Jedni
nazywają to prostym schematem, Ja nazwę to genialną historią, która została przedstawiona
w sposób wzniosły. Skoro coś zrobiono dobrze, po co to zmieniać?
Kokoro
ga Sakebitagatterunda (tł. Symfonia serca) to nie jest wbrew
pozorom film z prostolinijną fabułą. Reżyserzy Tatsuyuki Nagai i Shinobu
Yoshioka zawarli wiele pod wątków,
które śledziłem z wielką uwagą.
Nakreślę wpierw zarys
głównego wątku, a następnie dodam poboczne, ale tak, aby nie zdradzić za dużo.
Główną bohaterką jest Jun Naruse, jako
dziecko przyłapała swego tatę na tym, że zdradza jej matkę.
Skończyło się to
oczywistym rozwodem, ale to było jedynie preludium tego co miało się stać. Nie
trzeba, być psychologiem, aby się domyśleć jak się odbiło to na Naruse - chan. W późniejszej części
fabuły widzimy perypetie jakie przeżywa i konsekwencję głupoty jej
rodziców. Tak można w wielkim skrócie to
opisać.
Kolejnym równie ważnym
elektem są jej relację z matką i Takumi
Sakagami. Formalnie też jest głównym bohaterem jak Naruse – chan, ale jakoś w mojej ocenie schodzi on na drugi plan. Przejdę
teraz do rzeczy.
Symfonia
serca to dramat, który zaliczymy do okruchów życia. W
ciągu dwóch godzin poruszył wiele ważnych spraw. Mnie osobiście najbardziej
ruszyła kwestia podejścia rodziców do ich córki.
Nie wypada ujmować
dosadnie co bym im zrobił, ale tak wyrodnych ludzi zamknąłbym w więzieniu na
dożywacie. Twórcy idealnie i bez ogródek przedstawili destrukcyjny wpływ
rozpadu rodziny. Takie wydarzenia są naprawdę ciężką traumą dla dziecka. Jeśli
by było tego mało całą winę zwalili na nią.
Wielokrotnie maluchy i
bez tego się winią, a tu wprost jej powiedzieli, a dalej niestety sposób
wychowania i co ważniejsze samo podejście się nie zmieniło. Brak słów. W tym
momencie warto przyjrzeć się na kolejnej kwestii.
Czy brak
zainteresowanie szkoły wynika z samego sytemu, czy tylko nauczycieli. W Kokoro
ga Sakebitagatterunda mamy jedynie jednego psora Kazuki Joushima. Luzak, lekko duch, tak go odebrałem. Mimo wszystko pod
koniec trochę, się zreflektował. No ciut przesadziłem, symbolicznie to zrobił.
Ktoś mógłby jeszcze
pomyśleć, że pomógł swojej uczennicy. Nic bardziej mylnego. Tym właśnie zajął się Takumi.
Początkowo nie wykazuje jakichkolwiek motywów swojego działania.
Ten przełomowy moment
wyszedł tak subtelnie jak poślizg na skrócę od banana. Tylko ci co są
miłośnikami starych czarno białych filmów będą kojarzyć tego typu sceny. W sumie
nie ma co się dziwić skoro już wypadły z obiegu.
Zabrakło mi spoiwa,
które by łączyło to w spójną całość. Dostałem za to coś połączonego tanią taśmą
klejącą. Szczęśliwe dalej jest już znacznie lepiej. Wbrew pozorom sama zmiana Naruse – chan nie jest jedynym celem,
no w sumie jest, ale dodano tu bardzo dobre tło musicalowe.
A co tam, napiszę nieco
w innej kolejności. Niekiedy finał, a w szczególności ostania część filmu
potrafi zwolnić i nieco znudzić. Tutaj jest całkiem inaczej. Postarano się, aby
chwaciło widza za serce i nie puściło, aż do napisów kocowych.
Kokoro
ga Sakebitagatterunda warto obejrzeć właśnie choćby z tego powodu. Co by było krzywdzące,
bo smacznych kąsków jest znacznie więcej. Żeby daleko nie szukać sama muzyka i
piosenki są perełkami wartymi waszej uwagi.
Nie zabraknie też interesujących zjawisk społecznych, a zostało to pokazane w dość
klarowny sposób. Czyli co dokładnie? Tylko ci co mają odwagę wyrażać się
decydować nie są „tłumem”, którym można kierować.
Celowo pominąłem
jeszcze parę szczegółów, aby zachować coś dla tych co się skuszą i obejrzą.
Kończąc tę recenzję
długą jak lista zakazów koronnych. Zachęcam gorąco do obejrzenia Kokoro
ga Sakebitagatterunda cudowna fabuła, fantastyczna oprawa i ta muzyka coś
miodnego. Ocena 9/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz