Znacie
te historie, które opowiada mistrz gry? Zaczyna się od karczmy, gdzie
tajemniczy gość siedzący w kącie z nieznanych powodów zawsze rzuca się w oczy.
Daje dyskretnie znać, aby do niego podjeść i wtenczas zaczynamy przygodę
naszego życia.
Gry
dla jednego gracza są za drogie
Nastały
ciemne czasy, tak groźne jak te, których najstarsi nie pamiętają. Coraz
głośniej słyszy się od wydawców i samych twórców, że produkcje dla jednego
gracza to przeszłość. Wielcy wydawcy chcą jak mniejszym kosztem zarabiać na
naszych ukochanych grach coraz to większe pieniądze. Jednak jest nadzieja, bo
wciąż są ludzie, którzy rozumieją na czym polega ta praca, a są to pracownicy
CD Project..., a nie chwila, oni też, lecz mowa tu o Larian Studios. Pokazali
środkowy palec wydawcom! Eee, znaczy chciałem tylko powiedzieć, że jednak nie
skorzystają z pomocy łasych na łatwą mamonę smutnych panów z korporacji.
Autorzy Divinity: Original Sin zwrócili
się o pomoc do samych zainteresowanych, czyli do graczy. Produkcja doczekała
się nawet edycji rozszerzonej. Ci z was, którzy będą ogrywać ten tytuł na PC
dostają podstawkę za darmo i vice versa. Natomiast na konsoli już trzeba płacić
oddzielnie za podstawkę i za edycję rozszerzoną.
W
niniejszej recenzji omawiam wydanie g.o.t.y. Divinity: Original Sin - Enhanced Edition z 2015 roku.
Zacznijmy
od początku! W Divinity: Grzech
Pierworodny możemy grać sami lub w trybie wieloosobowym. Jeśli zdecydujemy
się grać ze znajomymi rozgrywka znacząco się zmienia. Dokładnie rzecz ujmując
decyzje musimy wtedy podejmować wspólnie, a jeśli będziemy mieć sprzeczne
zdania, gra "rzuci kostką" na podstawie statystyk graczy. Do podobnych
sytuacji dochodzi też gdy gramy sami, z tą różnicą, że wtedy decyzja
podejmowana jest po mini gierce w kamień, papier i nożyce. Przejdźmy teraz do
kolejnego menu tworzenia bohaterów. Trochę zajęło mi to czasu, co prawda nie
tyle co w Skyrim. Ilość klas i możliwość ich personalizacji pod swoje
widzimisię naprawdę mnie zaskoczyło. Mogłem zrobić mądralę, który przegada
każdego (w grze kamień, papier, nożyce) lub woja, którzy załatwi wszytko siłą.
Gra nie ogranicza nas w tym względzie. Jak ma się ochotę, to nic nie stoi na
przeszkodzie, aby zrobić np. maga tanka, co mija się z celem, ale to już inna para
kaloszy. Osobiście postawiłem na bezpieczny układ i stworzyłem rycerza oraz kapłankę. Moim zdaniem jest to optymalny duet na początek.
Nadchodzi czas pogardy...
A
teraz o fabule słów kilka. Tak jak wspomniałem wyżej mamy dwójkę bohaterów,
którzy są Łowcami Źródła i walczą z plugawymi magami źródła. Roderick jest
wojownikiem z dużym bagażem przejść w swoim życiu. Natomiast Scarlett to
wskrzeszona kobieta, z zanikiem pamięci odnośnie swojej przeszłości (jakie to
"oryginalne"). Celem ich jest rozwiązanie zagadki tajemniczego
morderstwa radnego w miasteczku Cyseal.
Od
samego początku Divinity wita nas "jajkiem
wielkanocnym" i to o dwóch nawiązaniach. Z kim wam się kojarzy człowiek,
który nie posłuchał ojca i poleciał w stronę słońca? Co mówicie? Ikar? Jak
najbardziej! Kolejne nawiązanie może być nieco trudniejsze dla młodszych
graczy. Chodzi tu o The Elder Scrolls
III: Morrowind, gdzie spadł nam z nieba pewien Npc. Wróćmy do naszej
historii. Sama fabuła ma jeszcze jedno dno. W drodze do miasta spotykamy
kobietę o wyjątkowo nieprzyjaznym usposobieniu (-10 pkt. dla Pośredniczki od
reputacji) i wtedy rozpocznie się pierwsze starcie z przyzwanymi przez nią
nieumarłymi.
Potyczka odbywa się turowo, lecz o rozgrywce napiszę trochę później. Wraz z rozwojem wydarzeń dowiadujemy się od pewnego chochlika, że zagraża światu Smok z pustki. O, co widzę? Podnosi ktoś rękę tam z tyłu! Głośniej proszę! Pierwsza część Dragon Age? Tak, masz rację, widoczna jest inspiracja tamtą grą. I w ten sposób znamy cel naszej podróży. Musimy ratować świat przed demonem z nicości.
Potyczka odbywa się turowo, lecz o rozgrywce napiszę trochę później. Wraz z rozwojem wydarzeń dowiadujemy się od pewnego chochlika, że zagraża światu Smok z pustki. O, co widzę? Podnosi ktoś rękę tam z tyłu! Głośniej proszę! Pierwsza część Dragon Age? Tak, masz rację, widoczna jest inspiracja tamtą grą. I w ten sposób znamy cel naszej podróży. Musimy ratować świat przed demonem z nicości.
Najpierw zrób to zadanie!
Divinity: Grzech Pierworodny jest staroszkolnym rpg, które ma dawać masę rzeczy do roboty, a także być wyzwaniem dla naszych szarych komórek. Na samym początku nie czułem tego, a miałem wrażenie jakbym grał w Diablo 3. Może dlatego, że grafika jest równie cukierkowa i mamy ustawioną kamerę z lotu ptaka (niekiedy wkurza to brakiem możliwości zmiany). Gra zachęca nas do eksplorowania, co wiąże się z oprawą graficzną. Nawet nie wiecie jak byłem zaskoczony tym, że tytuł ten nie ma wydawcy. A jednak przez trzy lata gra nic się pod tym kątem nie postarzała, lecz ma jeden minus. Modele postaci ludzi, zwierząt i potworów z bliska przypominają mi te z pierwszej odsłony Risena. Niestety, mimo że gra wygląda dobrze, nie posiada klimatu.
Czegoś mi brakowało. Hmm, jak to ująć? Nuty ekscytacji?, napięcia? Trudno powiedzieć, po prostu atmosfery tam za grosz. Gra niestety jest zbyt "sterylna" pod tym względem. Z bohaterami, z którymi dane było mi spędzić czas, nie mogłem się zżyć. Nekromantę Johana poznajemy jako żądnego siły dupka, który gardzi wszystkimi. Potem poznajemy Madorę (zawsze przekręcam na Madare z anime Naruto), z nią niestety nie jest lepiej. Wiecznie widzi wszędzie zagrożenie, co z fabularnego punktu widzenia jest jak najbardziej uzasadnione, jednak jej paranoja działała na mnie odpychająco. No i nasz duet łowców! Z nimi to się dopiero "ubawiłem", ich zachowanie przypomina stare małżeństwo w czasie rozwodu.
Grunt
to kreatywność!
Dobra, pora na pochwały,
bo zaraz wyjdzie, że gra jest do niczego. Divinity
zaskoczyło mnie swoją oryginalną rozgrywką. Pojęcie to jest dość szerokie,
bo w rozgrywkę wchodzi wiele elementów. Pierwsza rzecz, mamy turowy system
walki. Każda czynność, którą podejmowałem wymagała odpowiedniej liczby punktów
akcji. Oprócz tego była możliwość wycofania się z ruchu i przesunięcia naszej kolejki
na sam koniec, za co dziękowałem autorom. Opcja ta pomogła mi, gdy Scarlett nie
nadawała się do pierwszej rundy walk. W czasie potyczek często
wykorzystywałem zawartość areny. Nie było tam dużego wyboru, ale na szczęście
prawie zawsze stałą jakaś beczka z prochem lub wodą. Larian Studios naprawdę
się namęczyło wymyślając róże elementy, które mogły zmienić sytuacje w czasie bitwy.
Przykładem może być ziemia oblana ropą, bo gdy tylko wróg stał na takim
obszarze to, aż się prosiło o podpalenie.
Muszę jednak zauważyć, że możliwość ta działa też w drugą stronę. Kiedy zdarzyło się mi stanąć przy stągwi ze środkami wybuchowymi, dość szybko tego pożałowałem. Były jednak sytuacje, które mnie szczerze zaskoczyły, np. granat miłości. Gdy tylko takim rzuciłem w przeciwnika, ten zaczął walczyć po mojej stronie. Dzięki takiej eksplozji uczuć nie raz wygrywałem. Inna sytuacja to możliwość dostania się do zamkniętych pomieszczeń. Na pierwszej mapie kampanii trafiłem do opuszczonego kościoła. W środku była zagadka do rozwiązania, ale nie będę zdradzał jaka. No, może odrobinę pomogę.
Aby rozwiązać ją trzeba było dostać się do oddzielonej części. Drzwi, które blokowały wejście były zakratowane. Mogłem zrobić wtedy kilka rzeczy: otworzyć je wytrychem, zniszczyć (prawie wszystko można rozwalić, więc jeśli nie mamy umiejętności otwierania zamków zawsze można użyć miecza) lub wykorzystać zaklęcie do teleportacji. Efektem ubocznym były zadane punkty obrażeń własnemu członkowi drużyny. Zalecam jednak zapamiętać ten trick. Możliwości nietypowych rozwiązań w rozgrywce jest znacznie więcej, lecz najczęściej zwycięstwo wynika z dobrze przemyślanej strategii.
Muszę jednak zauważyć, że możliwość ta działa też w drugą stronę. Kiedy zdarzyło się mi stanąć przy stągwi ze środkami wybuchowymi, dość szybko tego pożałowałem. Były jednak sytuacje, które mnie szczerze zaskoczyły, np. granat miłości. Gdy tylko takim rzuciłem w przeciwnika, ten zaczął walczyć po mojej stronie. Dzięki takiej eksplozji uczuć nie raz wygrywałem. Inna sytuacja to możliwość dostania się do zamkniętych pomieszczeń. Na pierwszej mapie kampanii trafiłem do opuszczonego kościoła. W środku była zagadka do rozwiązania, ale nie będę zdradzał jaka. No, może odrobinę pomogę.
Aby rozwiązać ją trzeba było dostać się do oddzielonej części. Drzwi, które blokowały wejście były zakratowane. Mogłem zrobić wtedy kilka rzeczy: otworzyć je wytrychem, zniszczyć (prawie wszystko można rozwalić, więc jeśli nie mamy umiejętności otwierania zamków zawsze można użyć miecza) lub wykorzystać zaklęcie do teleportacji. Efektem ubocznym były zadane punkty obrażeń własnemu członkowi drużyny. Zalecam jednak zapamiętać ten trick. Możliwości nietypowych rozwiązań w rozgrywce jest znacznie więcej, lecz najczęściej zwycięstwo wynika z dobrze przemyślanej strategii.
Zanim przejdę do podsumowania,
jeszcze parę słów o systemie zadań. Dotąd w żadnej innej grze nie trafiłem na
taki bałagan. Pierwsza rzecz, nie ma podziału na misje główne i poboczne. To
jest akurat najmniejszy problem. Gorszą rzeczą jest sprawa ich łączenia się. Divinity przyzwyczaja nas szybko do
zawiłych i niestandardowych zagadek (jak na dzisiejsze standardy). W pewnym momencie potrzebowałem
"klucza" do usunięcia bariery. Zacząłem szukać po całym terenie, wszędzie i to dosłownie (pewien troll to mnie
zapamięta), i co się okazało? Aby odnaleźć szukany przeze mnie item musiałem
wykonać inne zadanie. Wynika to z faktu, że poszczególne misje bardzo mocno
zahaczają się. Radzę więc tym, którzy jeszcze nie grali, aby zajrzeli do opisów
innych questów, gdzie znajdą pokrewne zlecenia,
co na pewno pomoże w rozwiązaniu bieżących problemów.
Czy
warto zakupić grę? Jeśli macie dużo
czasu to tak, Divinity: Grzech
Pierworodny jest naprawdę długą produkcją. Wymaga cierpliwości i zaparcia,
ale sądzę, że warto się nad nią pochylić.
Troche sie pogubilem w Twojej recenzji. Sam opis gry fajny, info o wszelkich plusach i usterkach przydatne. Ale mam wrazenie, ze chyba polaczyles dwa teksty w jedno - recenzje gry i opinie na temat gier dla jednego gracza vs grupowych. Moze warto rozdzielic temat i rozwinac przemyslenia o grach dla jednego gracza vs grupowych. Pozdrawiam. Trzymaj tak dalej! Tomek
OdpowiedzUsuńGra oferuje tryb dla jednego gracza i wieloosobowy. O tym drugim tylko wspominam na początku. No i jeszcze przedstawiam pewne podobieństwa w kwestii podejmowania decyzji. Cała reszta dotyczy jedynie gry solo z botami.
UsuńPrzede wszystkim uważam, że przydałaby się wzmianka o tym, że to drużynówka, i to niekoniecznie z tylko dwiema postaciami :) Dla mnie recenzja raczej przyjemna, obszerna i dość szczegółowa.
OdpowiedzUsuńSłuszna uwaga, mogłem wspomnieć, że spotkani bohaterowie mogą dołączyć do drużyny, choć niekoniecznie muszą.
UsuńHej, super recenzja. A czy masz możliwość zrecenzowania drugiej części gry? Divinity: Original Sin 2
OdpowiedzUsuńWłasny edit: Dopiero teraz wyskoczył mi bar z info, że to recenzje z perspektywy czasu :), także pytanie już nieaktualne :)
UsuńDzięki za pytanie :D Co prawda w bieżącej chwili nie mam drugiej części. Czekam aż stanieje tak do 100 zł (obecnie widziałem ceny ok. 161 zł) Jak tylko wpadanie mi w ręce na pewno zagram ;D A jeśli masz propozycje co do kolejnych recenzji lub publicystyki pisz śmiało!
UsuńTak nawiasem mówiąc druga część gry to Beynond Divinity a nie Original Sin II
UsuńProponowałbym Gothic/Gothic 2 i jak się prezentuje obecnie na tle dzisiejszych erpegów :). Budowa świata, możliwości rozwoju potaci, rozmowy (porównanie do Fallout 4 :D). Takie tam.
OdpowiedzUsuńMam te gry, więc nie widzę problemu, aby zrobić o nich recenzje. Dobrze, porównam je z dzisiejszymi rpg. Na razie skończę pracę nad zaczętym tytułem i wezmę się za Gothic. Jeśli się wyrobie to wrzucę recke na bloga w następnym tygodniu.
UsuńHej, proponowany przez Ciebie teks jest już na blogu :D
Usuń