgrywają na dużych i wąskich torach. Szersze drogi co tu dożo mówić sprzyjają dryftom i tym samym zapewniają lepszą zabawę, a fakt, że na hardzie zawsze ktoś jest za plecami podnosi adrenalinę.



Sam zestaw power ups jest dobrze znany każdemu fanowi serii i opisywałem je wielokrotnie dlatego ci z was co nie są zorientowani zachęcam do przeczytania pozostałych tekstów w których omawiam Mario Kart.

Skoro jestem przy turniejach… Każdy z nich jest zasadniczo inny od pozostałych, co niekiedy zmusza do przyjęcia nieco innej taktyki. Od takiego Stadionu Wario, gdzie ostre wejście w zakręt to rzecz obowiązkowa, aż po Yoshi Valley, gdzie wypadanie w przepaść jest normą. Dodam małą ciekawostkę dotyczącą tego wyścigu. Od samego początku, aż do zakończenia nie wiadomo, które zajmuje się miejsce. W pozostałych turniejach już takiej kinder niespodzianki się nie zobaczy.

Podobnie jak Mario Tenis 64 najwięcej zabawy będzie jeśli pogra się ze znajomymi. Pospinana się stare czasy, a jeśli włączy się MK64 na starym telewizorze z „dupciom” to nostalgia gwarantowana.

Na koniec jeszcze parę słów o oprawie audiowizualnej. Awatary to dalej sprity, co bardzo kontrastuje do trójwymiarowego otoczenia. Mimo upływu lat MK64 dobrze się zestarzał i można się cieszyć ładnymi widokami. Sama muzyka też jest niczego sobie i właśnie leci sobie w tle jak to piszę. Ocena końcowa 8.5/10
Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania