Życie mamy tylko jedno, a pewne rzeczy możemy zrobić wyłącznie raz. Zacznijmy więc tę opowieść przed burzą, która dopiero nadejdzie...
Przed Wami druga część jednej z najlepszych gier, jakie miałem okazję zagrać – Life is Strange. Ale uwaga – to nie sequel, lecz prequel serii. Moi drodzy, oto Life is Strange: Before the Storm, wydane w 2017 roku przez Square-Enix i stworzone przez Deck Nine.
Kiedy
słońce zastąpi deszcz
Jednak kiedy dowiedziałem się, że za prequel nie odpowiada DONTNOD, tylko studio Deck Nine, pojawiły się wątpliwości. Dlatego postanowiłem poczekać na wydanie całego sezonu. Ostatecznie zaopatrzyłem się w edycję deluxe, która zawierała bonusowy epizod „Żegnaj”. A teraz zobaczmy, czy rzeczywiście było coś przed tą burzą…
Zagrajmy
w grę...
Akcja gry odbywa się w
tym samym mieście co pierwsza część, czyli w Arcadia
Bay. Kto by mógł się spodziewać, że powrót na stare śmieci,
będzie tak fajny. Mamy tu w sumie ponowne wykorzystanie tych samych miejsc, ba
mało tego, nawet ujęć, które będą mrugnięciem do fanów tej serii. Nie martwcie
się, cała kampania nie będzie wielkim backtracking'iem. Będą to jak wspomniałem
wyżej znane miejscówki, ale ukazane z innej perspektywy. Ujrzymy parę nowych
lokacji w mieście, jaki i w domu Chloe, która jest główną bohaterką. No, skoro
wspomniałem już o niej, to też została "odświeżona". Ci z was, którzy
polubili ją za pozytywnie zakręcony charakter i skłonność do ryzyka będą mieli
okazję zobaczyć jej inne oblicze. Chloe jest bardziej nieśmiała i mniej skłonna
do grania pierwszych skrzypiec. Nie będzie to spoilerem kiedy wspomnę, że jej
ojciec nie żyje. Jest to dość istotny fakt, bo na tym etapie protagonistka
bardziej odczuwa stratę bliskiej dla niej osoby. Autorzy starali się to
podkreślić poprzez nawiedzające ją sny i tu pokazali klasę. Temu elementowi LiS mógłbym dać z czystym sumieniem maksymalną
ocenę.
Tu byłem, lecz odszedłem
Jakby fabuła Life is Strange: Before the Storm poszła tą samą drogą co jej poprzedniczka. A miałbym ocenić tę grę w kilku słowach to
powiedziałbym, że jest to niemalże idealna "imitacja" pierwowzoru
zawierająca wszystko to, za co pokochałem oryginał. Niestety jest inaczej, co
prawda nie zawiodłem się, ale "opadu szczęki do Chin" nie było.
Czułem się tak, jakbym grał w tę produkcję po raz drugi lub trzeci, a
największe emocje miał dawno za sobą. Po przejściu pierwszego epizodu zastanawiałem
się, czy podjąłem może jakąś decyzję, której konsekwencje objawią się w
przyszłości. Na szczęście na końcu jest lista naszych wyborów i wtedy
dowiedziałem, które wydarzenia były ważne z punktu widzenia twórców. Żeby nie
było tu pewnych niejasności, gra sygnalizowała te momenty odpowiednim filtrem i
efektem dźwiękowym. Jednak brakowało mi sytuacji, na pozór nieważnych, lecz
brzemiennych w skutkach. Zaraz ktoś mi wytknie, że misja z odzyskaniem
pieniędzy dla Franka była przepełniona takimi zdarzeniami i w całej produkcji
znalazłoby się ich więcej. Tylko jakoś nie mogę sobie ich przypomnieć. Prócz
kilku głównych, tych mało istotnych.
Szach
mat!
Nie winię
za to Deck
Nine, bo mieli oni związane ręce. Dużo wydarzeń nie mogło się potoczyć inaczej
z tego powodu, że DOTNOT już ustaliło ich zakończenie, przez co Chloe musiała
wylecieć ze szkoły itp. Twórcy mieli małe pole do popisu, co nie zmienia faktu,
że przydałoby się więcej wyborów, które mogłyby mieć w tej historii większe
znaczenie. To co zrobili bardzo dobrze, to odtworzenie stylu twórców oryginału.
Bohaterowie są wyraziści, przez co łatwo się z nimi utożsamiać. Czarne
charaktery też są wiarygodne i takie prawdziwe. Dzięki temu oglądamy ten
"interaktywny film" z zainteresowaniem. Warto się odnieść do
przedstawionych tu relacji między poszczególnymi postaciami. Nie są one proste
w swej budowie, wprost przeciwnie, mamy tu do czynienia ze sporą złożonością, ale
dzięki różnorodności w dialogach, które możemy wybierać, mamy możliwość przeprowadzenia
ciekawych rozmów.
Ale,
o co chodzi?
Artykuł ten przybrał dość "dziwną"
formę, bo odszedłem całkiem od schematu w jakim dotychczas pisałem i nawet nie
wspomniałem o czym jest gra. Fabuła opowiada o przyjaźni Chloe i Rachel Amber.
Wspólnie z "zaginioną" z pierwszego LiS odkrywamy sekret jej rodzinny i kłamstw jej ojca. Nie zabraknie
też trudnych tematów, jak nowy partner rodzica, który zajmuje miejsce
poprzedniego. No i co się z tym wiąże, buntu dziecka wobec tego typu zdarzeń.
Tematyka narkotyków też została poruszona, ba nawet z nią wiąże się samo
zakończenie gry. Niestety, moim zdaniem potraktowano ten wątek jedynie jako tło
dla akcji. Generalnie starano się wypełnić ten tytuł trudnymi problemami i
pokazać je w rzetelny sposób, lecz czułem niedosyt i brak ostatecznych szlifów.
Co do mechaniki gry, jedyną nowością jest tu walka na riposty, które zastąpiły
cofanie czasu. "Potyczki" polegały na odpowiednim słuchaniu
przeciwnika i właściwym dobraniu odpowiedzi. Do grafiki i podkładu
dźwiękowego nie będę się odnosił, bo mamy tu to samo, co w poprzedniej części. Jeśli
więc wam się tamta oprawa audiowizualna podobała, to ta też przypadnie do
gustu.
Czy warto kupić Life is Strange: Before the Storm? Tak,
mimo małej liczby wyborów w grze, to wciąż dobra odsłona tej serii. Nie czułem
się zawiedziony i nie żałuję zakupu. Dużym plusem są rozwinięcia pewnych
wątków, które już dobrze znamy, np. czemu Chloe ma niebieskie włosy. Nie
zabrakło też genialnych kadrów rzucających się w oczy tym, co grali w powszednią
część. Zapewne zauważyliście, że czasami dodaję ocenę liczbową, a robię to, żeby
dać jednoznaczną odpowiedź na zadane powyżej pytanie. Moja ocena za całą
produkcję to 8/10.
A was LiS:BtS przekonał do siebie i wywołał
szybsze bicie serca? Napiszcie, jak odbieracie tego typu produkcje, które nie unikają
poważnych tematów.
No
i na koniec ogłoszenie parafialne. Komentujecie i klikajcie na tę niebieską
łapkę w górę :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz