Recenzja Urasekai Picnic

Zimowy sezon się skończył, a wiosenny już trwa w najlepsze. Wraz z tą zmianą kilka serii, które oglądałem dobiegły końca (wreszcie). Nie przedłużając zacznijmy od numer pierwszego. Kolejność jest zupełnie przypadkowa jakby ktoś pytał.

Urasekai Picnic od tej serii zacznę omawiać oglądane przez ostatnie tygodnie anime. Pierwszy odcinek robi spore nadzieje. Główne bohaterki poznajemy w innym świecie zwanym przez nie Drugą Stroną.


Stylistyka robi naprawdę wrażenie. Postapokaliptyczny świat, ale nie taki jak w uniwersum Metro Exodus, co to, to nie. Powiedziałbym, że bardziej chaotyczny i jasno dający do zrozumienia, że ludzie go nie stworzyli mimo licznych podobieństw do świata rzeczywistego.

Szybko można się przekonać, że mimo ciekawego motywu przewodniego będzie to tak naprawdę klasyczna przygoda z drobnym romansem i plażą w tle. O ile sam wypad nad morze dobitnie pokazuje z czym mamy do czynienia. Tak nie wprost powiedziana lesbiosa dodaje tu pewnego uroku.

Fabuła wyraźnie jest robiona trochę na odczepnego. Łączy luźno różne wątki, które nie tworzą jakiejś wspólnej całości. Od tak trafiają do jakiejś wioski lub na gościa, który długo nie pociągnie, ale będzie ostrzegał przez „niczym”. No ok., coś tam niby się prześlizgnęło, aby w ostateczności nic nie zrobić.


Cel i motywacje dziewcząt są dość jasne, ale nic w sumie z tego nie wynika, bo jak wspominałem nic nie pcha tej historii w właściwym kierunku. Najbardziej dobitnie to widać na ostatnich odcinakach, gdzie spotykają żołnierzy amerykańskich. Zostawiają ich i olewają, aby się ocknąć, a następnie stwierdzić, że jednak wyruszą na ratunek. Brawo wy!

Jedyne co ratuje cały ten show są relacje między Toriko i Sorao. Mimo, że nie jest to ecchi to musieli zrobić z nich duet cycata i deska. Japończycy, chyba naprawdę mają z tym problem. No mniejsza z tym… Sorao od której zaczynają się pierwsze sceny to zamknięta w sobie dziewoja.

Natomiast Toriko oprócz lepszych kształtów to wyluzowana babeczka, która ukrywa swoje wewnętrzne smutki. W bardziej klasycznym zestawieniu odgrywałaby kolesia, który na mór marmur musiała rozkochać w sobie którąś z bohaterek. Co w sumie i tak robi…


Każda z nich ma swoje powody do działania dlaczego przechodzą na Drugą Stronę. Lecz to nie wszystko! Mają też inny sposób funkcjonowania, co w sumie się dobrze komponuje analityczna i do bólu ostrożna Sorao i narwana Toriko.

Paradoksalnie to co zespoliło na początku ten duet jest kasa, a raczej blondi pracodawczyni, chodzi o małą Kozakure. W czasie oglądania całego sezonu zastanawiałem się czy, zaliczyć ją jako małą myszkę agresorke, czy zwyczajnie jako dupka.

Ostatecznie przychyliłbym się do chama, który cały czas się gardłuje o wszystko i podkreśla, że to mój dom. Natomiast wszystko co złe to wasza wina. Szczerze to wolałbym, że okazała się tsundere, bo jakoś lepiej to przyjąć i zaakceptować.


Jeśli chcieć się doszukać jeszcze innych widocznych plusów to powiedziałbym, że kreska jest dość przyjemna. Ba, jest na tyle dobrze, że się wciągnąłem i obejrzałem wszystkie odcinki. Wszelkie sceny walki, ucieczki itp. były bardzo dobrze animowane, dzięki czemu nie miało się ochoty przełączać, czy przewijać odcinaka do przodu.

Podsumowując Ura Sekai Picnic to naprawdę fajne anime, które miało ambicje na coś więcej, ale ostatecznie stało się luźnym tłem dla wielu historii, które zaplątują się między sobą bez większego ładu i składu. Samo zakończenie jest dość otwarte i może łaskawie się ockną i powiedzą co się stało z głównym wątkiem tej historii. Ocena końcowa 6.5/10
Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania