Recenzja Koe no Katachi

Głos jest niezwykle ważnym narzędziem i elementem naszego życia. Co byście zrobili jakbyście nie mogli go usłyszeć?

Na to i wiele jeszcze innych pytań próbowano odpowiedzieć w Koe no Katachi. Od razu uprzedzam, że trzeba się wgryźć w ten film, aby się do niego przekonać. Nie jest to produkcja dla każdego. Z jednej strony mamy tu okruchy życia, a z drugiej „Trudne sprawy”.

Ciut przesadziłem z tym porównaniem. Lecz można tak to odebrać jeśli obejrzy się pobieżnie bez poświęcenia uwagi. Ci z was co zaczną analizować wszystko co oglądają doszukają się tu dramatu z głębią.

Na samym początku w pierwszych minutach zobaczyliśmy teraźniejszość, aby chwilę później wrócić do przeszłości.


To co zobaczyłem zwaliło mnie z nóg. Bezmyślny system i nauczyciele, którzy byli skończonymi kretynami. Do szkoły zostaje przyjęta nowa uczennica, która nie słyszały. Czy dostosowano jakoś warunki do jej potrzeb? A może zwolniono z zajęć w których nie jest wstanie brać udziału?

Chciałbym napisać, tak zrobili to! Pobożne życzenia…, a żeby było „śmieszniej” przez kolejne kilka miesięcy była ofiarą kolegów i koleżanek z klasy.

Dalej nie będę już tak nakreślał tego co się wydarzyło, ale zaznaczę tylko, że akcja reszty filmu wiąże się z odkupieniem. Pokuta byłaby trafniejszym słowem.


Metamorfoza poszczególnych bohaterów wywołała u mnie szczere zaskoczenie. Mógłbym to porównać do przeskoku z szarości lub czerni i bieli do koloru. Ten kontrast przykuł moją uwagę.

Wszystko zostało wyjaśnione, czemu tak, a nie inaczej się stało. Tylko, gdzie nigdzie dostrzegłem sceny, które się nie kleiły ze sobą najlepiej. Szczęśliwie stało się w sumie to na samym początku i więcej nie zaobserwowałem czegoś podobnego.

Próby jakie podejmował Shōya Ishida (protagonista) były z jednej strony pocieszne, a z drugiej szczere. Wplątywanie w treść wątku zauroczenia i próby zdobycia serca ukochanej były jak wspomniałem zabawne.


Odrywały one od tematu właściwego, pokuty jaką odbywał od wielu lat główny boaheter. Cel jaki sobie postawił był jasny. Jednak, gdzieś z tyłu głowy coś mi mówiło, że jest w tym wszystkim drugie dno.

Wszystkie te zawiłe sporawy zostały moim zadaniem za bardzo rozwleczone. Dwie godziny to zdecydowanie za długi czas. Skrócenie tego czasu zapewniłoby lepsze tempo i sam odbiór.

W  Koe no Katachi bohaterowie dość często używają języka migowego. Oczywiście przewidziano taką oczywistość jak brak znajomości języka tego przez widzów. Nie zabrakło też scen, która wymagała znajomości języka japońskiego, aby wiedzieć co Shouko Nishimiya pragnęła przekazać.


Skoro już o niej wspominam to przyznam, że jest niezwykła. Uprzedzając pytanie, tak jest idealną kandydatką na waifu. Wyjątkowo ciepła i cierpliwa dziewczyna. Wygląda i dość często pokazuje swoje delikatne oblicze, ale…

Tak, ale musi być silną osobą, aby tyle wytrzymać. Żeby lepiej ją poznać, warto bardziej zwracać uwagę na mowę ciała. Szkoda tylko, że tylko gdzie nigdzie komunikaty jakie przekazywała były zrozumiałe. Co prawda powie co nieco, ale widać, że sprawia jej to kłopot.

Podejrzewam, że chciano trochę zaoszczędzić na dodatkowych animacjach i postawili na standardowe oszczędne, że się tak wyrażę.


W tym dramacie nie zabraknie postaci drugo planowych. Uczniowie, którzy pokazują się, gdzieś z boku i z ni nutki ni pietruszki wpadają z hukiem na scenę. Rozumiem, że chciano przez to dodać animuszu i dodatkowego tła, które podkreśli i urozmaici fabułę.

Zamiast tego odebrałem ich jedynie jako zapchaj dziurę. Stali się spoiwem dość rozrzedzonym i nie najlepiej przez to klejącym w spójną całość.

Kwintesencją tego była jedna postać epizodyczna, która pokazywała się tylko po to, aby pokazać to ja ta zła! Idę skrzywdzić znowu Shouko.


Przejdę teraz do części „technicznej’. Kreska była naprawdę wyrazista jak większość współczesnych produkcji. Całe otoczenie bogate w detale, a ludzie stanowiący przysłowiową kropkę nad „i” mieli wyrazistość, która dodawała realizmowi tego świata.

Podsumowując. Mam pewny problem z tą produkcją. Z jednej strony mamy dobrze wykonany dramat. Natomiast z drugiej brak wyrównanego tempa i na siłę wrzuceni bohaterowie drugo planowi budzą niesmak.

Sądzę jednak, że plusów jest jednak więcej, wbrew pozorom. Dajcie szansę Koe no Katachi możliwe, że wam przypadnie do gustu?

Napiszcie w komentarzach jakie znacie filmy z nieco zmarnowanym potencjałem.  


Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania