Halo, halo? Słychać mnie? Co jestem na antenie? Super! Jedziemy z tym show!
Tworzenie anime z
koksem, czy też op (over power) bohaterem jest podobno trudne, a na dłuższą metę
nudne. Czy, aby na pewno tak jest?
Osobiście uważam, że
tak nie i zadam osobą tak twierdzącym takie oto pytanie. Model od zera do bohatera
to jeden z najczęściej używanych schematów. Czy związku z tym nie jest to
błędna na dzień dobry tworzenia kolejnej serii na takim wzorze?
Zgodnie z świecką tradycją tego bloga podsyłam wam kolejne anime wartę obejrzenia. Podobnie jak poprzednie miało i ono premierę w tym roku.
Maou
Gakuin no Futekigousha: Shijou Saikyou no Maou no Shiso, Tensei Shite
Shison-tachi no Gakkou e Kayou będzie tematem tego tekstu.
Rany, nie dało się wymyśleć dłuższego tytułu?
Najpierw zarys taki z
grubsza. Protagonista jest tak potężny, że spuszcza lanie każdemu przeciwnikowi, no prawie z jednym miał minimalne problemy. Teoretycznie taka koncepcja jest
nudna, bo wiadomo, że wygra. Ale, no właśnie, ale dzięki temu twórcy mogą
uniknąć czegoś gorszego.
W takiej sytuacji
lepiej od razu stawić na coś bardziej świeżego, na swój sposób. Główny bohater
z przesadzonymi umiejętnościami bojowymi wbrew pozorom nie jest banalny.
Zaryzykuję stwierdzeniem, że otwiera nowe możliwości.
Zamiast marnować czas
na rozwój jego umiejętności, co będzie się ciągnęło przez pierwszy sezon można
przeskoczyć od razu do samego finału, gdzie będzie miotał uber atakami. W
przypadku Maou Gakuin no Futekigousha dostajemy
to już na samym początku.
Koła nie da się
wymyśleć od nowa i tak tu jest. Anos – kun to typowy lider, który pragnie wziąć
na siebie całą odpowiedzialność. Niekiedy miałem wrażenie, że cierpi na
kompleks mesjasza.
W całej fabule ciekawe
jest to, że niema widocznego antagonisty z którym miałby walczyć główny
bohater. Nie zmienia to jednak faktu, że rolę złola przyjęły frakcje
występujące w tym anime.
Świat dzieli się na
demony, ludzi i pozostałych. Wśród tych pierwszych mamy podział na rodzinne
królewska i hybrydy. Twórcy podeszli do tego klasycznie szlachta uważa się za
lepszych i muszą to pokazywać na każdym kroku.
Początkowo to oni
właśnie są „chłopcami do bicia”. W każdym jednym odcinku mamy zachowany pewien
schemat, który ma pokazać kto jest górą. Sytuacja się nie zmienia, gdy na scenę
wychodzą ludzie.
Swoją drogą to oni
nawet ukazani są w gorszym świetle. Nie zabraknie przebitek z szczęśliwym społeczeństwem.
Przedstawiciele ich czyli rzekome hmm, reinkarnacje bohatera Kanona to wpisz wymaluj psychopaci i
kandydaci na prawdziwych władców ciemności.
Nie biorę tutaj strony
tak zwanych „demonów”, ale ich społeczność wydaje się być bardziej ustabilizowana.
Mimo ukazania podziału na kasty. Wydarzenia
w Maou Gakuin no Futekigousha są
do bólu przewidywalne.
Lecz nie chodzi tu oto,
aby zgadywać co się stanie, ale o to w jaki sposób Anos – kun rozprawi się z
wrogiem. Przyznam, że robi to naprawdę stylowo i nawet jak ktoś zajdzie
mu za skórę to pokazuję, że nie jest „maszyną do zabijania”.
Anime to jest
skierowane do męskiej publiki, nie oszukujmy się. Z tego też powodu nie mogło
zabraknąć ważnego elementu, który to podkreśla, haremu, czy też „Związku fanów
Anosa”.
W ogóle nie wiem, po co
o tym wspominam. Motyw tak zwanego harem i tak bardziej ogranicza się na
bliźniaczki, które będą mu cały czas towarzyszyć. Chyba niebyłym sobą jakbym o
tym nie napisał.
Trzeba zwrócić też
uwagę na to, że wielokrotnie podkreśla siłę swojego przeciwnika, czyli nie jest
byle kto. Gdzie w takim razie leży pies pogrzebany?
Wszystko to jest logiczne,
prawda? Przyjmijmy, że tak w końcu to świat fantazy. W takim przypadku jakim
cudem zwykłe zasztyletowanie mogło zrobić mu krzywdę? Kji z tym! Skoro
wiedziano o tym, że i tak zmartwychwstanie to pokiego grzyba to zrobiono?
Baboli tego typu jest
jeszcze trochę. Na szczęście są to drobne naciągnięcia zasad jaki sami sobie
narzucili. Więcej błędów nie pamiętam
daje tej serii mocne 8.5/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz