Mega recenzja Wiedźmin 3 na Xbox One X Część 1

Wreszcie po tych wielu miesiącach wróciłem na wiedźmiński szlak i przeszedłem ponownie Wiedźmina 3 Edycja Rozszerzona. Kto by się spodziewał, że stanie się to po zakupie Xbox Series X.

Minęło już sporo czasu od premiery i gra powinna być już całkowicie załatana. Wszelkich błędów tam nie ma tylko czysty wprost kryształowy gameplay. Niestety, ale tak nie jest. Oczywiście nie urzeknie się tam takich baboli jak w Cyberpunk 2077, lecz trzeba zaznaczyć, że są.


Cześć z bagów da się wywołać, a reszta jest i tyle. Uprzedza, że mają tylko formę kosmetyczną i na szczęście nie psują w żaden sposób rozgrywki. Wszelkie omówienia przykłady pochodzą z portu na Xbox One X. Natomiast platformą jaką wykorzystałem do grania był Xbox Series X.

Zacznę więc od najczęściej występującego. Jest to błąd w kolizji obiektów. Pomimo licznych aktualizacji dalej raczony byłem przenikającymi się Npc, czy włosami wychodzącymi przez ubranie. Nie brakło też „oryginalnych” itemów, które stały jedno w drugim.

Trafiłem również na zabawne sytuacje z tego wynikające. Zapewne słyszeliście o horrorze ludzka stonoga? No to widać devi chcieli wstawić jej odpowiednik w postaci świńskiej stonogi zmieniającej kolor umaszczenia sierści.


Innym już bardziej dotkliwym błędem było wywalanie do pulpitu. Stało się dokładnie dwa razy, co uznam za symboliczne. Wspomnę, że i Płotka miała swoje pięć minut. Dalej uwielbia płoty, a nawet jeździć na tylnych kopytach robiąc przy tym dęba. Ciekawą usterką, którą wywołałem przypadkiem jest wykorzystanie wiedźmińskich zmysłów w wilii Skurwiela Juniora.

Jeśli kamera będzie skierowana na powieszoną kobietę całe otocznie zacznie drgać tak jakby Gerald napił się alkoholu. Wszystko wraca do normy zaraz po włączeniu się pierwszego przerywnika filmowego.

Do innych mogę zaliczyć pokazania się artefaktów i degradacji tła do totalnej pikselozy. O ile jeszcze pierwszy błąd mogę tłumaczyć switchem łączącym kable z konsol to już drugi pojawiał się kilkukrotnie. Rozdzielczość samego tła spadał gwałtowanie. Nie dotyczyło to natomiast samych postaci, które były równolegle wyświetlane.


Największy atut gry na nowej generacji było wprowadzenie Ray Tracing w wersji uproszczonej dla konsol. Generalnie jest ok., o czym napiszę później, ale i tu zaliczyłem zgrzyt, ale zdarzało się to tylko czasami. Ciągnąc dalej błędy, czy raczej skrypty uruchamiające poszczególne rzeczy.

Jedną z obietnic Redów była taka, że zadania będzie można wykonywać od dowolnego momentu, a nie jedynie idąc krok po kroku nie omijać niczego. W istocie tak jest, tylko niekiedy nie odpalały się odpowiednie polecenia i choć wiedziałem, że jestem we właściwym miejscu to i tak nic się nie działo.

Omawiany przykład wystąpił przy zleceniu Licho przy studni. Musiał być to błąd z tego też powodu, że wskakując do studni wszystko działa jak należy. Skoro już jestem przy tej misji początkowe q mają niedociągnięcia w swojej konstrukcji.


We wspomnianym powyżej zleceniu trzeba pozbyć się południcy, aby mieć dostęp do czystej wody w  studni. Gdyby Gerald mógł wydostać się tylko za pomocą liny lub jakimś suchym tunelem to wszystko miało ręce i nogi. Szkoda, że trzeba wypłynąć do jeziorka, które łączy się wyłącznie z podwodnym źródłem tym samym co studnia. Nie ma co mówić, że jest tam bezpiecznie #logika alternatywna.

Kolejnym strzałem w stopę jest zadanie poboczne Cenna przesyłka. Może mieć różne zakończenia. Wszystko zależy od tego jakie zbierze się tropy. Szkoda tylko, że nie da się dojść do pozostałych końców w sposób przypadkowy. Ustawienie poszczególnych poszlak prowadzi zawsze do tego samego wniosku. Jeśli chce się zobaczyć inne przerywniki itp. trzeba mijać to właściwe i podejść do dalszych oddalonych dowodów zbrodni, które są za tymi pierwszymi.

Kontynuując dalej ten wątek. Widać, że kampanie miało się przejść więcej niż raz. Większość misji ma dwie skrajne zakończenia, a tym samym zachęcają do włączenia Nowej Gry Plus. Mało tego, konsekwencje decyzji jakie można w niektórych podjąć zobaczyłem po paru, a nawet parunastu godzinach.


Niektóre wybory mają kolosalne znacznie jak te, które wpłyną na to czy Ciri przeżyje, ale nie zostawiono nawet tych małych, malusieńkich jak w pierwszej misji z Białego Sadu. Chodzi mi o uratowanie niwgardzkiego dezertera. Szacunek za przykładanie się do szczegółów.

Żeby nie było, aż tak różowo to tuż przy tak popisowych momentach jak w koszarach łowców czarownic mamy i zapchaj dziury, które do niczego nie prowadzą, a jedynie objawiają się pozornym wyborem, który to samo znaczy np. Nie będę jadł lub Nie jestem głodny.

Redzi chwalili się liczbą słów jakie wypowiadają bohaterowie, fakt jest ich sporo, ale… No właśnie, ale są też oszczędności w tym segmencie, które można usłyszeć. Łatwo wyłapać to w postaci zmienionych pierwszych linijek z innej opcji dialogowej, którą mogłem wybrać lub tą samą odpowiedzią na wszystko co było do wyboru.


Równocześnie naprawiono parę rzeczy. Byłem bardzo zaskoczony widząc, że Biały Wilk nie ginie po upadku z pół metra. Ci co grali na premierą na pewno to pamiętają i jak to denerwowało, bo trzeba było po raz któryś z rzędy wysłuchać Jaskra, który streszczał bieżącą sytuacje.

Kolejną poprawką było wyświetlanie się misji na Skellige, czy Wróg publiczny. Grając na PC nie wiedziałem, że można ominąć wątek z Triss i od razu ruszyć na wyspy. Gra nijak nie dawała znać, gdzie szukać kapitana, czy czegokolwiek innego. Podobnie nie wyświetlała się opcja, aby kryształ z megaskopu Philippy oddać wyżej wymienionej.

Następną istotną poprawką była możliwość ścigania się na zawodach półświatka. Niby niewiele, ale jednak cieszy. Skoro trochę zbeształem to teraz pochwalić, a jest co.


Zacznę od samej warstwy graficznej. Jest dobrze, ba jest świetnie gra wygląda równie dobrze co w 2015 r., a nawet lepiej. Włączyłem wcześniej na PC, aby zobaczyć jak będzie wyglądać na uber. Będę szczery dupy nie urywa.

Natomiast jak włączyłem na Xbox Series X doznałem szoku prawdziwy remaster! Nie! Remake jak się patrzy, ta szczegółowość, ta ostrość te detale, aż szczęka opadła do ziemi. Początkowo sądziłem, że do Ray Tracingu da się przyzwyczaić i przestać go zauważać. Myliłem się za każdym razem zachwyca i skłania do podziwiania pięknego otoczenia. Tego praktycznie nie da się opisać to trzeba zobaczyć.

Udźwiękowienie też jest niczego sobie tutaj też odnotowałem zmianę poszczególnych towarzyszy niezależnie od odległości można usłyszeć. Odejmuje to realizmowi, ale jest bardziej praktyczne.

Tutaj kończę część pierwszą recenzji, jutro pokaże się reszta. KLIK
Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania