Zaraza
trwa w najlepsze, a czerwona strefa coraz bardziej się rozszerza. Oznacza to,
że mamy coraz większe ograniczenia. Tylko jak sobie z nimi poradzić?
Dwa miesiące temu
zaopatrzyłem się w Ring Fit Adventure na Nintendo Switch. Jak nie trudno się domyśleć
jest to gra fitness, która ma za zadanie dać nam możliwość solidnie poćwiczyć.
No dobrze, wracajmy
teraz do sedna tego tekstu. Czyli na czym dokładnie gra polega i jaki daje
skutek. Początkowo byłem ciut sceptycznie nastawiony do tego typu treningów. Bo
niby jak gra z kontrolerami ruchowymi może coś zdziałać?
Otóż może i to bardzo! Na
samym początku trzeba oswoić się z sterowaniem, pardon używania ring
fit’a. Nie jest to skomplikowane, a nieco upierdliwe. Szybko jednak można się
do tego przyzwyczaić i przejść do samych ćwiczeń.
Każdy świat to szereg
poziomów, które odwiedza się określonej kolejności. Dochodzą do tego zadania
poboczne, jakie można wykonywać w
„mieście”. Po przejściu pierwszej krainy z bossem na samym końcu czułem jak spływają ze mnie siódme poty.
Każdy kolejny lv wygląda tak samo, no ok., rozgrywają się tam inne wydarzenia i poznajemy nowych
bohaterów. Najciekawsi są z nich mistrzowie, którzy „narzucają” określone
ćwiczenia.
Skoro jestem przy
segregacji Ring Fit Adventure zawiera elementy rpg, a mowa tu o drzewku
umiejętności w którym odblokowuje się nowe ćwiczenia i pasywki. Mało tego w
sieci sklepów możemy dokupować zbroje, ciuchy znaczy się. Element ten jest
czysto kosmetyczny, co to, to nie.
Naszego wyposażenie posiada statystyki , a jakże! Zmiany w ekwipunku będą się dokonywać często. Itemy, które są zbędne można w tym samym punkcie sprzedać. Zaprawdę, czuć tą roleplay’ową nutę.
Wraz z przejściem na wyższe poziomy wchodzą do akcji napoje odżywcze, można je porównać do potków regenerujących HP i MP. Dodam, że inne bonusy też występują np. dodatkowa runda lub wzmocniona obrona.Wspominałem wyżej o
aktywnościach pobocznych. Oprócz misji głównych twórcy zadbali, o mini gry. Tutaj
też mnie zaskoczyli (coś nadużywam tego zwrotu). Wybór jest dość spory, a każda
z gierek jest naprawdę ciekawie zaprojektowana.
No dobrze, a co dalej?
Wraz z postępami odblokowują się nowe ćwiczenia, które cały czas wciskają z nas
wszystkie siły. No trochę przesadziłem, ale niektóre są niezbalansowane i zdają bardzo duże obrażenia.
Z tego też powodu po jakimś czasie możecie mieć wrażenie, że już nabraliście
sporej kondycji, ale możecie trafić na coś co przekroczy wasze możliwości.
Dobrym kontrastem są
ćwiczenia rąk i nóg. O ile te pierwsze wymagają rozciągnięć, wciskania itp. to
na nogi sporo mamy przysiado - podobnych aktywności fizycznych wymagających
udźwigu własnego ciała, a mowa tu o średnio 80 kg. Zrobienie serii 36 lub
więcej jest wtedy wyzwaniem.
Przejdźmy teraz do
pozostałych trybów. RFA nie kończ się wraz z zakończeniem kampanii fabularnej. Grę
skończycie dopiero wtedy jak na hard'zie przejdziecie wszystkie treningi z rangą
S bez zmęczenia.
Jeśli jednak
zapragniecie wyzwania to też je dostaniecie w zakładce simple, gdzie będzie
można bić rekordy w poszczególnych ćwiczeniach na ramiona, nogi, uda itp. Tym co
spodobały się mini gry to tutaj dostaną dostęp do nich wszystkich
Wybaczycie fakt, że nie opisuje, czy też ocenie reszty, bo i sensu to by nie miało. Mogę za to zapewnić, że przy każdym będziecie się dobrze bawić. W kolejnym trybie custom możemy układać całą listę waszego treningu zgodnie z indywidualnymi potrzebami.
Na przed ostatnim miejscu znajdują się gry rytmiczne. Tutaj już mamy całkiem inną bajkę. Nie są to co prawda zwykłe aktywności, ale dają naprawdę popalić. Spróbujcie zaliczyć przebój z Mario Odyssey, a zrozumiecie, o co chodzi. Aby nie było zbyt monotonie podzielono ten dział tak, aby górna cześć i dolna mogły się rozciągnąć.A teraz przyszła pora
wszystko to co zapomniałem lub nie pasowało wyżej. W czasie zmagań kampanii
napotkamy na potwory, które mają różne umiejętności np. podbiją obronę lub
leczą.
Nie zabraknie też
takich, co osłabiają określone ataki. Na sam koniec wspomnę o wadach, co prawda małych, lecz nie
kończą się tylko na tych co już opisałem. Kontrolery nie raz miały laga i z pewnym opóźnieniem przekazywały do konsoli informacje o wykonywanej
czynności. Konsekwencją tego było błędnie naliczana punktów lub odczytana
pozycja.
Śmieszne jest to, że potem
gra nie odczytuje czy wracamy to pozycji startowej, możecie robić jak chcecie.
Przykładowo zamiast przysiadu, wystarczy machać samą nogą w górę i dół.
Podobnych „kodów” jest znacznie więcej.
Podsumowując.
Gra mimo swojej ceny 430 zł stan na lipiec 2020 r. to opłacalna inwestycja.
Dzięki Ring Fit Adventure schudłem, a do tego nabrałem kondycji, która mogę
cały czas zwiększać. Z całą pewnością mogę stwierdzić, że spędzę z grą jeszcze
wiele godzin. Moja ocena 10/10.
Kompletnie nie słyszałam o tej grze, która zresztą bardzo kojarzy mi się z Just Dance. Tylko w przedstawionej przez Ciebie grze już mamy konkretnie wykonywanie ćwiczeń. Jak najbardziej coś takiego popieram, bo zachęcają do ćwiczeń. Jednak niestety nie posiadam Nintendo Switch, ponieważ jestem Polakiem Cebulakiem i tylko PC :D
OdpowiedzUsuńGra jest naprawdę warta zagrania. Miałem okazję już skorzystać z "usług" lokalnego trenera z siłowni. Powiem tak, Ring Fit jest lepszy. Ale jeśli ktoś miałby kupować tylko tą jedną produkcje to by się nie opłacało. Szkoda, że nie wydano tego na inne platformy.
Usuń