Recenzja Tensei Shitara Slime Datta Ken

Anime od początku tego roku wchodzi jak złoto. Kolejny tekst się szykuję, a teraz krótka piłka, zastanawialiście się co się stanie po śmierci?

Mamy piękny dzionek, dzień jak co dzień. Praca, dom i wypad do baru po robocie jak to zwykle bywa w wielkim mieście. Dodajmy do tego ustabilizowane życie. Czego więcej chcieć do szczęścia? Hmm, może dziewczyny, bo na pewno nie psychola biegnącego na oślep z bagnetem. Ups…


Tak się zaczyna kolejny isekai, o zgrozo, zawyliby co niektórzy. Ja natomiast stanę po drugiej stronie barykady. Tensei Shitara Slime Datta Ken jest dość długą serią, która ma, aż dwadzieścia cztery odcinki. Emisja serii też swoje trwała, bo zaczęło się jeszcze w 2018, a skończyła 2019 r.

Ok., trochę przesuwam treść w niewłaściwą stronę. Szybko i grzecznie wrócę do Tensei Shitara Slime Datta Ken. O tym anime wiedziałem od ponad roku. Szukając produkcji z op bohaterem ludziska z Sabatu polecili zapoznać się z tą serią. Przez bardzo długi czas podchodziłem do tego jak pies do jeża, aż w końcu obejrzałem.

Wrażenia mam dość mieszane względem tej produkcji. Trudno mi powiedzieć do kogo właściwie jest skierowana. Docelowo mogłyby być dzieci z powodu dziecinnego trochę bohatera ze przesłodzonym głosem. Sama kreska też jest dość cukierkowa.


Jednocześnie mam parę zastrzeżeń co do treści. Nie zabraknie tam scen o krwawym wybrzmieniu lub typowych dla ecchi. Oczywiście nie ma tego jakoś szczególnie dużo, lecz nie można przejść do tego od tak na porządku dziennym, bo granica została jednak przekroczona.

No i jest jeszcze jedna kwestia prawdziwy fan serwis dla lolicon’ów i tu nie chodzi o płaskie osiemnastki, choć z racji tego, że w anime wiek i wiążący się z tym wygląd to pojęcie o wielkim polu do interpretacji trudno tak naprawdę stwierdzić ile ma lat ta bohaterka. Co nie zmienia faktu, że wygląda jak wygląda.

Tensei Shitara Slime Datta Ken stara się być komedią w jak najczystszej postaci. Warto zauważyć, że gdzie nigdzie zawadza o poważne wątki np. porządek, dyskryminacja czy wojnę i jej skutki dla wszystkich. Ara, ara jak mawiają Japończycy, bo to taki miks, który wyklucza się nawzajem. Oczywiście jeśli komuś nie przeszkodzą kawaii elementy to może śmiało oglądać.


Fabuła jest trochę głupkowata, bo wszystko co się dzieje w nowym świecie jest naciągane jak guma w gaciach. Każdy napotkany bohater niezależnie od frakcji, rasy ewentualnie motywów szybko staje po stronie protagonisty. Antagoniści tego nie robią z przyczyn formalnych.

W takim Ovelordzie jestem gotów przyklasnąć faktowi, że wszyscy mieszkańcy Wielkiego Grobowca traktują Momona jak nieomylnego boga, bo tam wynika to w pewnym sensie z projektu uniwersum, a tutaj jest to nijak uzasadnione.

Mimo wszystko jak się wybaczy to i owo nie jest źle mimo, że trąci myszką. Nie zabraknie też przejechanych scen, które muszą dodać „epickości” i patosu bohatera. OMG czemu oni uwielbiają to tak pokazywać? Żeby było śmieszniej jest też prezentacja siły, gdzie już musi być dosadnie pokazana różnica poziomów.


Brzmi to trochę kiepsko na papierze jak się czyta. Nie ma co się martwić, oglądając nawet nie zwrócicie uwagi na te oklepane sceny. Kolejną sprawą są stosunkowo krótkie walki, albo wyolbrzymianie niesamowitych możliwości jakiegoś bossa, aby okazało się, że jest cienki w uszach.

Nie położono na to większego nacisku, bo starcia trwają tylko tyle, aby zaliczyć ich obecność nawet wtedy, gdy jest to jakiś istotny moment dla serii. Jeśli już do czegoś dochodzi to widać, że ludzie odpowiadający za to wiedzą co robią.

Co do celu jaki przyświeca bohaterowi. Nie jest nim powrót do świata ludzi, a jedynie rozbudowa miasta jak w Cities Skylines, a do tego dołożono Simsy i tower defense. W dużym skrócie tak prezentuje się rozgryw… fabuła.


Staram się przypomnieć, czy były jakieś szczególnie ważne momenty i w sumie był jeden. Pojawienie się jednego z lordów demonów, który w połowie sezonu pokazał, że Rimuru nie jest wcale taki op jaki się początkowo prezentował.

Miałem niejasne wrażenie, że ktoś zapomniał na czym polega być over power. Potem znowu przegięli robiąc nadzieje na coś więcej, ale okazało się, że nic większego nie pokażą. Fani shounen'ów będą zawiedzeni. Mimo wszystko obejrzałem bardzo chętnie wszystkie odcinki. Czasami warto się odmóżdzyć przy mało ambitnej treści.

Jak można podsumować Tensei Shitara Slime Datta Ken? No cóż, niema jednoznacznej odpowiedzi. Wspominałem już wielokrotnie, że granica brutalności i moralności została przekroczona, co automatycznie usuwa to anime z family friendly. Nie wspominając, o loli w „stroju kąpielowym”. Starając się środkować plusy i minusy mogę dać uczciwe 7/10.


Udostępnij:

2 komentarze:

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania