Oj tak, ludziska Switch wraca do łask i zaczynam nową przygodę. Nie będzie to nic banalnego wprost przeciwnie prawdziwa przygoda z innego świata.
Catherine Full Body wydana w 2020 r. na najnowszą konsolą od Big N, a rok wcześniej na Ps4 i Ps Vite. Oczywiście premiera klasycznej odsłony ukazała się jeszcze na 7 generacji. Wydawałoby się, że lepiej ogrywać taki tytuł na bardziej stacjonarnym sprzęcie. Lecz o dziwo hybrydowa zabawka dała radę!
Nie będę jednak uprzedzał faktów i jak zwykle przelecę po kolei jak wypadała ogrywana przeze mnie produkcja. Zacznę od wstępu czyli skąd się wziął pomysł na sięgnięcie po coś tak niszowego.
Mimo, że Catherine to czysta japońszczyzna to nie należy się tym przejmować. Pod dalekowschodnią oprawą mamy niezwykły scenariusz, który przyciągnął moją uwagę. Wielokrotnie trafiałem na wzmianki o tym tytule i w końcu się skusiłem i nie zawiodłem jak z Personą 5.
Nie ma co ukrywać, że szybko przychodzi skojarzenie z w/w grą. Co prawda nie trzeba kraść serc, czy walczyć w turach, ale styl graficzny i podział świata na rzeczywisty i z koszmaru robi swoje. (W końcu mamy tego samego producenta.)
Żeby docenić fabułę trzeba już być nieco starszym, ale nie od razu seniorem lub coś w tym stylu. Powiem tak, trzydzieści plus zupełności wystarczy do tego. Cała gra to nic innego jak test psychologiczny, który poprowadzi do jednego z dwunastu zakończeń.
Skoro już jestem przy warstwie fabularnej to mogę stwierdzić, że ludzie odpowiadający za scenariusz odrobili prace domową, co do tego nie mam wątpliwości. Poszczególne wydarzenia przechodzą płynie między sobą.
Niestety są pewne wyjątki. Niektóre wątki się urywają bez wyjaśnienia przez co nie dowiedziałem się wszystkiego, a szkoda. Przygotowując się do tego artykułu obejrzałem wszystkie ending'i i tam uzupełniłem brakujące dane.
Powiem wprost, że bezpośredniego wpływu na to co się ma stać gracz nie posiada, no prawie. Jeśli chce się dojść do skrajnie dobrego zakończenia to wystarczy odpowiadać tak, żeby odpowiedzi nie miały negatywnego wybrzmienia np. Czy małżeństwo to koniec, czy początek życia? Wiadomo, że opcja początek jest tą jedyną właściwą odpowiedzią.
No i adekwatnie jest do złego końca, ale czy aby na pewno? No nie do końca tak jest. Niektóre elementy się powtarzają, a inne ulegają modyfikacji. Więc bywa z tym różnie, ci z was co chcą się w to pobawić mogą wybrać opcją tylko fabuła i skipować łamigłówkową część kampanii.
A teraz słów kilka o fabule, protagonista to 32 – letni Vincent, który nagle poznaje, aż trzy tytułowe Catherine z czego z jedną zna od czasu szkoły. Początkowo sądziłem, że to jedna i ta samo osoba tylko w różnych wersjach, które miały symbolizować: dojrzałość, namiętność i niewinność.
Pomarzyć można, ale jednak było inaczej. W pewnym momencie nawet zostałem zaskoczony przez małą Rin i to solidnie. Początkowo dowiedziałem się, że Vincent trafiał do miejsca dla zdradzających swoje lepsze połówki.
Najgorsze w tym, że nie była tam babeczek to jest dyskryminacja w końcu to one dorabiają chłopom rogi. Jak widać nie wszyscy są tacy poprawni politycznie. W kolejnych godzinach dowiedziałem się o różnych problemach poszczególnych rogaczy.
Sam półfinał to też niezła jazda, bo kiedy prawda wychodzi na jaw mam wrażenie, że ktoś zaczerpnął inspirację z opłaty zwanej „bykowe”. Jeśli nie chcecie sobie psuć zabawy nie sprawdzajcie o co w tym chodziło.
Teraz przejdę do samej rozgrywki. Dzieli się ona na dzień, gdzie spędzałem czas głównie w barze lub mieszkaniu głównego bohatera. Druga połowa to świat koszmaru. Najlepiej wyobraźcie sobie wieże z klocków. Zrobione? Ok.! Teraz waszym celem będzie się dostać na szczyt.
Tak można z grubsza to ująć. Po przebyciu poziomu przewidziano strefę odpoczynku, gdzie się zapisuje stan gry. Nie należy jednak lekceważyć tej części kampanii. Warto rozmawiać z towarzyszami niedoli. Co prawda ma to minimalny wpływ, ale jednak ma znaczenie na to co zobaczy się na końcu. Dodam jeszcze, że uczą oni nowych technik wchodzenia na szczyt.
Nie wiem tylko, czemu niemalże wszystkie na raz?! Zapamiętać praktycznie nie sposób, a zważając na wyśrubowany poziom to odczuwa się wyraźnie. Niesprawiedliwością byłoby wrzucać wszystko do jednego worka.
Każdej nocy trzeba przejść przez jedno piętro i zmierzyć się z bossem. Jedyne co dobrego mogę o nich powiedzieć to fakt, że mieli niepowtarzalny wygląd, bo reszta to jedno i to samo. Prawie wszystkie wieże trzeba przejść w określonym czasie. Jeśli się nie spełniło tego warunku to spadało się w przepaść wraz z podłożem. Boss nie zmieniał nic w tym temacie.
Natomiast klocki już tak, wpływały one zasadniczo. Nie raz potrafiły odwrócić sytuacje i technikę jaką trzeba lub też można wykorzystać na danym poziomie. Sposobów na to jest naprawdę wiele. Sam finał był stosunkowo prosty. Lecz między pierwszym, a dziewiątym piętrem będzie wiele wyzwań zmuszających do kombinowania.
Nie zabraknie też pewnych itemów pomocniczych, która osłodzą tą ścieżkę zdrowia. Liczba jest ich ograniczona i można używać tylko jednego na raz. Składowanie ich na później też nie wchodzi w grę.
Nie będę pisał o błędach, bo ich praktycznie nie było wszystko chodziło jak trzeba i praktycznie nie ma do czego doczepić. Przejdę więc do podsumowania.
Catherine Full Body wprowadza też dodatkowe przeszkadzajki, coś miłego dla tych co już grali. Rozbudowano też pozostałe tryby. Dzięki temu już nie tylko można wbijać lepsze wyniki, czy grać lokalnie, ale i grać przez neta. Szczerze, nie sprawdzałem tego, bo jakoś mnie to szczególnie nie zainteresowało. Jednak po skończeniu głównego wątku włączcie sobie tryb Babel intro. Wyjaśnia parę rzeczy, które pokazały się w fabule.
Mimo wszystkich przeszkód naprawdę mogę podpisać się pod stwierdzeniem, że pokonanie ich daję satysfakcję. Czuję, że wreszcie przeszedłem porządną produkcję, którą mogę polecić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz