Recenzja Mafia Edycja Ostateczna (Xbox Series X)

Mafia Remaster jest dokładnie taka jak zapamiętałem jedynkę. Można było tak powiedzieć, gdybym kierował się nostalgią i grał w tę produkcje w okolicy premiery. Natomiast swoją przygodę zacząłem dopiero od część drugiej i dopiero potem sięgnąłem po część pierwszą.

Sporo się zmieniło zaczynając od aktorów podstawiających głos, aż po sterowanie i mechaniki kończąc. Na tym lista zmian się nie zamyka. Oprócz takich nowości jak motory dokonano pewnych korekt w samych misjach i lokalizacjach.


Na słynnej stacji benzynowej zamiast rudery postawiono odpicowany „pensjonat”. Natomiast denerwujący pies zniknął. Za to kibel, który powinien być zaraz koło drzwi prowadzących na taras został przeniesiony na drugą stronę korytarza. Liczba przeciwników też została jakoś pomniejszona i do tego zabija się ich bardzo łatwo podstawą spluwą. W oryginale już do dyspozycji jest cięższy kaliber, a do tego na końcu pojawiał się przeciwnik, który mimo zabicia powraca ponownie po przerywniku.

Inną zmianą jest pierwsze pokazanie się Moreliego, który w oryginale zabija po przez walenie łbem nieszczęśnika o auto, a tu korbą go wykańcza. Nie wspominając o tym, że ustawienie ulic było inne. Jak już przy tym jestem kiedy Tomek Anioł trafia do baru Safialeri kolesie którzy go gonią wchodzą do środka.

Tutaj zamiast tego odchodzą cali i zdrowi czego nie było w oryginale. Aby urozmaicić pierwszy pościg jak i kolejne na ulicach wstawiono specjalne punkty dzięki którym wrogowie są spowolnieni po przez zderzenie się z jakąś przeszkodą. O ile sam pomysł jest samo w sobie dobry to już te przejścia filmowe za bardzo wyrywają z klimatu gry. Niestety jest ich więcej i czuć to od samego początku kampanii.


Po takim wstępie wydawać się mogło, że nową mechanikę będzie się wykorzystywać częściej. Lecz postanowiono zrobić niespodziankę. Wspomniane pomoce stoją na ulicach, ale tak rzadko, że praktycznie zdążyłem o nich zapomnieć.

Zmieniono też słynny wyścig. Po pielesze model auta jest inny, ale mniejsza z tym. Nie trzeba się przejmować już jego zniszczeniem w czasie kradzieży ani samego wyścigu. Sporym plusem jest komentarz prowadzącego, który na bieżąco informuje kto jest na prowadzeniu.

Błędy co tu nie mówić są elementem stałym każdej marki. Jednym z moich ulubionych jest wojna klonów. Fakt, że modele postaci się powtarzają to jeszcze nic. Gorzej to wygląda jeśli coś takiego pojawi się w czasie misji i zacznie się spamować.


Jeśli komuś mało to jeszcze będzie błąd w kolizji. Nogi npc lubią utknąć w ścianie, a jeśli komuś mało dostaje taki biedak drgawek sporego kalibru. Niedociągnięć tego typu jest więcej nie tylko z typkami co zaczepiali Sarę.

Ku memu rozbawieniu w czasie rozmowy z Donem garnitur Tomiego ożył i zaczął żyć własnym życiem. Innymi błędami jakie spostrzegłem, była policja, która od tak zniknęła i z tego wrażenie ludzie idący po chodniku też. Dobrze, że nie wszyscy.

Jeszcze jeden kamyczek, Czemu ochrona z jednego z zadań ciągle chce mieć wolne i powtarza to każdy jeden, a w innym q mamy non stop klepaną kwestie jak tylko przejmiemy władzę. Kurczę, aż się rozkręciłem no to jeszcze parę perełek. W grach z otwartym światem często mówi się o mieszkańcach, którzy chodzą po mieście.


Dopóki korzystałem z czterech kół wszystko wyglądało cacy. Sytuacja zmieniła się jak tylko wyszedłem z auto, aby się przejść. Nagle ku memu zaskoczeniu trafiałem na grupy ludzi, którzy stali bez ruchu i gapili się przed siebie. Dopiero motywacja w postaci piąchy włączała skrypt odpowiadający za działanie. Z faktu, że grałem na Xbox Series X sądziłem, że wszelkie odbicia w szybach będą w miarę wierne temu co mają pokazywać. Szybko wyprowadzono mnie z tego przekonania.

Trafiłem też na pomniejsze błędy jak choćby zbagowanę lampy, czy inne dziwne pokazy kulinarne. Jednak najbardziej mnie rozbawiła wojna klonów. Idę sobie i tu nagle dwie prawie identyczne babeczki, cała różnica miedzy nimi polegała na kolorze koszuli i koloru skóry. Innym ciekawym przykładem był klon Dona, który wyglądał jakby ktoś go ucharakteryzował na murzyna. Jednak nie trzeba się martwić takimi drobnostkami, trafić na nie można tylko w trybie wolnej jazdy.

Nie będę jednak się pastwił i teraz będzie coś pozytywnego. GTA wprowadziło GPS w który trzeba się gapić jak sroka w gnat. Na szczęście ktoś wreszcie sięgnął po rozum do głowy i dał pojawiające się znaki drogowe, które pokazują kierunek. Jaka ulga, że wreszcie można podziwiać widoki w czasie jazdy.


Zachowano wszystko co najlepsze z modelu jazdy z oryginału i podobnie jak wtedy jeździłem poprawnie nie łamiąc zasad ruchu drogowego. Dopiero na koniec trochę poszalałem. Przy okazji tego odkryłem kolejne zmienny. Policja nie daje mandatów, a do tego nie grzeszy inteligencją. Wystarczy być dla nich niewidoczny, aby odpuścili, co nie raz okazało się dobrym posunięciem.

Wspomnę jeszcze co nieco o samej rozwałce jaką nie raz, nie dwa będzie trzeba uczestniczyć. Przeciwnicy to trochę takie gąbki. Raz potrafią paść pod celnym strzale między oczy, aby innym razem po celnej serii w klatę iść jak terminator. Ciekawe są też ich próby podejścia tak, aby otoczyć Tomiego. Za wiele to co prawda nie daje, ale i tak robi wrażenie.

Same bronie są dobre mają moc, a różnice między nimi są widoczne jak na dłoni, co jest istotne, aby dobrać je pod własne preferencje. No dobrze, a teraz największa zmiana grafika. Bezapelacyjnie jest to najmocniejsza strona tego remake’u. Pierwsze co robiłem, po rozpoczęciu kampanii strzelałem fotki to na prawa to na lewo.


Szybko chciałem sięgnąć, po tryb fotograficzny, lecz takowego nie dodano na czym ubolewam. Animacje bohaterów nadawały niepowtarzalnego klimatu całości i miałem cały czas wrażenie, że oglądam dobrej klasy film.
Przejdę teraz do kinowych doświadczeniach. Sama fabuła jest niemalże identyczna. O pewnych zmianach już na początku wspominałem, ale resztę sami musicie zobaczyć. W nowych szatach robi jeszcze lepsze wrażenie. Pewne elementy wycięto, a przez to akcja jest jeszcze bardziej wartka i szybka. Wreszcie mogłem naprawdę się nią wkręcić. Niektórzy dostali nawet parę dodatkowych minut antenowych na czym skorzystali z całą pewnością.

Nie zabrakło sporych podobieństw do starego gangsterskiego kina w tym do Ojca Chrzestnego. Mogę rękę sobie dać uciąć, że pada też nazwisko Coreone, ale tylko w jeden rozmowie. Na koniec dodam, że zakończenie zostało trochę zmienione i nabrało nowego wybrzmienia. Dla konserwatystów może być to herezja, a jeśli nie graliście wcześnie nie wpłynie to w żaden odczuwalny sposób.

Podsumowując Mafia Edycja Ostateczna jest naprawdę bardzo udanym tytułem, który pokazuje, że zraz źle obranej drogi trudno zejść. No cóż, złożono Tomiemu propozycje nie do odrzucenia. Pokazano tam, że z jednej strony jest gangsterem, z drugiej człowiekiem, który ma serce. Ocena końcowa 9/10
Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania