Recenzja filmu Krwawe Niebo

Dawno nie było filmu no to dajmy coś świeżego, a może hit, który miał premierę w tym miesiącu. Brutalne gore o wkurwionej matce. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało.

Mimo, że nie jestem fanem horrorów to po zobaczeniu zwiastuna Krwawego nieba musiałem go obejrzeć. Jako, że są to informację powszechnie dostępne czujcie się ostrzeżeni, bo będą leciały spoilery. Postaram się, aby nie były zbyt duże.


Zacznijmy od tego, że matka z dzieckiem leci samolotem do Stanów i nagle zostają porwani przez terrorystów. Szybko okazuje się, że protagonistka jest wampirem i robi krwawą jatkę na pokładzie. Co może pójść nie tak?

Po takim wstępnie zwykle pada hasło: wszystko! No o dziwo tak nie jest. Zacznę od tego, że jakoś nie odebrałem tego filmu jako kina grozy. Zdaję sobie sprawę, że jest to film klasy B, a co złośliwsi piszą, że C. Osobiście powiedziałbym, że to solidne akcyjniak z elementami dreszczowca i z nutką dramatu.

Brakowało mi tu czegoś, hmm schematu, który dobrze znam. Jak wiadomo bestie są tymi złymi, a ofiarami / bohaterami są ludzie. Tutaj jest na odwrót, czyli wampirza gotowa na wszystko matka i bestialscy terroryści. Samo to wywołało u mnie pewien dysonans. Najlepszym przykładem jest anime Made in Abyss. Słodka wprost niezdrowa cukierkowa oprawa z ciężką fabułą.


Krwawe niebo jest produkcja Niemiecko – Amerykańską. Narracja i podział wydarzeń nie jest typowy jak na filmy od Wuja Sama. Najpierw mamy wydarzenia z półfinału, aby następnie się przerzucić do samego początku.

Między czasie będą przewijać się wydarzenia ze przeszłości, które spełniają rolę przecinków, czy też pokazują kiedy kończą się poszczególne akty. Po trailerze spodziewałem się kiczu, bo jakoś nie przemawiało do mnie mrożący horror w samolocie. O dziwo miałem do pewnego stopnia racja.

Przyjrzyjże się teraz głównym postaciom jak i pobocznym, bo jest tam parę osób wyróżniających się na tle reszty. Zacznę od terrorystów, którzy wypadli całkiem nieźle, a w szczególności Krecha grany przez Alexandera Scheera. Jego transformacja w ułamku kilku minut robi naprawdę wrażenie. Naprawdę chciałbym go zobaczyć jako Jokera.


Drugą istotną osobą jest szef w którego wciela się Dominic Purcell, z tego co się orientuję to jest typowo zaszufladkowany jako twardziel. No, ale co się dziwić z taka facjatą to trudno, aby grał amanta, choć kto wie. Prawda, Heath Ledger?

Wśród pasażerów można wyróżnić Farida (Kais Setti) i grubego chama sami będziecie musieli zgadnąć który to istotne dla samego finału. Na sam koniec zostawiłem Nadje (Peri Baumeister), która pokazuje pazura i to dosłownie. Nie będę ukrywał, że w czasie wspólnego seansu, gdy trafiały się typowo sceny z krwiopijcami padały suchary takie jak: daj gryza lub ale mnie suszy.

No dobrze humor na bok, osobiście widziałem w Nadji prawdzie i szczerze kochającego rodzica. Liczne momenty kiedy Elias (Carl Anton Koch) sprawiał, że wracała jej pełna świadomość naprawdę ujmował (albo ja się robię stary).


Próbowano nawet wyjaśnić skąd się wzięła sama choroba, o ile można tak to nazwać. Wszystko zależy jak się na to patrzy. Jeśli miała być to wizja fantasy to wirusem nazwać tego nie można. Z kolei biorąc to na naukowy warsztat mamy mutację połączoną z wścieklizną. Biorąc obie rzeczy powyższe nazywanie ich zombie jest błędne. Nie doszło do zgonu i da się leczyć.

Niestety źródła tej cholery nie określono mamy jedynie wzmiankę o klątwie i złu które trzeba powstrzymać. Podobnie się ma sytuacja z celem najemników. Twórcy spekulują o możliwych scenariuszach. Trzeba przyznać, że dobrze się to rozwija, lecz ktoś podciął sznurki na których wisiały te wątki i oklapły.

Sam finał jest dość mieszany. Wolałbym, żeby skończyło się dobrze, ale niestety jest inaczej. Jak powiedział starzec nie da się tego kontrolować. Z jednej strony miał rację, ale z drugiej nie bardzo. Liczba wypitej krwi bardzo na to wpływała. Lecz na końcu czekało jedno.


Podsumowując podział jaki dali i kolejność jest średnio wygodny, o ile samo podzielenie poszczególnych części głównego wątku zachęca do zobaczenie co się dalej stanie, tak retrospekcja odczuwałem jak hamulec, który w nieoczekiwanym momencie został pociągnięty. Mimo wszystko zawarto tam istotne informację. Na koniec pochwale jeszcze za wszelkie ujęcia, które robiły swoje i praktycznie nie miałem się jak do nich doczepić. Podobnie z efektami, czy charakteryzacji. #nosferatu

Co tu dużo mówić. Jeśli nie jesteście bardzo wymagający i lubicie taki mix gatunku to powinno wam się podobać. Uprzedzam jeszcze o tym, że ci z was co mają hemofobie nie powinni oglądać tej produkcji dla własnego dobra. Ocena końcowa 8/10.
Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania