Recenzja Deus ex Rozłam ludzkości

Ostatnio wzięło mnie na ogrywanie tytułów w odwrotnej kolejności. Szczęśliwie nie ma to większego znaczenia dla odbioru fabuły.

Żeby nie było, pierwszą część rebootu Deus ex podobnie jak reszta ograłem niedługo po premierze. Jednak przerwa między początkiem trylogii, a drugą częścią jest dość spora i dlatego dodano filmik streszczający wydarzenia.


O dziwo dużo lepiej robią to bohaterowie zarówno ci nowi jak znani weteranom serii. Wyjaśniają najważniejsze przyczyny, które spowodowały, że ulepszeni są traktowani jako obywatele drugiej kategorii. No i co najważniejsze skąd wziął się nasz protagonista.  

Ilość razy kiedy jest to wałkowane sprawia, że i bez grania wie się wszystko, czy komuś się to podoba, czy nie. Natomiast sama fabuła w głównej mierze rozgrywa się w Pradze. Miasto jest jakie jest, czyli małe i tylko z jednego mieszkania można zauważyć coś charakterystycznego dla stolicy Czech.

Resztę budynków uznałbym co najwyżej za umowne. Piaskownica, a raczej mrowisko posiada liczne korytarzyki. Jest ich na tyle dużo, aby odkrywać to ciągle nowe lokacje. Nie zabraknie jeszcze innych miejscówek do odwiedzenia, ale będą one tylko małą odskocznią od centrum miasta.


Wrócę teraz do kampanii. Nie jest ona, aż tak dobra jak jej poprzedniczka. Nie chodzi tu nawet o syndrom trylogii, gdzie czuć, że to co najlepsze dopiero zacznie się w kolejnej części. Odniosłem wrażanie, że za mało jest elementów nadających niepowtarzalności temu uniwersum.

Co prawda jest odseparowane getto dla ulepszonych, ale jakoś czułem niedosyt w tej całości. Sztandarowa lokacja mająca pokazać całe zło tego świata, było jak wydmuszka, czy inną makieta. Co jakiś czas zauważałem, jak to policja kogoś bije lub się kłóci, ale wszystko to było, jak przejście się po domu strachów w wesołym miasteczku.

Tutaj hukło tam błysnęło tak, aby zrobić odpowiednie wrażenie w wskazanym momencie. Brakowało w tym życia, a raczej iluzji, która miała takie wrażenie sprawić. Zamiast tego dostałem manekiny, które coś próbują zrobić.


Najbardziej rzucało mi się w oczy, jak kończył się skrypt odpowiadający za panikę. Najpierw kulą się chowają, czy drżą, by po chwili przestać jak za sprawą magicznego guzika przełączyć ich w standardowy tryb animacji.

Dobrze, że choć bohaterowie główni i drugoplanowi radzili sobie w miarę dobrze. Fabuła jest  sensownie napisana. Sam główny wątek starcza na zaledwie kilka godzin, ale robiąc misje poboczne, które też są niczego sobie. Dzięki temu zabawy trochę przybywa. Skoro już przy tym jestem.

Normalnie misję można wykonać w całości od razu. Tutaj zrobiono to inaczej, podzielono je na części. Jednym z ciekawszych przykładów jest powiązany z rozbudową Adama o nowe wszczepy.


Devowie dali do wyboru dodanie kalibratora i hulaj duszo piekła nie ma lub wyłączanie poszczególnych ulepszeń, aby uniknąć trwałego uszkodzenia. Po kiego grzyba taki wybór? Sama bateria zasilająca ciało Jensena jest sporym ogranicznikiem. Więc nie ma co się obawiać, aby nagle gracz stał się bogiem. Jak się zdobędzie nowy sprzęt nie można od tak go wstawić. Sam mechanik musi zaprosić na kolejną wizytę.

W tym kontekście umieszczanie komunikatu: wszelkie niedokończone aktywności poboczne, przepadną jest bez sensu. Jak ma się to stać skoro i tak nie da się ich zrobić od ręki? Nie zabraknie też podkategorii ciekawe miejsca w których są side quest’y. Jedynie strzelnica jest tym, czym miała być.

Sytuacja ma się nieco inaczej w kwestii misji fabularnych te idą swoim torem i nie ma się jak do nich doczepić, bo cały czas odsłaniają jeden rąbek tajemnicy, a jednocześnie chowają coś przed graczem. Najbardziej zaskoczył mnie sam finał. Za pierwszym razem męczyłem się z bossem dość długo. Okazuje się, że jest jednak prostszy sposób.


Na piętrze w którym rozmawia się z Mielerem jest wyłącznik Marczenki. Jednak, aby go znaleźć trzeba o nim po prostu wiedzieć, bo jest tak ukryty, że mało prawdopodobne, aby się go zauważyło.

W trakcie całej kampanii najwięcej czasu zeszło na dyskusjach i skradaniu. O ile to pierwsze jest łatwe, bo dzięki wczepom można przejść je ciemno to samo przemykanie się wymaga już jakiegoś skilla. Początkowo sądziłem, że będzie jak zawsze, czyli poleci się na rambo i po problemie.

Szybko odniosłem wrażenie, że to nie jest to i trzeba jakoś to urozmaicić, a tak szczerze? Skradanie jest o niebo łatwiejsze. Sama sztuczna inteligencja jest tak głupia, że może wpaść na niewidzialnego Jensena i nic nie zrobić. Natomiast jak zacznie strzelać to rozwala całe otoczenie. Dobrze to widać w banku. Wystarczy, że zrobiłem raban na trzecim piętrze i schowałem w wentylacji, aby npc poniszczyły wszystko co się da na…. parterze. W sumie wszędzie tam, gdzie było to możliwe.


Natomiast jak już wzięła chęć na pobawienie się w Stalone'a to nie było źle. Wrogowie reagowali nawet sensownie, ale łatwo podstawiali się pod strzał w głowę. Choć gra wyraźnie promuje ciche przejście, bez zabijania.

Najlepsze jednak zostawiłem na koniec. Błędy, o prócz tych błahych jak przenikanie obiektów trafiłem na tworzenie się „tuneli” składających się z rozciągniętych tekstur. Mało tego dwa razy ukazał się nowy ekran śmierci (bluescreen). Takich cudów wcześniej nie miałem.

Podsumowując Deus ex Rozłam Ludzkości to średniak, który zapewni dobrą zabawę, ale nie powala na ziemię. Próbuje natomiast złapać parę srok za ogon i udawać, że jest o wiele ambitniejszy niż w rzeczywistości. Szkoda tylko, że zastosowano to wiele uproszczeń, których nie powinno być widać. Ocena końcowo 7/10.
Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania