Recenzja Metal Gear Solid 3: Snake Eater

Służby, tajne organizacje zawsze rządziły zakulisowo światem. Nie inaczej jest w kultowej produkcji Hideo Kojimy.

Jak wiecie, albo nie jest to pierwsze moje zderzenie z tą serią. Pisałem już o Metal Gear Solid V. Jaka ta gra jest taka jest, czyli kiepska. Fakt, że mi nie przypadła do gustu nie skreśla ją w ogóle. Możliwe, że brak znajomości poprzednich odsłon wpłynął na moją ocenę. Warto dodać, że w czasie kiedy premierę miał MGSV Konami i Hideo - san mówiąc delikatnie poszli na noże.


Dlatego postanowiłem dać ponowną szansę tej marce i zagrać zgodnie z chronologią fabularną, aby tym razem zrozumieć lepiej o co w tym wszystkim chodzi. Omawiana wersja to jedna z trzech części wydanych w ramach Metal Gear Solid HD Collection. Remaster został stworzony przez Bluepoint Games.

Rozpocznę więc tą sekretną misję w Metal Gear Solid 3: Snake Eater na konsoli Ps3 Slim. Przyznam bez ogródek, że mam mieszane uczucia co do tej produkcji. Odniosłem wrażenie, że robiło ją wielu projektantów, liderów, czy jak tam się ich zwie.

 
Każdy wsadził tam swoją koncepcję nie pytając się pozostałych o zdanie ani plany dotyczące tego co ma się stać, czy jak gracz ma przez to przebrnąć. Zabawne jest to, że Hideo Kojima odpowiadał jako szef za niemal wszystko, czyli teoretycznie jest to jego koncepcja.


No dobrze, ale wpierw konkrety potem komentarz. Bossowie, zwani Kobrami są naprawdę ciekawie zaprojektowani. Nie będzie to spoilerem, bo to dość powszechne informacji. The End jeden z najlepszych sniperów może umrzeć jeśli zrobimy przerwę na dwa tygodnie i uruchomi się MGS 3 z ostatniego save. Ewentualnie można przestawić datę w konsoli. Oczywiście nie jest to jedyny sposób. Dzięki, o ironio snajperce da się go zestrzelić na pomoście jest jeszcze opcja załatwienia go w tradycyjnej walce.

Wszyscy antagoniści są zaprojektowani tak, aby mieć bogaty wachlarz sztuczek i ataków, które mają zaskoczyć gracza. Dalej, same misję są na pozór, hmm zwyczajne. Jednakowoż mają ukryte smaczki, a raczej nietypowe metody przechodzenia. Dobrym przykładem jest dostanie się do bazy, gdzie ma być Sokolov. Chcesz otworzyć zamknięte drzwi? Niema problemu! Wystarczy pukać, aż otworzy je ktoś wewnątrz.

Takich rzeczy jest więcej, dodać warto, że przy zapisach stanu gry raczony byłem ciekawostkami dotyczącymi filmów za każdym razem, ale najbardziej zaskoczyło mnie kreatywne wykorzystanie jednego przedmiotu na kilka sposobów przykładowo cygaro jako „latarka”, brawo, chylę czoła. Już w samym intro kampanii przypominało mi początek z filmów z agentem 007 w roli głównej.

                         

Przerywniki, a tych trochę było są naprawdę dobrze wyreżyserowane w 2004 r. kiedy miała premiera oryginalna wersja musiały robić wrażenie i to zasadnicze. Nawet dzisiaj spokojnie dałyby radę. Następny punkt, fabuła bardzo dobre kino akcji, tyle, że z szczyptą japońszczyzny.

Nie powinienem narzekać i nie zamierzam, ale pierwszy raz dotarło do mnie czemu ludzie czują niesmak względem Japońskiej popkultury. W momencie poznania Ocelota czułem się tak jakby ktoś zaczął opowiadać dowcipy na pogrzebie. Innymi słowy WTF?! Musicie to zobaczyć na własne oczy, a sami zrozumiecie.

Nie da się ukryć, że pozostali główni bohaterowie też mieli swoje za uszami, ale ten miał najlepsze wejście 10/10. Fabuła jak pisałem jest na zadawalającym poziomie i zachęca do poznawania jej. Rozkręca się dopiero na sam koniec i po napisach końcowych.

 

W sumie dopiero narrator mówiący po napisach naprawdę zaciekawił mnie tym co się stanie dalej, ale niestety w Metal Gear Solid 3 jest tyle samo goryczy co słodkości. Z tego też powodu zrobię przerwę od przygód Snake.

Rozgrywka z jednej strony prawdziwy diament, ale z drugiej to takie drewno, że się chce wyć. Brak celownika, marna mobilność i ta kamera to istna kula u nogi. Nie wiem, czy było to wtedy modne, ale w takiej Mafii 1 lub Gta San Andreas model strzelania był o niebo lepiej zrobiony.

Tutaj, aby oddać strzał celny, a nie taki jak w starym Doom, trzeba użyć, aż kilku przycisków, które robią z protagonisty nieruchomą „wieżyczkę strzelniczą”. Oczywiście można strzelać na zasadzie ustawienia się w kierunku wroga i próby zabicia go. Szybko przekonałem się, że to jedyna słuszna metoda otwartej walki, ewentualnie używajcie bagnet.

Wielokrotnie przez tą kiepską mechanikę musiałem się męczyć z bossami, którzy byli bardzo mobilni (patrz The Fear). Sam finał był hmm, denerwujący. Kamera zachowała swoje „walory” w trakcie oddawania strzału. Ale ktoś doszedł do wniosku, że trzeba jeszcze utrudnić widoczność, żeby nie było za łatwo.

Jak widzicie, MGS 3 to prawdziwy kociołek najróżniejszych smaków. Dzisiaj tak wydana gra niemiałaby prawa bytu i wymagała paru korekt to płynnej rozgrywki. Jednak wtedy jeszcze panowały inne trendy dobrze to widać w Residentach itp. tytułach. Ocena końcowa 7.5/10, bo znam gry z tamtych lat lepiej wykonane, a więc nie mogę dać więcej.


Udostępnij:

2 komentarze:

  1. Hideo Kijima, jak bardzo kojarzyłam pana, tylko nie wiedziałam skąd. Oczywiście musiałam to zweryfikować i to twórca Death Stranding, więc nadal nie wiem, dlaczego aż tak mi utkwił w pamięci, skoro w żadną z jego produkcji nie miałam styczności :D Co do Metal Gear Solid to chciałam zagrać bodajże w Metal Gear Rising Revengeance. Niestety, nie będę w stanie zagrać w część, o której piszesz recenzję, bo nie posiadam PS2, a z tego co wyszukałam to tylko na nią jest :/ Jeśli chodzi o strzelanie w GTA San Andreas to ja po prostu tego nie cierpię, więc zastanawiam się jak to wygląda w tym przypadku. To naprawdę musi być bardzo toporne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sterowanie jest dość toporne. Porównywalne lub gorsze jest w Resident Evil 0. Tam to zaczyna się magia z tego co pamiętam można ograć na pc.

      Usuń

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania