Recenzja Jestem Legendą


Siedzimy w domach, a przynajmniej ci co muszą. Warto spędzić ten czas w jakiś rozsądny sposób. Przygotowałem dla was pewną propozycję filmową. Tym razem nie będzie to anime.

Przypomniał mi się stary film, który obejrzałem kilka lat temu. Jest to dramat opowiadający o konsekwencjach wspaniałej „szczepionki”. Wbrew pozorom nie będzie to materiał propagandowy tak zwanie #antyszczepionkowy. Jestem Legendą pokazuje co robią pseudo leki, które mają rzekomo pomagać, a jedynie napychają forsą kieszenie korpo. 


Dobra, zaraz zacznę tu jakiś manifest tworzyć, a chodziło o całkiem coś innego. Film, który miał premierę w 2008 r. przedstawia wydarzenie po epidemii wirusa w Nowym Yorku. Jestem Legendą podzielono go na kilka aktów, są to wspomnienia głównego bohatera Robert Neville granego przez Will Smitha. Nie będę uszlachetniać tej produkcji, bo z perspektywy czasu widzę dość dobrze znane schematy.

Mamy tu, a jakże panikę tłumu przez, którą przedziera się protagonista z rodziną. Reżyser dzieli i procuje nam wydarzenia z przeszłości Roberta, aby w końcu pokazać co się stało z jego bliskimi. W sumie nie trudno się domyślić po tym co zobaczmy już w pierwszej połowie.


Sam początek filmu jest dość powolny nie spieszy się z przedstawieniem co się dzieje, choć mamy nie wprost, lecz pośrednio wyjaśnione co jest źródłem tej tragedii. Miasto jest pokazane jak jeden wielki labirynt tylko, gdzie nigdzie rzucone są ujęcia robione obiektywem szerokokątnym dającym nam panoramiczny widok. Natomiast nie pożałowano tradycyjnego wjazdu na down town, czyli ścisłe centrum. Nie kuję to w oczy, czy coś tylko czuje się pewne przejedzenie, czy też zmęczenie materiału.

Poszczególne sceny, które skupiały się na Neville są tak kadrowane jakby ktoś cały czas go obserwował go z boku. Dało to efekt poczucia bliskości z tym biedakiem. Do ważniejszych momentów zaliczyłbym fragment, gdzie wchodzi do wypożyczalni i rozmawia z manekinami. Silna jest potrzeba posiadania kogoś obok, a przynajmniej świadomość, że się ma do kogo odezwać. 
  

Początkowo wydało się, że będzie to film w którym występować będzie tylko jeden aktor i armia statystów. Szczęśliwie okazało się inaczej. W drugiej połowie zjawiają się kolejni ocaleni. No i tutaj zaczyna się pewne niedomówienia. Ktoś zastawił pułapkę i to całkiem dobrą. Pytanie teraz kto i czemu. Miejsce wybrano takie, że wydawało się, że mogli być to zarażeni.

Jest jedno duże „ale”. Czemu wykorzystano manekina z wypożyczalni do tego? Nikt nie wiedział o tym, a na pewno nie poszukiwacze (ci łysi), którzy nie mogli go zobaczyć za dnia. Podejrzenia padają na nowo poznanych ocalałych. Teoretycznie pasowałoby to jak ulał. Jest jednak kolejny problem. Robert zostaje przez nich uratowany. Dzięki temu nic się nie zgadza, a sama scena jak wpada on w sidła i dynda tam jak kiełbasa jest w takim razie niczym innym jak zapchaj dziurą.


Dobrze, że nie postanowiono wstawić więcej takich „perełek”. Co do samej gry aktorskiej to nie mogę się czepiać. Wilii Smith i spółka wykonali naprawdę świetną robotę. Widać było, że wczuli się w role.

Generalnie szczerze polecam tę produkcje znajdziecie tam wszystko co trzeba. Natomiast jedyne co będzie was straszyć to wyraźnie przestarzałe CG monstrów i nic poza tym. Podsumowując ten długi jak kwarantanna tekst. Sięgnijcie śmiała, bo na pewno się nie zawiedziecie, a może nawet przypadnie wam do gustu.

Podzielcie się w komentarzach jakie warto jeszcze filmy o bieżącej wirusowej tematyce warto obejrzeć. 

Udostępnij:

4 komentarze:

  1. zrób recenzje filmu 12 małp (1995)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeden z lepszych filmów w tych klimatach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to masz rację, oddaje ludzkie oblicze tych wydarzeń.

      Usuń

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania