Koniec 2020 r. rzutem na taśmę wrzucam ostatni tekst z anime które z całą pewnością ukoronuje mijający rok. Przygotujcie się na najlepszą parodię z miejących dwunastu miesięcy.
Maou-jou de Oyasumi to komedia wyjątkowo nieszablonowa. Już sam fakt, jak Japończycy wyobrażają, czy też interpretują europejską fantastykę jest prześmiewcze samo w sobie. W rolach głównych Władca Ciemności porywający, a jakże księżniczkę! Na ratunek leci bohater, który dosłownie się zwie Bohaterem.
Jakieś tam imię ma, ale dla wygody wszyscy ograniczą się do samego tytułu. Sam zamek jest z piekła rodem wraz ze przerażającymi mieszkańcami. Tak jest, a przynajmniej powinno być od strony formalnej.
Twórcy z kraju kwitnącej wiśni nie byliby sobą, gdyby nie udziwniliby fabuły. Musicie wiedzieć, że pojęcie to jest dużo głębsze niż możecie sobie to wyobrazić. Sam pomysł na Maou-jou de Oyasumi nie jest szablonowy.
Protagonistka znana szerzej wszystkim jako Hime (księżniczka) to nietuzinkowa osobistość. Z jednej strony mamy yandere (czyli psychopatę bez skrupułów), a z drugiej ciepłą osobę, choć samolubną.
Księżniczka jak już pisałem została porwana, szkoda, że nikt jej nie uświadomił. Szybko okazuje się, że to ona jest na swój sposób zagrożeniem dla demonów z zamku. Oczywiście wszystko jest utrzymywane w żartobliwym klimacie. Przez ten zabieg wszelkie zbrodnie i wykroczenia jakie zrobiła i zrobi są dość mocno łagodzone.
Najzabawniejszy jest syndrom sztokholmski. W dramacie lub po prostu w poważnej nie prześmiewczej historii nikt by jeńca nie traktował tak dobrze. W Maou-jou de Oyasumi praktycznie wszyscy troszczą się i starają się jej zapewnić jak najlepsze warunki.
Esencją jednak całej serii jest potrzeba snu, bo co można robić w niewoli? Teraz możecie dojść do wniosku, że głównie spała i w sumie nic się takiego nie działo. Po części tak jest, ale to nie jest, aż tak proste.
Poszczególne odcinki prezentują się jak parodia gry typu rpg. Hime wymyśla sobie cele, które musi wykonać, aby mieć zdrowy sen. Pomysłów ma bez liku sporo, a przy okazji zaliczy parę zgonów i to dosłownie.
Wielokrotnie dojdzie do pewnych nieporozumień wynikających z różnic kulturalnych. Dzieje się naprawdę sporo. Przejdźmy do postaci jakie będą tam brać udział. Plejada ta to cały zestaw archetypów, bardziej będzie pasowała stwierdzenie wszystko co dobrze znamy i kochamy.
Świta Maou to prawdziwa wesoła gromadka, od wilkołaka po bóstwa greckie, którzy udają groźnych i wytrawnych wojowników. Wszystko wychodzi na wierz w wyjątkowo absurdalny sposób. Najzabawniejsze jest to jak oni reagują na księżniczkę, a raczej jak są bezradni. Nie raz nie dwa będzie pokazane to w dosadny sposób.
No dobrze, a co zrobił król, aby uratować swoją córkę? Oprócz wysłania niestrudzonego bohatera i w sumie tylko można powiedzieć. Czas antenowy jaki zajmuje jest dość krótki i bardziej dla formalności dodany.
Mimo wszystko coś tam pokazuje, ale jedynie to jaki on jest nieporadny i nie śmieszny. O jego osobie więcej można dowiedzieć się wspomnień samej księżniczki, a niż od niego samego.
A na czym polega humor w Maou-jou de Oyasumi? Hmm, na bestwialskiej i zarazem śmiesznych zrachowaniach Hime. Chce prześcieradło? Masakruje jakieś widmo. Potrzebuję coś przewiercić, czy wypolerować? Nie ma problemu Maou użyczy chętnie rogów. Nie będę pisał więcej, aby nie psuć wam zabawy. Najlepiej zobaczyć, obraz wart więcej niż tysiąc słów.
Podsumowując Maou-jou de Oyasumi to anime, które nie grzeszy ambitnością. Chodzi o tematykę itp. ma się rozumieć. W samej serii pojawią się dwie małe role, krótkie, ale naprawdę pocieszne. Wspominam, bo jakoś szkoda nie napisać o nich. Dwie uroczę panienki, które są bardzo pocieszne i w swej dobroci głupie jak but od lewej nogi. Wracając do setna. Jeśli szukasz czegoś nowego i świeżego i nie boisz się odkrywać otchłani dziwnych anime to dobrze trafiłeś/łaś. W innym przypadku można się odbić, bo humor bazuję przez większość czasu na innym poziomie niż w standardowej produkcji. Ocena 9/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz