Poniższy artykuł napisałem parę miesięcy temu jak miałem przerwę stąd taki, a nie inny wstęp. Zapraszam do lektury.
Ostatnio nic nie pisałem, bo jestem na przerwie od prowadzenia bloga. Nie oznacza to, że przestałem przygotowywać materiały, cóż… Staram się na luzie podjeść do sprawy i dobrze przy tym się bawić.
Odsunę na bok ambitne, a może raczej wielkie tytuły, a sięgnę po coś bardziej przyziemnego. Isekai Quartet to całkiem przyzwoita produkcja, bez skojarzeń. Ludziska z Studia Puyukai wpadli na całkiem ciekawy pomysł ściągnąć głównych bohaterów z kilku kultowych serii.
Mowa tu oczywiście o Ovelordzie, czy Re: Zero, bez obaw wpadnie tu też batalion magów z Youjo Senki. Na tym się nie kończy plejada postaci, ale nie ma co psuć zabawy i samemu zobaczyć kto się tan znalazł.
Generalnie mamy tu dobrze znane anime opowiadające o życiu szkolnym. Koła nie da się wynaleźć od nowa, ale za to można je podrasować. Uczniowie mimo typowych zajęć, na które trzeba patrzeć z przymrużeniem oka. Potrafią ubarwić je swoimi charakterystycznymi zrachowaniami.
Spowoduje to ciekawe interakcje między nimi do których normalnie dojść nie mogło. Reakcję innych uczniów jak „udawanej bogini”, czy członków batalionu są naprawdę bezcenne. Idealnie się pod tym względem uzupełniają. Jedynie balans umiejętności jest ciut pokręcony.
Na nie ma co się dziwić skoro w jednym anime występują typowe op postacie, które zamiatają na swoim podwórku całą konkurencję. Po obejrzeniu pierwszego sezonu w sumie nie wiadomo, co w tym wszystkim chodzi. Jednak jak to powiedział Kazuma, mnie się tu podoba.
Trudno się z nim nie zgodzić, bo w końcu nikomu krzywda się nie dzieje, chyba, że przetrzymanie siłą nie jest przestępstwem, a oni odkryli nową wersję syndromu sztokholmskiego. Nie wynikajmy w szczegóły, bo anime to stan umysłu na swój sposób.
Skoro mamy uczniów o których wspomniałem powyżej to teraz trochę o nauczycielach. Pierwsze skrzypce gra nie kto inny jak Roswaal L Mathers. Przyznam się bez bicia jaki on jest w oryginale nie wiem, ale tu jest naprawdę pozytywnie zakręcony. Jego charakterystyczny sposób mówienia może odrzucić, ale to już kwestia gustu. Mnie osobiście nie ziębi nie grzeje.
Są jeszcze inni przedstawiciele grona pedagogicznego z dyrektorem na czele, ale póki co należy ich bardziej traktować jako tło. Póki co mogę śmiało napisać, że Isekai Quartet to miła odskocznia.
Nim zakończę muszę wspomnieć, że w tej produkcji występujące postacie, które zwane są potocznie chibi. Mówiąc po ludzku to przesłodzone wersję modeli, które znajdują się w głównych seriach. Zostaliście więc ostrzeżeni. Fakt, duży skrót myślowy, ale co poradzić, co nie?
Podsumowując Isekai Quartet sezon pierwszy to naprawdę milusi tytuł, który pozwoli złapać oddech i miło spędzić czas. Poszczególne odcinki trwają zaledwie dwanaście minut każdy. Ocena końcowa 8/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz