Recenzja Kyokou Suiri

Ostatnio zaczynam pisać teksty od tego, że dawno nie pisałem, a może jest inaczej? Trudno powiedzieć, póki co piszę sobie tak do szuflady. Może kiedyś opublikuję.

Ostatnio włączyłem sobie randomowo jakieś anime, bo oglądanie przez kilka miesięcy jednego sezonu, a następnie pisanie o nim jest jakoś męczące. No dobrze, jak już tak sobie pomalałem na ten i ów temat przejdę do części właściwej.


Kyokou Suiri to anime z gatunku, tajemnica i nadprzyrodzone. Natomiast po ludzku można nazwać to kino akcji z elementami grozy i gore. Tego ostatniego jest gdzie nigdzie i przypominało to trochę sceny z Kiseijuu: Sei no Kakuritsu.

Na szczęście poziom brutalności jest na niższym poziomie i dodano sporo satyry, a więc u większości osób powinno się spodobać. Trzeba tylko pamiętać, że gdzie nigdzie może być żygogenie.

Kontynuując to co mnie skłoniło do obejrzenia tego anime jest model postaci Yumihara Saki. Pierwszy raz miałem wrażenie, że jeśli padłaby kwestia nie jesteś Japonką to rzeczywiście mógłbym uznać, że tak jest. W sumie podobnie jest z większością bohaterów. Jedynym wyjątkiem byłaby Kotoko Iwanaga.


Skoro wspomniałem o paniach to jest jeszcze i jedna chłopina, bo do trójkąta miłosnego trzeba trojga. Wszelkie komediowe epizody opierają się na kłótni szanownych dam i scen zazdrości Iwanaga – chan, która mimo swojej inteligencji kompletnie nie radzi sobie z podrywem Kurou Sakuragawy.

Swoją drogą nawet tego nie ukrywa, co jest nawet zabawne zwłaszcza w sytuacjach jak nasza loli widzi to całkiem inaczej (ach ta młodość). W następnym kroku warto się przyjrzeć, o co chodzi w samej fabule. Pierwszy skojarzenie to pogromcy duchów w bardziej brutalnej oprawie.

Jest to dość luźne porównanie, ale dość celne. Początek Kiseijuu: Sei no Kakuritsu zaczyna się jak każdy inny tytuł, który oglądaliście. Dopiero w drugim odcinku zaczyna się forma jak w filmie. Każda następna część to zaczyna się dokładnie od momentu w którym skończyła się akcja w poprzedniej części.


Nie jest to jedyny tak nietypowy zabieg. Sam finał to jedna wielka scena, która rozgrywa się przez parę odcinków. Głównym wątkiem będzie tajemnicza Żelaznej Damy i kryjąca się za nią tajemnica. Z powodu wspomnianej wyżej formy narracji niektórzy mogą odbić się od tej serii.

Kiseijuu: Sei no Kakuritsu można podzielić na odcinek organizacyjny, ogólne rozwinięcie mające zaprezentować postacie i nakreślić sytuacje jakie miały miejsce, a następnie finał z przebitkami na walkę i zakończenie. Mimo takie podziału wątki kryminalno - paranormalne zostały wdzięcznie pokazane.

Poszczególne zagadki zostały dokładnie omówione i przeanalizowane. Dzięki temu nie będziecie się czuć, że zrobiono na doczepkę. Jak już o tym mowa, twórcy wykorzystują to, aby jeszcze bardziej podkreślić komiczne elementy i gdzie nigdzie dokładają sceny, które nie mają sensu jak przerwanie walki na pogawędkę itp.


Mimo, że to anime nie jest ecchi można zauważyć potężne „argumenty” opowiadające się za tym, że próbowano coś tam przemycić. Jeśli jednak liczycie na fan serwis to się zawiedziecie, bo tego tam w sumie nie ma.

Podsumowując Kiseijuu: Sei no Kakuritsu to tytuł z którym miło spędzicie popołudnie. Praktycznie wszystkie odcinki obejrzałem pod rząd i ani razu nie miałem ochoty przełączyć na coś innego. Poszczególne sekcje akcji i komedii, a także łącznie faktów jak w Drrrr robi to spore wrażenie. Mam nadzieje, że zachęciłem was do obejrzenia tego anime.
Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania